czwartek, 11 grudnia 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 17

Śmiertelne zawody

*** Perspektywa Percy'ego ***

Gdy już nacieszyłem się powrotem Ann, zacząłem rozglądać się za Synem Aresa, bo w końcu mieli wrócić razem.
- Gdzie zgubiłaś Marka?- zapytałem z nadzieją w głosie.
Annabeth przewróciła oczami.
- Dlaczego go nie lubisz? Jest spoko.
- Zaraz nie lubię... Po prostu martwię się, bo nie wiem czy przeżyłby minutę bez pomocy innych- mruknąłem pod nosem.
- Yhmm... No to muszę cię uspokoić. Nic mu się nie stało. Tylko ktoś podpalił Domek Aresa- spojrzała na mnie podejrzliwie.- Nic ci o tym nie wiadomo?
Ogarnęła mnie taka euforia, że najchętniej poszedłbym i pogratulował temu, kto to zrobił, ale musiałem ukryć emocje, żeby nie zdenerwować Córki Ateny.
- Jak ktoś mógł być tak nieodpowiedzialny i eee... To okropne.
- Percy, nie zgrywaj się. Przecież wiem, że to ty- powiedziała spokojnie Annabeth.
- Ja!?- oburzyłem się. Może i nie utrzymywałem najlepszych relacji z dziećmi Aresa, ale to nie w moim stylu. Ja wpuściłbym im stado szerszeni lub jakiś gaz trujący. Ale podpalić? W sumie to całkiem niezły pomysł... Miałem już coś powiedzieć, ale przerwano mi. Jak zwykle.
Martha i Dominik podeszli do nas. Córka Zeusa przywitała się, ale Annabeth nie zwracała na nią uwagi, tylko przypatrywała się uważnie Dominikowi.
- A ty to kto?- zapytała Córka Ateny.
- Jakże uprzejme przywitanie. Też miło mi cię poznać- wyciągnął do niej rękę na przywitanie. Uścisnęła ją ze zdumieniem.- Jestem Dominik, Syn Posejdona.
- Syn Posejdona?- wymamrotała. Córka Ateny Przeniosła wzrok na mnie, później znowu na niego.- To ty podpaliłeś Domek Aresa?
- Tak- przyznał się bez bicia. 
- Brawo, stary...- wyciągnąłem rękę, aby przybić piątkę, ale Ann spiorunowała mnie spojrzeniem. Chyba się trochę zapędziłem.- Ekhem... To znaczy, jak mogłeś zachować się tak nieodpowiedzialnie i skandalicznie...- patrzył na mnie jak na idiotę. W sumie mówiąc te słowa czułem się jak ostatni dupek. Powinienem mu pogratulować. W końcu nie wytrzymałem- Bo przecież wszyscy kochamy Dzieci Aresa i po prostu nie wierzę, że mogłeś im to zrobić. Niejeden śmiałek próbował. Gratuluję...
- Wiem, że powinienem ich przeprosić- wciął mi się w słowo. Otworzyłem oczy ze zdumienia, że co?- To naprawdę nie miało tak wyglądać...Rozumiem, że to co zrobiłem jest kary godne. Domek miał spłonąć cały, a nie tylko do połowy- uśmiechnął się łobuzersko. Annabeth na początku była zadowolona, że żałował tego, co zrobił, ale teraz wyglądała na oburzoną. Z resztą ja też dałem się nabrać.
- Kurcze. Już myślałem, że ty tak na serio...- odetchnąłem z ulgą.
Córka Ateny przewróciła oczami.
- Jesteście siebie warci- burknęła.
- Oj przestań. Remont dobrze im zrobi, w końcu ten domek był beznadziejny- Martha próbowała pocieszyć Annabeth, ale jej to nie wychodziło. Widocznie Dzieci Wielkiej Trójki nie mają tego w genach. Po pierwsze zaczęła od złej strony, bo to własnie Ann zaprojektowała ten domek. Starałem się jej jakoś powiedzieć, żeby przestała, ale nic z tego.- Widziałaś ten wystrój? Zero gustu...- ciągnęła. na szczęście moje starania zauważył Dominik i po minie Córki Ateny zrozumiał, o co mi chodzi. Syn Posejdona dał Córce Zeusa mocnego kuksańca w brzuch.
- ODBIŁO CI!?- wrzasnęła.
- Już dawno- chwycił ją za nadgarstek i odciągnął w bok.- Czy ty się kiedyś zamkniesz?
Martha zmierzyła go morderczym spojrzeniem, ale się nie odezwała.
- Rozumiem, że nie pomożesz w jego odbudowaniu?- Córka Ateny zwróciła się do mnie.
- Wiesz, że jestem kiepski w te klocki. Zrozum. Tylko pogorszyłbym sprawę- powiedziałem tak spokojnie, jak tylko potrafiłem. Chyba wiadomo, że nienawidzę potomstwa Aresa, i że z ich domku zrobiłbym cyrk albo stodołę.
- Rozumiem doskonale- Annabeth obróciła się na pięcie i poszła w kierunku Domku boga Wojny.
-  Zrozum. Jestem kiepski w te klocki- przedrzeźniała mnie Martha.
- Przymknij się- warknąłem.
- Powinieneś z nią porozmawiać- poradził mi Dominik.- Strasznie się wkurzyła.
- Przejdzie jej- oznajmiłem.
- Na pewno. Annabeth nie chowa długo urazu, bo przecież dawno by już zerwali- powiedziała sarkastycznie Córka Zeusa.
- Sugerujesz coś?- zapytałem.

***

W południe Chejron ogłosił, że odbędą się zawody w poszukiwaniu Skarbu Jeziora. Ochotnicy mieli zgłosić się do centaura. Bardzo chciałem się na to zapisać, bo miałbym spore szanse na wygraną, ale dowiedziałem się, że jestem w składzie jury, w który wchodził jeszcze Dominik i sam Chejron. Jak widać sprawiedliwość jest jeszcze na tym świecie. Każdy z uczestników miał mieć butlę tlenową, gdyż nie każdy potrafi oddychać pod wodą. Jednym z zawodników była Annabeth, która jak widać postanowiła zrobić mi na złość. Próbowałem odwlec ją od tego pomysłu, ale ona się uparła, a ja nie chciałem, żeby jej się coś stało. Kiedy zająłem swoje miejsce obok Dominika, obserwowałem jak Chejron tłumaczy uczestnikom zasady. Centaur przydzielił nas do mierzenia czasu i całej papierkowej roboty, a sam miał pełnić funkcję ratownika, choć sam nie wiem jak pół koń ma ratować tonących zawodników. Najwidoczniej nie przewidział żadnych zgonów. Na trybunach wypatrzyłem Thalię i Nico. Chwilę potem za sobą usłyszałem głos Marthy.
- Percy, muszę się zapisać- położyła swoje zgłoszenie na stole. Ja i Dominik spojrzeliśmy na nią zaskoczeni.
- Przykro mi. Za późno- powiedziałem, kompletnie wyprowadzony z równowagi.
- Nie rozumiesz. Coś mi mówi, że to wygram- spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej- rzucił obojętnie Dominik, po czym wrócił do rysowania karykatury Chejrona na kartce, na której miał zapisywać punktacje. 
- Proooszę- nalegała Córka Zeusa. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Z chęcią zapisałbym ją, ale nie miałaby czasu na przygotowanie.
- Czego nie zrozumiałaś?- zapytał Dominik, widząc moje zawahanie.
- Co ci szkodzi- odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Posłuchaj. Nie mamy już butli tlenowych, więc nawet jakbyśmy przyjęli twoje zgłoszenie, nie mogłabyś pływać bez tlenu- wyjaśnił spokojnie mój brat, nie odrywając się od swojego zajęcia.
- Nie? No to patrz- warknęła i wskoczyła do wody.



*** Perspektywa Marthy ***


Wiem, że postąpiłam jak idiotka, ale musiałam mu udowodnić, że się myli. Z przyzwyczajenia wstrzymałam oddech, ale potem przypomniałam sobie, że potrafię oddychać pod wodą. Wzięłam głęboki wdech i wtedy się zaczęło. Coś toksycznego dostało się do moich dróg oddechowych i zaczęłam się krztusić. Głowę przeszył ogromny ból, jakby ktoś zdzielił mnie młotem pneumatycznym. W oddali usłyszałam sygnał wydany przez Chejrona. Wystartowali. Miałam nadzieję, że ktoś mnie znajdzie i jak najszybciej zabierze na brzeg. Marne szanse. Nagle nogi mi zdrętwiały, a zamiast nich wyrósł mi długi, potężny ogon. Wiedziałam, że włosy i oczy zmieniły kolor, więc skoro już się przemieniłam, to dlaczego ból narastał? Czułam jak tlen, który dostaje się do mojego organizmu, zatruwając go. Powoli opadałam na dno, wysuszona i spragniona wody, mimo że właśnie się w niej znajdowałam. W oddali zobaczyłam Annabeth, która uciekała przed kimś, a raczej czymś. Ból promieniował na oczy, więc ledwo widziałam całą sytuację.  Stworzenie to płynęło bardzo szybko i wiedziałam, że to tylko kwestia czasu kiedy ją dogoni. To coś chciało ją wykończyć. Zebrałam ostatnie resztki sił i popłynęłam w ich stronę. Każdy ruch był dla mnie wyczerpujący, a każdy oddech morderczy. Potwór złapał Córkę Ateny za nogi. W pewnej chwili zauważył mnie i gwałtownie skręcił w moim kierunku. Zniknął w mrocznej otchłani. Straciłam orientację w terenie. Nie miałam pojęcia na jakiej głębokości się znajduję, a co najgorsze nie miałam sił, by odepchnąć się i sprowadzić pomoc. Nagle coś chwyciło mnie za ręce, po czym związało je mocno do tyłu, a na dodatek ciągnęło mnie na dno. Brak wystarczających sił spowodował, że nie mogłam się ruszyć. To wszystko wydawało się takie ciężkie. Przed oczami przeleciał mi zarys postaci z wielką butlą tlenową.



Hejka :) Chciałam ten rozdział dodać szybciej, ale tak jakoś dopadł mnie brak weny. Muszę się przyznać, że pomysł na rozdział pojawił się dawno, dawno temu, ale trzeba to było złączyć w jakiś logiczny, spójny tekst, a z tym zawsze mam problem. W każdym razie teraz leżę chora, więc miałam czas jakoś to przemyśleć xdd Wesołych Mikołajek :D (takie spóźnione życzenia ;*)


poniedziałek, 24 listopada 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 16

Przepowiednia, a jednak...

***Perspektywa Marthy***

Rachel zaprowadziła mnie do innego pokoju, bo stwierdziłyśmy, że Percy potrzebuje trochę czasu, aby dojść do siebie po tym wszystkim. Jak sobie teraz tak myślę, to nie wiem co bym zrobiła, gdyby nagle Chejron powiedział mi, że Gaja zabiła Thalię. No dobra, jest ona strasznie wkurzająca i być może nie dożyję 30, bo ona wykończy mnie psychicznie, ale jednak jest moją siostrą. W każdym razie, gdyby bogini Ziemi ją zgładziła, to radziłabym jej unikać jakiegokolwiek spotkania ze mną, jeśli miałaby zamiar być jeszcze w jednym kawałku. Rudowłosa dziewczyna trzasnęła drzwiami tak głośno, że wybudziła mnie z tych rozmyślań o sposobie unicestwienia Gai. Usiadła na bardzo starej kanapie, która zaskrzypiała pod jej ciężarem, i gestem ręki pokazała, żebym przysiadła naprzeciwko niej. Po chwili spojrzała na mnie najdziwniejszym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Jej oczy świeciły jaskrawą, a co najważniejsze żywą zielenią. Nad powierzchnią podłogi unosiła się gęsta mgła. To było trochę przerażające.
- Masz bardzo imponującą przeszłość- powiedziała potrójnym głosem, nadal nie odrywając ode mnie wzroku.
- Co ty nie powiesz- palnęłam, ale Rachel zachowywała się jakby mnie nie słyszała, bo ona na pewno mnie nie słyszała, gdyż to nie była ona, tylko Wyrocznia. Nie, nie, to Rachel jest Wyrocznią. Ok, pogubiłam się.
- A jednak. Muszę dzisiaj zająć się twoją przyszłością, która jest zaskakująca, nawet jak dla mnie- oznajmiła Rachel.
- Mam się bać?- zapytałam. Chyba spodziewałam się jakiś słów pocieszenia lub zaprzeczenia z jej ust, ale ona nadal była w bez ruchu. Jej twarz nie miała żadnego wyrazu, więc nie wiedziałam jak się zachować. W pierwszej chwili chciałam wybiec i schować się w domku Zeusa, ale coś mnie powstrzymało. Ughh...głupia ciekawość. Rudowłosa dziewczyna gwałtownie wstała i przez chwilę wydawało mi się, że unosi się nad ziemią, ale to chyba tylko złudzenie. Wyrocznia patrzyła teraz ślepo przed siebie.


Córka Zeusa do walki stanie,
Mimo pewnej porażki wierzy w wygranie.
Szanse będą małe, bitwa będzie krwawa,
Dla nieprzyjaciela: czysta zabawa.
Przyjaciół ocali, choć wszystkich nie zdoła,
Lecz taka jest jej ojca wola.
Wrogie ostrze zada cios,
Pozna ona wtedy prawdziwy swój los.
Miłość zwycięży, nienawiść przegra,
A serce Gai niczym najtwardsza cegła.
Ostatni jej dech sprowadzi spokój,
Na całym świecie zapanuje pokój.


Wyrecytowała tak płynnie, jakby się tego nauczyła na pamięć. Gdy skończyła, opadła na kanapę, która wydała charakterystyczny dźwięk i zasnęła. Ja tu się zastanawiam nad znaczeniem tych wszystkich słów, a ona śpi. Bezczelność. Powtórzyłam sobie tę przepowiednię jeszcze raz i wywnioskowałam, że powinnam zacząć się bać. Co to znaczy Ostatni jej dech sprowadzi spokój? Czyli co? Mam umrzeć, żeby na świecie był pokój? Pfff...śmieszne. Nie potrafiłam dopuścić do świadomości, że mogę nie dożyć tej 30 i to nie z powodu Thalii, lecz Gai. Wolałabym nie wiedzieć, że umrę. Oprócz tego, iż mogę nie dożyć kolejnych wakacji to wszystko inne wróciło do normy, więc wyciągnęłam z szuflady stary koc i przykryłam zielonooką dziewczynę, po czym półprzytomna opuściłam pomieszczenie. Kiedy wyszłam z pokoju od natłoku tych wszystkich myśli zrobiło mi się słabo, więc usiadłam na skraju schodów. Dziwnie jest żyć ze świadomością, że twoja własna matka niepotrzebnie oddała za ciebie życie, i że za kilka dni możesz być już martwa. Schowałam twarz w dłonie i rozmyślałam nad tym bezlitosnym życiem.


***Perspektywa Percy'ego***


Nadal ledwo wiedziałem o co chodzi. Słowa Chejrona dotarły do rozumu, lecz serce ich nie przyjmowało. Wciąż łudziłem się, że to pomyłka lub sen, ale nawet ja nie mam tak realistycznych snów. Centaur stał w rogu, oparty o ścianę, patrząc na mnie z troską, współczuciem i smutkiem, a ja starałem się nie rozkleić i postanowiłem, że pomszczę Tysona, gdy tylko spotkam Gaję, czyli niedługo.
- Nie wiem czy powinienem- zaczął Chejron.- Ale mam też dobre wieści, o ile w takiej sytuacji można je nazwać "dobrymi wieściami".
- Słucham- mruknąłem. No gorszych wieści to już chyba nie usłyszę.
- Grover ostatnio pojechał do Londynu i wpadł, dosłownie, na pewnego chłopaka i rozpoznał, a raczej wyczuł, że to heros, więc sprowadził go do Obozu i kilka dni temu, jak to powiedzieć, Posejdon go uznał i teraz masz brata- wydukał. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby Chejron tak się jąkał. Nie miałem pojęcia czy się cieszyć, czy się złościć. Najpierw Posejdon pozwala zabić Tysona, a później uznaje pierwszego lepszego kolesia. Zdenerwowałem się, jednak ta radość maskowała gniew. - Pewnie chcesz go poznać- centaur jakby czytał mi w myślach. - Zaraz go przyprowadzę.
- Poczekaj- zatrzymałem go.- Chcę wiedzieć jak ma na imię i ile ma lat.
- Ma na imię Dominik i jest w wieku 16 lat, czyli tylko o rok młodszy od ciebie- uśmiechnął się blado.- Dużej władzy nad nim raczej nie będziesz miał. Powiem ci, że niezłe z niego ziółko. Był tu zaledwie kilka dni, a już zdążył nabroić.
Wiem, że nie powinienem, ale uśmiechnąłem się. Mam tylko nadzieję, że nie będziemy się zachowywać jak Córki Zeusa. Wszystko zależy od jego charakteru. Chejron wygalopował z pokoju i po dłuższej chwili wrócił z chłopakiem o brązowych, dłuższych, ułożonych w nieładzie włosach, dużych, seledynowych oczach, raczej mojego wzrostu. Z twarzy był do mnie podobny, więc wiedziałem, że to nie jest pomyłka. Mam brata.
- Hej- przywitałem się.
- Siema- uśmiechnął się i usiadł koło mnie na sofie.- Ty jesteś Percy?
-  Tak, to ja- odpowiedziałem. Była to trochę krępująca sytuacja, ale od razu przecież nie będziemy rozmawiać jakbyśmy znali się nie wiem jak długo.
- Ja was może zostawię samych- Chejron opuścił pomieszczenie.
- Skąd jesteś?- zapytał Dominik.
- Z Nowego Jorku, a ty? Zgaduję, że z Londynu- westchnąłem. Zawsze marzyłem o wycieczce do stolicy Angli.
- Z chwili obecnej tak, ale teraz chyba zmienię lokalizację- stwierdził poważnie, pewnie zastanawiając się gdzie teraz będzie mieszkał, bo Wielka Brytania daleko. Chciałem coś powiedzieć, ale do pokoju wparowała rozkojarzona Martha, w ogóle nie zwracając na nas uwagi.
- Ekhem, muszę ci kogoś przedstawić- spojrzała na mnie zaskoczona, a potem przeniosła powoli wzrok na Dominika. Otworzyła oczy ze zdumienia i stanęła jak wryta. Mój nowy brat z wrażenia, aż wstał z kanapy.
- Nie musisz. Znam go- burknęła, a na jej twarzy pojawiła się radość mieszana z gniewem. W oczach szalała burza jeszcze bardziej przerażająca niż zwykle.- Myślałam, że nie żyjesz- warknęła.
- Co za zbieg okoliczności. Ja też myślałem, że zginęłaś- przypatrywał się jej uważnie, jakby do końca nie wierzył, że to ona- Zmieniłaś się.
- To źle!?- spytała zdenerwowana.
- Skądże- uniósł ręce w geście kapitulacji.
- Myślałam, że wtedy nie miałeś jak uciec i cię zabili...
- Coś ci powiem. Chyba nie powinnaś myśleć. Lepiej zostaw to komuś bardziej zaaawansowanemu, kto wie na czym to polega. Ty jesteś za bardzo impulsywna i działasz pod wpływem chwili. Taka osoba powinna wiedzieć, że nie potrafi logicznie myśleć, więc powinnaś też się domyślić, że jest jakaś szansa, iż mogłem przeżyć- Dominik wygłosił swoją przemowę, która niezbyt zainteresowała Marthę, gdyż zaczęła ziewać.
- Znowu zaczynasz? Posłuchaj mam ADHD, więc być może działam pod wpływem impulsu, ale nie zapominaj, że ty też jesteś herosem i też masz ADHD- podsumowała bez entuzjazmu Córka Zeusa.
- Fakt- powiedział krótko Syn Posejdona.
Martha usiadła na fotelu i posmutniała jakby sobie o czymś przypomniała. Patrzyła przez chwilę w okno, po czym zwróciła się do Dominika.
- Jesteś Synem Posejdona, nie?- zapytała go.
-Podobno. Skąd wiedziałaś?- zdziwił się i usiadł z powrotem koło mnie na kanapie.
- Ty i Percy jesteście bardzo do siebie podobni- odpowiedziała dopiero po chwili. 
- A ty? Córką bogini Zemsty? Czy może boga Wojny?- próbował zgadnąć, ale to mu nie wychodziło. 
- Pudło. Jestem Córką Zeusa, więc uważaj sobie.
- Już się trzęsę- mój brat puścił do niej oko, a ona spojrzała na niego ironicznie.
- Pajac- mruknęła. 
- Jak się poznaliście?- szybko zmieniłem temat, bo coś mi się wydaje, że gdyby zaczęli się przezywać to szybko by się nie skończyło.
- Jeszcze w dzieciństwie- odpowiedział mi Syn Posejdona.- Dosyć dawno temu. Zawsze trzymaliśmy się razem.  Walczyliśmy z potworami i dziwiliśmy się, dlaczego tylko my je widzimy. Czuliśmy się wyjątkowi. Każda walka była dla nas niezłą zabawą. Zawsze wygrywaliśmy. Aż kiedyś, pewnego dnia było ich za dużo, odcięli mnie od Marthy, a gdy skończyłem walczyć jej już tam nie było. Byłem pewny, że ją zabili. Do dzisiaj- no tak, teraz wszystko jest jasne.  Martha kiedyś powiedziała mi, że kogoś jej przypominam, a teraz już wiem kogo. Nie chciała mi powiedzieć, bo wiązało się to z przykrymi wspomnieniami. Kto wie, może obwiniała się o jego śmierć?
- Percy- z zamyślenia wyrwał mnie jej głos- Powinieneś to zobaczyć. 
Kiwnęła głową w stronę okna. Spojrzałem w wyznaczone przez nią miejsce i zobaczyłem Ann, biegnącą w stronę Wielkiego Domu, a za nią spokojnie szedł Chejron.
- Zaraz wracam- rzuciłem przez ramię i wybiegłem z pomieszczenia na spotkanie z Annabeth.
- Percy!- rzuciła mi się w ramiona, delikatnie mnie całując. Oczywiście, iż odwzajemniłem pocałunek, ciesząc się, że jest cała i zdrowa.




Witam. Skończyłam ten rozdział i myślę, że był chociaż w małym stopniu ciekawy, bo naprawdę nie było mi łatwo go napisać. Stwierdziłam, że nie powinnam być poetą, ponieważ pisanie wierszem to nie moja bajka xddd Percy ma brata :) Nie potrafiłam go tak zostawić bez rodzeństwa ;p Mam już plan na nowy rozdział, więc muszę to gdzieś szybko spisać, żeby mi z głowy nie wyleciało :D Ślę pozdrowionka ;* 

środa, 29 października 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 15

Wiadomość od ojca

***Perspektywa Percy'ego***

Wszyscy byli już na miejscu zbiórki, tylko oczywiście Martha się spóźniała. Dziedziczka. Ona powoli zaczyna działać mi na nerwach. Już rozumiem, dlaczego Thalia jest na nią taka zła.
- Gdzie ona jest!?- Clarisse nie miała tyle cierpliwości co ja.
- Pewnie zaraz przyjdzie. Przede wszystkim zachowajcie spokój- bronił Córki Zeusa Nico.
- Powiedział, co wiedział- burknęła Córka Aresa.
- Nawet jeśli przyjdzie cała i zdrowa, to ja jej coś zrobię- Thalia powoli wychodziła z siebie. Były takie momenty, w których myślałem, że Marcie mogło się coś stać, ale znając ją, robi nam po prostu na złość. W sensie Thalii, bo mnie to nie obchodzi czy przyjdzie teraz czy później.
- Jestem!- nie minęła może chwila, a już usłyszałem za sobą znajomy głos. Obróciłem się i zobaczyłem Córkę Zeusa, która szła w naszym kierunku. Widać, że jej się nie spieszyło.
- Dłużej nie można było!?- zapytała sarkastycznie Thalia.
- Nie, bo byś się za bardzo o mnie martwiła- Martha posłała jej przesłodzony uśmieszek i gdy tylko Thalia go zobaczyła, a ich spojrzenia się spotkały, widać było, że za chwilę skoczą sobie do gardeł. 
- A gdzie Vanessa?- zmieniłem szybko temat.
- Poszła już. Po drodze spotkałyśmy chłopaków i zdecydowali, że nie opłaca im się już wracać- Córka Zeusa wzruszyła ramionami.
- A co cię oni obchodzą?- spytała Clarisse.- Zakochany?
- Nie, no coś ty- czułem jak się czerwienię.- Pytałem się ze względu na ciebie...
Czułem jak Córka Aresa, patrzy na mnie swoim zabójczym spojrzeniem. Minuty, a może nawet sekundy dzieliły mnie od śmierci. I gdyby nie Thalia, sztylet Clarisse znalazłby się w mojej szyi lub w ramieniu, bo nie wiadomo czy w szyję by trafiła. 
- Nico, po ilu nas weźmiesz?- ton głosu Córki Pana Nieba mówił wszytko. Niech tylko Syn Hadesa powiedziałby, że pojedynczo, to już musielibyśmy szykować pogrzeb.
- Spróbuję po dwóch- oznajmił od niechcenia Nico.
- No ja myślę. W takim razie Martha i Percy pójdą pierwsi, a później ja i Clarisse- powiedziała Thalia.- No dalej. Na co czekacie?
- Na specjalne zaproszenie- Martha pokazała siostrze język, ale Thalia nie mogła już jej nic zrobić, bo Nico w ostatniej chwili wziął nas w tą jakże szybką i ekscytującą podróż. Nienawidziłem tego typu transportu. Było strasznie ciemno, a mimo to czułem jak wszystko wokół mnie wiruje. Po niecałych 5 sekundach zrobiło mi się niedobrze. Na szczęście długo to nie trwało, bo nie ukrywajmy, ale jest to jeden z szybszych form podróżowania. Zamknąłem oczy, ponieważ jakoś lepiej jest mi to znieść, gdy niczego nie widzę.
- No otwórz już- usłyszałem głos Marthy, która delikatnie mnie szturchnęła. Otworzyłem oczy.
- Gdzie jest Nico?- zapytałem, widząc, że jesteśmy sami.
- Poszedł po resztę. Powiedział, że lepiej ci nie przeszkadzać, ale nie mogłam się powstrzymać. Chciałam zobaczyć twoją reakcję- obrzuciła mnie swoim badawczym spojrzeniem.- Cóż. Nic specjalnego.
Otrzepałem się z ciemnej i lepkiej ziemi, bo nie wiem jak, ale wylądowałem w błocie.
- Też czujesz jakby wszystkie twoje wnętrzności chciały wyjść na świeże powietrze i polecieć w kosmos?- Córka Zeusa próbowała się uśmiechnąć, ale coś jej nie wyszło. Była naprawdę blada.
Przytaknąłem, bo tylko na taki gest miałem siłę. Martha usiadła na ziemię, opierając się plecami o drzewo. Za chwilę dołączyła do nas reszta. Nikt się nie odzywał, ponieważ każdy czuł się tak samo. Jednak Syn Hadesa wyglądał chyba najgorzej, jakby miał zemdleć. Pamiętam, jak mówił, że to jest dla niego bardzo męczące, ale Thalia nic sobie z tego nie robiła. Trzeba było się zbierać, więc wszyscy z wielkim trudem ruszyli przed siebie w kierunku Obozu. Szliśmy w milczeniu przez las, bo zdaniem Thalii w lesie powinniśmy zachowywać się cicho. Bla bla bla, dalej już nie słuchałem. Nie minęło więcej niż 5 minut, a już widziałem bramę do Obozu Herosów. Kiedy przekroczyliśmy ją, czekałem na wiwaty i brawa, a tu nic. Wszyscy zajęci byli swoimi codziennymi sprawami, tak że nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi. Muszę jednak przyznać, że w Obozie wszyscy byli tacy jacyś smutni i przygnębieni. Przełknąłem ślinę. To może oznaczać, że Dionizos wrócił wcześniej z wakacji, bo nie wiem czy już wspominałem, ale Pan D. postanowił zrobić sobie krótką przerwę. Spojrzałem ukradkiem na Marthę, która była oburzona.
- NO CO WY!?- krzyknęła. Wszystkie spojrzenia zostały utkwione w niej, po czym dalej zabrali się do swoich zajęć- Też się cieszę, że żyjemy- mruknęła pod nosem.
- Kochani!- zobaczyłem galopującego w naszą stronę centaura.- Cudownie was widzieć!
Uśmiechnąłem się. Na widok Chejrona poczułem się taki jakiś bezpieczny. Choć nie zaskoczyło mnie to, ze na jego twarzy mieszał się smutek z radością, jak u wszystkich. Ale on chociaż cieszył się z naszego powrotu.- Naprawdę cudownie, że żyjecie, ale nie chcę owijać w bawełnę. Do rzeczy. Percy, musimy porozmawiać, Martha,ty musisz iść po przepowiednię do Rachel, no a wy jesteście wolni- wskazał palcem na Nico, Thalię i Clarisse, którzy odetchnęli z ulgą. Ja natomiast byłem przerażony. Co musi być tak ważne, że nawet nie mogę wziąć porządnej, gorącej kąpieli? Chciałem już się podburzyć i zbuntować, ale stwierdziłem, że jedna godzina mnie nie zbawi. Udałem się spokojnie za Chejronem do Wielkiego Domu.


***Perspektywa Marthy***

Byłam wściekła na Chejrona, ponieważ właśnie miałam zamiar się położyć i zasnąć na kilka dni. Tak po prostu się wyłączyć i odpocząć. Ale nie, musisz iść po przepowiednię. A co jeśli ta przepowiednia mi się nie spodoba? Można złożyć reklamację? Szliśmy w milczeniu. Ostatnio jest to naszą taką tradycją. Hah, nic nie mów, bo myślę. czasami zastanawiam się o czym oni tyle myślą. Jakby nie mogli pogadać. Pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Chejron to chyba myślał, jak urządzić swój pogrzeb lub jakie miejsce wybrać na tegoroczny urlop. Ciężko stwierdzić, gdyż minę ma jak posąg. A tak  w ogóle to ile żyją centaury? Ile on ma teraz lat? Bo nie wygląda nawet na wiek podeszły. W ciągu tych kilku dni, w których go nie widziałam, bardzo się postarzał. Może ma jakieś zmartwienie? Nie wypada zapytać się go o wiek, to takie nie kulturalne. Zanim się obejrzałam, przekroczyłam próg Wielkiego Domu. Na spotkanie wyszła nam rozpromieniona, rudowłosa Rachel. Zawsze jej zazdrościłam tego koloru włosów. Taki mały problem, bo zawsze chciałam być ruda i nawet kiedyś się przefarbowałam, ale nie uzyskałam tego efektu, na którym mi zależało.
- Hejka- powitała nas radośnie zielonooka dziewczyna.
- Hej- wymamrotałam. Wiadomość, że niedługo dostanę od niej jakąś mrożącą krew w żyłach przepowiednię, nie poprawiała mi nastroju. Rachel posmutniała, gdy tylko przeniosła wzrok na Syna Posejdona. Spojrzała na niego ze współczuciem.
- Tak mi przykro- oświadczyła.
- A niby dlaczego?- Percy wyglądał na zaskoczonego.Spojrzał wyczekująco na centaura.- Czy ktoś mi powie o co chodzi?- zdenerwował się.
- Percy, mamy wiadomość od twojego ojca- zaczął niepewnie Chejron.- Powiadomił nas, że Gaja oczyszczała swoje lochy z cyklopów...- zatrzymał się. Mina Percy'ego zrzedła. Dosyć długo trwało zanim zrozumiałam co to znaczy, gdy w końcu doszło do mnie, że Gaja pozabijała wszystkie cyklopy, które zajmowały jej lochy.
- Nie można było od razu powiedzieć, że ta wiedźma powybijała wszystkie cyklopy? Trzeba mówić tak, żeby człowiek musiał się domyślić?- wypaliłam oburzona. Percy wyglądał jakby zaraz miał zejść nam na zawał.
- Tyson- wydusił. Dopiero doszło do mnie, że Percy ma brata cyklopa, a raczej miał.
- Przykro nam- centaur próbował pocieszyć Syna Posejdona.- Może herbaty?
Percy patrzył tępym wzrokiem na ścianę, powoli się po niej osuwając. Wygląda na to, że Chejron nie uzyska już odpowiedzi.


Skończone szybciej niż to planowałam, ale znajcie dobre serce... mojej przyjaciółki, która nękała mnie po nocach i w ciągu dnia, żebym w końcu wstawiła ten rozdział i oto jest. Jak już mówiłam rozdział pisany pod wielką presją, więc nie liczcie na cuda. Jednak myślę, że najgorszy nie jest, długość chyba też dobra, więc ja jestem z siebie dumna :D Komentujcie ;*

sobota, 11 października 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 14

Ucieczka

***Perspektywa Percy'ego***


- Annabeth? Annabeth?!- wrzeszczałem jak opętany. Ale nic, pustka, cisza.
- Percy, ogarnij się...- mruknęła Martha.- Rozłączyła się. Nic na to nie poradzisz.
- A co jeśli coś jej się stało? Znam ją. To nie w jej stylu- martwiłem się.
- Po prostu się już opanuj...- burknęła Córka Zeusa.
- Łatwo ci mówić, ty nie...
- Dosyć! Już koniec!- przerwała mi Thalia.- Przestańcie, bo zachowujecie się jak dzieci.
Rzuciłem jej mordercze spojrzenie, ale nie ja jeden. Tylko, że gdyby Thalia nie była Córką Zeusa, to spojrzenie Marthy dawno by ją już zabiło. Ale dzielnie je wytrzymała.
- A ty to co?! Dorosła?!- oburzyła się Martha. Chciałem już dodać, że Thalia jest przecież teoretycznie starsza, ale to byłoby na moją niekorzyść.
- Po prostu chcę powiedzieć, że powinniśmy już wracać do obozu i więcej nie zwlekać. Choć znając ciebie i twój długi ogon...- nie dokończyła. Nie za bardzo zrozumiałem, o co jej chodziło, ale tak czy siak jeszcze bardziej wnerwiło Marthę. Myślałem, że zjedzą się żywcem. Obie patrzyły sobie w oczy gniewnym spojrzeniem. Nic nie rozumiem. Przed chwilą były normalne, a teraz wyglądało jakby chciały się na siebie rzucić.
- To może ja zobaczę, kiedy odlatuje samolot...- zacząłem niepewnie.- A wy postarajcie się jakoś dogadać.
Chyba tylko pogorszyłem sprawę.
- Samolot? Pogrzało cię?!- Thalia widząc, że nie wiem, dlaczego to tak bardzo zły pomysł , zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wzięła głęboki dech, aby trochę ochłonąć.- Posłuchaj. Potrzebujemy jakiegoś szybszego sposobu, a nie samolotu- wyjaśniła zirytowana.
Nico wyglądał na przerażonego.
- Nie wiem, czy dam radę. To naprawdę męczące- wtrącił. Do tej pory to każdy przyglądał się z boku tej całej sytuacji za mną w roli głównej.
- Ale musisz. Za godzinę spotkajmy się na tyłach hotelu- oznajmiła Clarisse, wymieniając spojrzenie z Thalią.
- Racja. Macie godzinę na ogarnięcie się i wracamy do Nowego Jorku- Thalia powiedziała to do wszystkich, ale widać było, że ewidentnie zwracała się do Marthy.- A ty Nico, odpocznij.- dodała na zakończenie. Każdy poszedł w swoją stronę, tylko ja nie wiedziałem co z sobą począć. Ciągle zastanawiałem się, dlaczego Ann przerwała rozmowę.


***Perspektywa Marthy***

Miałam godzinę na zadanie wszystkich nurtujących mnie pytań. Cudownie. Jak ja to kocham. Zrób to, zrób tamto, masz godzinę. Ekstra. A na dodatek Vanessa nie może wrócić z nami, bo szuka Zary, złej syreny, a w Nowym Jorku jej nie było, więc po co ma zaczynać od początku. szukałam odpowiedniego miejsca, żeby nikt nas nie podsłuchał czy coś, choć wątpię czy ktoś by nas zrozumiał. Szłyśmy w kompletnej ciszy. Wciąż byłam zła na Thalię, a Vanessa widząc to, wolała po prostu milczeć. Dzięki jej za to. Musiałam wszystko sobie poukładać, a ta kłótnia z Thalią wcale mi w tym nie pomagała. Prawdę mówiąc, to nawet nie wiem, dlaczego jestem na nią taka wciekła. Nagle wezbrał we mnie taki gniew, że nie potrafiłam go opanować, a Thalia wydawała mi się za najlepszy cel, aby wyładować energię. Jeszcze Annabeth. Martwię się o ni, bo naprawdę ją polubiłam. Z zamyślenia wyrwał mnie cudowny widok. Zamrugałam. Czułam się jak w bajce. Znajdowałam się na górze pełnej przepięknych roślin, których na pewno nie ma w Ameryce. Trawa była mocno zielona i wyglądało jakby to miejsce nigdy nie zostało naruszone przez człowieka. Góra ta była wysoka, a widok miała z jednej strony na ocean, a z drugiej na miasto. Gwałtownie się zatrzymałam, rozglądając się dookoła. Czułam jakby czas zwolnił. Wydawało mi się, że każda sekunda trwa w nieskończoność. I nagle w mojej głowie eksplodował przeszywający ból. Miał swoje źródło między oczami, ale promieniował aż na tył głowy, rozłupując mi czoło niczym młot pneumatyczny. Musiałam zacisnąć usta, żeby nie zawyć z bólu. Nogi miałam jak z waty, więc podtrzymałam się najbliższego drzewa. Ból był tak oślepiający, że miałam wielką ochotę zmrużyć oczy, ale cudem udało mi się ich nie zamknąć.
- Martha! Poczekaj!- usłyszałam głos jakby z oddali, który ledwo do mnie docierał. Koło mnie stanęła zdyszana Vanessa. Czoło miała mokre od potu i ciężko dyszała.- Wreszcie! Już myślałam, że się nigdy nie zatrzymasz. Musiałam za tobą biec, aby nie stracić cię z oczu. Gdzie się tak spieszyłaś?
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że tak szybko idę- mruknęłam. Ból momentalnie ustał. Jakby wyrwała mnie  z jakiegoś transu.
Przyjrzała mi się uważnie.
- Wołałam cię, ale ty zachowywałaś się jakbyś mnie w ogóle nie słyszała. Coś ci jest?
- Mnie? Nie. Albo tak. Sama już nie wiem- przysiadłam zrezygnowana na głazie, który znajdowała się obok. Vanessa usiadła na trawie na przeciwko mnie i spojrzała na mnie wyczekująco.
- No co?- burknęłam.
- Coś ci jest albo coś cię gryzie...- ciągnęła. Nadal przyglądała mi się uważnie.
- Nic mi nie jest- skłamałam.- Ale mam pytanie.
- Wal śmiało- rzuciła obojętnie.
Na myśl przytłoczyło mi się pełno pytań. Ciężko było mi wybrać, które zadać pierwsze.
- Czy zawsze będę już miała srebrne oczy i czarne włosy?- palnęłam. To pytanie chyba najbardziej mnie niepokoiło.
- Nie. To będzie zależeć od faz księżyca. Gdy będzie pełnia, będziesz czuła przypływ wielkiej energii, a jednocześnie twój wygląd się zmieni. Włosy czarne jak węgiel, a oczy będą ci świecić żywym srebrem. Będziesz musiała być bardzo ostrożna, bo pełnia bardzo wpływa na nasze uczucia, niestety negatywnie. Złość, nienawiść i żądza mordu. To będzie ci towarzyszyć, więc wtedy lepiej odizolować się od jakiegokolwiek towarzystwa. Natomiast im bliżej nowiu, tym wszystko będzie wracać do normy. Podczas gdy księżyca nie będzie widać na niebie, twoje oczy będą koloru naturalnego, który być może nasili się, ale to tylko tyle. Tej fazy nie powinnaś się obawiać-  wytłumaczyła spokojnie.
- Dobrze wiedzieć- stwierdziłam.- A ile jest syren na świecie?
- Dużo. Ale muszę ci powiedzieć, że nie z naszego gatunku. Jesteśmy bardzo rzadkie, wręcz niektórzy uważają nas za wymarłe.
- A jakie są jeszcze gatunki syren?- zapytałam. Nie zostało mi dużo czasu, więc trzeba było się sprężać.
- Syreny Południowe. Ich jest chyba najwięcej. Są bardzo miłe i przyjacielskie. Syreny, które zamieszkują Morze Potworów. Jest ich już mniej niż poprzednich, ale nadal dużo. Są wstrętne i wredne, ale lepiej spotkać je niż nasz gatunek. My, czyli Syreny Północne. Jest nas najmniej i jak już wcześniej wspominałam, jesteśmy uważane za wymarłe, ale to nieprawda. Te syreny charakteryzują się tym, że mogą swobodnie chodzić po lądzie, a dopiero gdy chcą, to pod wodą zamieniają się w prawdziwe syreny- odpowiedziała na moje pytanie.
- Czyli mogą sobie chodzić na basen i pływać jakby nigdy nic?
- Tak, jakby nigdy nic- westchnęła.- Dlatego ciężko stwierdzić, kto jest taką syreną.
- A czy Syreny Północne mają ogony?- spytałam.
- Tak, A czemu pytasz?
- Bo ja nie miałam- oznajmiłam.
- To była dopiero twoja pierwsza przemiana. Na co ty liczyłaś?
- Na nic. Tak się pytam- trochę głupio mi się zrobiło, bo miała rację.
- Mam jeszcze jedno pytanie...- zaczęłam niepewnie.
- Mówiłaś, że syrenę może powstrzymać tylko prawdziwa miłość- wymamrotałam.
- No tak. W przypadku syren północnych, to chyba jedyne wyjście. Bo są jeszcze syreny południowe, ale one raczej nie mają takich problemów- wyszeptała zdziwiona takim oczywistym pytaniem.
- A jakby się zdarzyło, że no na przykład jakaś syrena nie ma swojego księcia z bajki. To co wtedy?- zapytałam. Gdy dotarły do niej te słowa, spojrzała na mnie przestraszona. Widocznie nic dobrego z tego nie będzie.
- Co masz na myśli?
- No ja jeszcze go nie spotkałam...-ciągnęłam dalej.
- Co?- ta wiadomość ją przeraziła.- Ale myślałam, że ty i...
- To źle myślałaś- przerwałam jej. Zapanowało dziwne milczenie. Vanessa zastanawiała się nad czymś zawzięcie.
- No. W takim razie będziesz musiała się pilnować podwójnie- powiedziała w końcu.
- To super- burknęłam.
- Posłuchaj. Ja też mam pytanie- oznajmiła szybko. Skinęłam głową na znak, że może je zadać.- Jak to możliwe, że twoim ojcem jest Zeus?
- Normalnie. W syreny wierzysz, ale w bogów olimpijskich to już nie. Oryginalne- palnęłam ironicznie.
- To oni istnieją?- zaskoczyła się.
- No.Wszystko co z mitologią jest związane, istnieje- wytłumaczyłam. Nie za bardzo zdziwiłam ją tą wiadomością.


***Perspektywa Annabeth***


- Co się stało- spytał Mark, bo ja nie mogłam niczego wydusić.
- Musicie uciekać i to teraz- wydusiła Atena.
- Ale...- zaczęłam.
- Teraz- powiedziała stanowczo moja mama. Nie miałam ochoty się z nią spierać, więc robiłam co mi kazała.
- Musicie przedostać się przez główną straż i zejść do podziemi...- oznajmiła Bogini Mądrości.
- Ale...- tym razem Mark musiał dodać swoje trzy grosze.
- No co?- zniecierpliwiła się Atena.
- Już nic- burknął.
- To dobrze. Potem idźcie przed siebie, a wyjdziecie na stepy. Tam łatwiej będzie wam wezwać pegazy, które zaniosą was do Obozu Herosów.
- A co z tobą?- zapytałam.
Uśmiechnęła się ponuro.
- Ja tu zostaję- powiedziała.- Zawarłam umowę i przysięgłam na Styks, więc nie mogę uciec, ale za to wy możecie. Jak spotkasz Zeusa- zwróciła się do mnie.- To przeproś go ode mnie.
- Oczywiście, ale przecież niedługo sama to zrobisz- próbowałam ją pocieszyć.
- Na pewno- posmutniała jakby nie była tego całkiem pewna. - Idźcie już. Wiem, że sobie poradzicie- zmieniła temat.
- Wrócę po ciebie. Obiecuję- powiedziałam do niej przez ramię, kiedy odchodziliśmy. 
Minęliśmy straż z łatwością i znajdowaliśmy się już w podziemiu. Tunel wyglądał na bardzo stary, został wybudowany jeszcze w średniowieczu. Był długi, ale czas minął mi bardzo szybko. Całą drogę rozmawiałam z Markiem, a przy nim nie liczyłam czasu. Wydawało mi się, że minęło jakieś dziesięć minut i wyszliśmy na świeże powietrze, na stepy. Zawołaliśmy pegazy i lada moment pojawiły się już koło nas. Powoli wznosiliśmy się ku górze. Cieszyłam się, że w końcu wrócę do Obozu, spotkam przyjaciół, że będę wreszcie w domu.


Skończone. Rozdział pisany powyżej miesiąc. Mój rekord :)
Mam nadzieję, że warto było czekać ;>
Komentujcie ;3


♥Marry♥

czwartek, 25 września 2014

Nominacje ;)

Hah, powiedziałabym, że wróciłam, ale niestety, to jeszcze nie powrót. Jak na razie to mam za mało czasu, żeby napisać rozdział :( Ale uwaga! Na pocieszenie dodam, że jak się dobrze zmotywuję to wstawię go w ten weekend :D Mam nadzieję, że się cieszycie, bo ja bardzo ^^ Szkoła mnie wykańcza, z resztą jak wszystkich i nawet nie wiecie jak mi brakuje pisania :) No ale ten post nie ma składać się z samych wyżaleń xddd Więc przejdźmy do rzeczy ;> Zostałam nominowana przez Radosną Oli i Vexa do LBA. Dzięki wielkie ;*

Pytania Radosnej Oli:

1. Co cię skłoniło do napisania bloga?
Nudna rzeczywistość ;) Chciałam trochę się od niej oderwać, ale też to, że lubię pisać :>

2. Ile masz blogów?
Tylko ten, resztę usunęłam, bo to był niewypał xddd

3. Jaka jest twoja ulubiona książka?
Chyba Percy Jackson. Tak zgaduję -.-

4. O czym myślisz w czasie nudnych zajęć w szkole?
W szkole? To ja w ogóle nie myślę :D No, a jak są nudne zajęcia to próbuję je jakoś rozkręcić xdd

5. Co najbardziej podoba ci się na swoim blogu?
Chyba te wszystkie komentarze ;*

6. Czym się interesujesz?
Już sama nie wiem. Tak często zmieniam zdanie, że się pogubiłam -.-

7.Co byś zrobił/a gdyby usunął ci się blog?
Powiem tylko, że radziłabym nie podchodzić za blisko xdd

8. Jaki jest twój ulubiony autor książek?
Hehe^^ Riordan i Rowling :)

9. Czytasz kryminały?
Ano. Kryminał to moje życie...

10. Wolisz książki czy ekranizacje?
Zależy czy książka ciekawa, bo jak nie to wolę ekranizacje *.*

11. Oceń swój blog w skali od 1 do 10.
Nie będę się przechwalać, ale 8 xddd

Pytania Vexa:

1. Co chcesz robić w przyszłości?
Sprzedawać lody na Słońcu xdd To taki mój cel życiowy :D

2. Jaką miałaś średnią w zeszłym roku?
No to uważaj, bo szczęka ci opadnie ^^ 5,45 ;p

3. Chciałabyś się przeprowadzić do innego miasta/państwa?
Ehe. Marzyłam, aby mieszkać w Ameryce, ale kolega uświadomił mi, że musiałabym mieć obywatelstwo, więc wstrzymam się :)

4. Lubisz grać w gry?
Ale planszowe czy komputerowe? Dobra mniejsza z tym, lubię oba rodzaje :D'

5. Do której poszłaś klasy?
Do klasy dwujęzycznej^^

6. Masz rodzeństwo?
A mam ;)

7. Łatwo cię zdenerwować?
Mnie? Ja jestem wręcz oazą spokoju xddd

8. Z natury jesteś miła, czy nie bardzo?
Musiałeś zadać to pytanie? -.- Więc powiem tylko, że od tygodnia staram się być najmilszą osobą na świecie, ale mi to niezbyt wychodzi :/

9. Ile masz blogów?
Tylko ten *.*

10. Jakiej muzyki słuchasz?
Rytmicznej ;p

11. Polecasz jakiegoś bloga?
Nie mam pojęcia jakiego polecić, żeby później się ktoś nie obraził xdd


Skończone :D
No, a teraz was zaskoczę o.O Postanowiłam, że dzisiaj będzie ten dzień, w którym dodam swoje nominacje ;) A więc, oto pytania:

1. Czy jest coś czego żałujesz?
2. Twój idealny dzień?
3. Najbardziej szalona rzecz jaką w życiu zrobiłaś?
4. Twój cel życiowy?
5. Jesteś pesymistą, optymistą czy może realistą?
6. Sposób w jaki się relaksujesz?
7. Najlepsza rzecz jaką w życiu zrobiłaś?
8. Bez czego nie można żyć?
9. Masz jakiś nałóg?
10. Lubisz wyróżniać się z tłumu?
11. Jaki masz charakter?

A nominuję:
Meggi
Breezy
Julie Jackson

To tyle :)


♥Marry♥

niedziela, 31 sierpnia 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 13

Urwana rozmowa

***Perspektywa Marthy***

Zamiast rozpalającego ciepła czułam przyjemny chłód. Zebrałam całą swoją odwagę i otworzyłam powoli oczy, będąc pewna, że właśnie znajduję się w Królestwie Hadesa, albo chociaż na jego dworku. Przygotowałam nawet mowę na powitanie. Problem w tym, że nadal byłam pod wodą. Obejrzałam się dokładnie. Miałam te same legginsy co wcześniej, kolorową bluzkę i co najważniejsze stopy. Bose stopy, a nie rybi ogon. Zdziwiłam się, ale strasznie ciężko myślało mi się pod wodą, więc odpuściłam sobie. Jedyne co się zmieniło to to, że widziałam wszystko wyraźnie, ponieważ biła ode mnie srebrna poświata. Wzięłam głęboki wdech, a wypuszczałam, nie wiem skąd wzięte powietrze, tworzyły się bąbelki. Mogłam oddychać pod wodą! Mimo wszystko się uśmiechnęłam. Ruszyłam przed siebie. Czułam, jakby jakaś siła przyciąga mnie w głąb oceanu. Przez moment miałam nawet taki pomysł, żeby ulec pokusie, ale wiedziałam, że tam na górze zamartwiają się i czekają, aż dam znak życia. Poderwałam się do góry, płynąc z taką gracją, że aż nie możliwe. Owszem, zawsze uwielbiałam pływać, ale nigdy nie przychodziło to mi z taką łatwością. Wynurzyłam się, łapiąc powietrze. Poczułam dziwny ucisk w płucach, ale to było tylko chwilowe. Wszyscy patrzyli na mnie z ciekawością mieszaną z zaniepokojeniem. No dobra. Percy wyglądał na rozzłoszczonego.
- Coś ty sobie wyobrażała!?- wrzasnął, kiedy podciągnęłam się na suchy ląd. Strasznie ze mnie kapało.- Odwaliło ci!?
- Przecież nic mi się nie stało- odparłam zirytowana. Po raz pierwszy, gdy patrzyłam na Percy'ego, poczułam coś dziwnego w żołądku. Zobaczyłam w nim coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Troskę. Martwił się o mnie. Przeniosłam szybko wzrok na Nico i poczułam to samo. Tyle, że nasze spojrzenia się spotkały. Patrzeliśmy sobie w oczy, w których widziałam ciepło, a zarazem smutek. Miałam wielką ochotę rzucić mu się w ramiona, ale jak na kulturalnego herosa przystało, powstrzymałam się.
- I co?- zapytał mnie się Syn Hadesa. 
Pokiwałam powoli głową, po czym zwróciłam się do Vanessy.
- Powiedz mi. Jak to możliwe? Przecież mój ojciec to Zeus, a matka była śmiertelniczką- spytałam. To było dopiero jedno z pytań, które miałam zamiar jej zadać.


***Perspektywa Percy'ego***

Miałem mętlik w głowie. Kompletnie nie wiedziałem co o tym myśleć.
- Nie musisz mieć w rodzinie żadnej syreny, żeby być syreną- odpowiedziała poważnie Vanessa na zadane jej pytanie- Wystarczy, że któraś syrena cię przeklęła.
Martha otworzyła szeroko oczy.
- Dlaczego niby miałaby to robić?- ledwo wydusiła.
Na jej pytanie odpowiedział Caleb.
-Kiedyś zakochała się we mnie taka jedna syrena, Zara. Chciała rzucić na mnie swój urok, ale nie udało jej się, ponieważ ja kochałem Justine. Gdy tylko znalazła powód swojego niepowodzenia, zabiła Jus- na samo wspomnienie w jego oczach pojawiły się łzy, ale nie rozkleił się.- Po jej śmierci, Zara wiele razy próbowała owinąć mnie wokół palce, ale ja za bardzo kochałem Justine, nawet po śmierci.
-Aha, spoko. Ale co to ma wspólnego ze mną?- zapytała rozkojarzona Córka Zeusa.
- Jesteś bardzo podobna do Jus- tym razem odezwał się Simon.- Kiedyś musiała cię spotkać, przypomniałaś jej Justine i przeklęła cię. Proste i logiczne.
Nie no, teraz to wszystko jasne.

***Perspektywa Annabeth***

Powoli podeszłam do jego łóżka, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał bardzo słodko, ale na samą myśl, że o tym myślę, zrobiło mi się niedobrze. Otworzył oczy.
- Gdzie ja jestem?- zapytał nieobecnym głosem.
- Nieważne- sama nie wiedziałam, gdzie jesteśmy. Z tego co podsłuchałam, wynikało, że w Rosji. Nie wiem tylko w jakim dokładnie miejscu.- Jak się czujesz?
- Nienormalnie- uśmiechnął się słabo.- Co się stało?
Odwzajemniłam uśmiech.
- Długa historia- zaśmiałam się.- Powiem tylko, że udawałeś superbohatera. Przez chwilę nawet latałeś.
- To super!- ucieszył się, ale mina szybko mu zrzedła.- Latanie to chyba nie jest moja mocna strona...
- Na to wygląda- nie mogłam przestać się śmiać. Jego mina była nieziemska. Czułam się przy nim bardzo swobodnie. Cieszyłam się, że jestem tu właśnie z nim, a nie kimś innym. On jedyny potrafił rozbawić mnie do łez.
- Trzeba się stąd wydostać- stwierdził.
- No, ale geniuszem to ty nie jesteś- powiedziałam, próbując chociaż przez moment się nie śmiać.
- Geniuszem może nie- posmutniał.- Ale w roli błazna sprawdzam się znakomicie!
- Hahaha, masz rację- oznajmiłam przez śmiech.
- Masz drachmę- zapytał nagle.
- Coś się znajdzie, a co?
- Przecież tutaj jest zlew. Można zadzwonić przez iryfon. Próbowałaś?- zrobiło mi się głupio. Nawet o tym nie pomyślałam. Podeszłam szybko do zlewu, lusterkiem odbiłam promienie słoneczne, przedostające się prze uchylone okno. Pojawiła się tęcza. Wrzuciłam złotą drachmę.
- O Irydo, bogini tęczy, przyjmij moją ofiarę- wyrecytowałam.- Pokaż mi Percy'ego Jacksona.
We mgle ukazał się Percy, a obok niego stali Nico, Martha, Thalia, Clarisse i jeszcze trzy osoby, które widziałam pierwszy raz w życiu. Rozmawiali o czymś zawzięcie. Byli tak pochłonięci rozmową, że nawet mnie nie zauważyli. Znajdowali się na świeżym powietrzu. Martha była cała mokra, więc najprawdopodobniej wpadła do wody.
- Pssst...- nie usłyszeli mnie.- Ej, wy!
Na dźwięk mojego głosu, aż podskoczyli.
- Annabeth- Thalia odetchnęła z ulgą.- Gdzie jesteś? Bo my w Japonii...
- W Japonii!?- przeraziłam się.- Ja właśnie jestem w kryjówce Gai, w Rosji. Gdzie was poniosło?
- Mówiłem, żeby poszukiwania zacząć od Rosji- tłumaczył się Percy.- Ale Thalia uparła się na Japonię...
- Jak ty się tam znalazłaś?- Córka Zeusa szybko zmieniła temat.
- Najpierw Atena tak jakby mnie porwała...
- Jak mogła!?- oburzył się Percy.
- Normalnie- przewróciłam oczami.- Może lepiej posłuchałbyś do końca?
- Mów dalej- stwierdziła Thalia, ukradkiem patrząc złowrogo na Percy'ego.
- No więc Atena była manipulowana przez Gaję. Teraz jakoś udało jej się ocknąć i postanowiła nas stad wydostać. Powiem jej, żeby przeniosła mnie i Marka do Obozu Herosów. Spróbujcie się tam jakoś dostać. Omówimy kilka spraw i wznowimy poszukiwania.
- Poszukiwania?- zdziwił się Syn Posejdona.
- Percy, ja nie wiem, gdzie dokładnie jest ta kryjówka. Będziemy musieli ją znaleźć- wyjaśniłam zirytowana.
- Dobra, dobra. Tylko pytałem- uniósł ręce w geście kapitulacji.
- Czyli mamy się spotkać...- Thalia nie zdążyła dokończyć, bo połączenie zostało przerwane. Do pomieszczenia wparowała przerażona Atena.


Hej ;> Skończyłam. Mam nadzieję, że się podoba. :D
Myślę też, że ten rozdział nie należy do najkrótszych ^^
Nie chce mi się rozpisywać, więc po prostu komentujcie ;3


♥Marry♥

piątek, 29 sierpnia 2014

Nominacje, nominacje ;D

Siemka. Zostałam nominowana do LBA przez MeggiNataly i Arię. Bardzo wam dziękuję. No, ale cóż. Nie mogę się za bardzo rozpisywać, bo muszę zabrać się do odpowiadania na pytania. Życzcie powodzenia, trochę ich jest ;>
Pytania Meggi:

1. Jaki serial oglądasz?
Oglądam to co leci w telewizji ^^, ale jeśli chodzi o konkretny serial to chyba Rodzinka Pl. Choć kryminałami nie pogardzę *.*

2. Kogo najbardziej podziwiasz?
Eeeee...chyba moją byłą panią od polaka. Wytrzymać całe trzy lata ze mną i moją debilną klasą, to wyczyn godny Nagrody Nobla. Choć nie powiem, traumę do końca życia to ona będzie po nas miała xddd

3. Najśmieszniejsza sytuacja w twoim życiu?
Trochę tego jest. Wszystkich nie pamiętam, więc wybiorę jedną z tych wakacji. Ekhem... Pojechałam do kumpla na działkę. Szczerze mówiąc, on jest bardziej przyjacielem rodzinny. Wracając do tematu, byłam tam z kuzynką, kuzynką i bratem. Więc siedzimy sobie przy stole na tarasie i nagle ni stąd ni zowąd on wchodzi na taras i zaczyna wąchać mi włosy. Nie wiedziałam co mam zrobić, więc zaczęłam się śmiać. Cała reszta patrzyła na nas jak na idiotów. On po chwili powiedział "Ładnie pachniesz". Wtedy to wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja szczególnie. Najlepsze było to, że jego idiotyzm nigdy nie dochodził do tego stopnia. Ta sytuacja jest bardziej idiotycznie głupia, ale wszystko co głupie jest chociaż w małym calu śmieszne. Ech, co ja gadam. Po prostu żadna inna nie przychodzi mi do głowy ;>

4. Liczy się dla ciebie zdanie innych?
Zawsze pytam się innych o ich zdanie na jakiś temat, a później biorę to pod uwagę. Więc raczej tak. :D

5. Twój ulubiony kolor?
Czarny lub fioletowy. Trudno wybrać :)

6. Kim chcesz zostać w przyszłości?
Obojętnie. Byle czymś w kierunku medycyny ^^

7. Czy przeczytasz kiedyś książkę, którą właśnie piszę xd?
Jak poinformujesz mnie, że jest w sprzedaży xd

8. Twój ulubiony aktor/aktorka?
Nie mam ulubionego ;)

9. Umiesz gotować?
Pewnie, ale za jakość nie odpowiadam xddd

10. Do której klasy teraz idziesz
Do 1 gimnazjum. Mój koszmar się dopiero zaczyna ;*

11. Lubisz jakiś sport?
Wystarczy, że jest piłka, a jestem w siódmym niebie *.*

Pytania Nataly:

1. Jaka jest twoja ulubiona książka?
Percy Jackson oczywiście. :D

2. Jakie cechy powinien mieć według ciebie prawdziwy przyjaciel?
Powinien potrafić znosić wszystkie moje humory xd No i oczywiście być szczerym, wyrozumiałym i prawdziwym :)

3. Kto jest twoim idolem?
Spider Man :>\

4. Kto jest twoim ulubionym bohaterem książkowym?
Voldemort, Percy, Nico, Annabeth, Thalia i nie pamiętam reszty ;p

5. Jaki jest twój ulubiony film?
Byle komedia lub science fiction. Najlepiej oba w jednym ^^

6. Czym się interesujesz?
Wszystkim, a jednocześnie niczym xd

7. Masz jakieś zwierzęta?
Miałam ;c Okazało się, że jestem nieodpowiedzialna. Podobno trzeba je karmić :(

8. Masz rodzeństwo?
Tak, mam. Brata :/

9. Jakiej muzyki słuchasz?
Głośnej xddd A tak na serio to chyba pop i rock.

10. Podoba ci się mój blog?
Jasne. A tak swoją drogą, to kiedy następny rozdział? Bo ja czekam *.*

11. Dlaczego piszesz bloga?
Bo lubię ;p

Pytania Arii:

1. Twoja ulubiona para literacka?
Percy i Annabeth. Chyba... sama nie wiem, lubię wszystkie xdd

2. Gdybyś miała możliwość zeswatania bohaterów (z pomieszanych książek) i zrobienia z nich pary to kto to by był?
Sama nie wiem. Jak dla mnie wszystko jest idealnie :)

3. Ulubiona książka polskiego autora?
W pustyni i w puszczy^^ Całą przeczytałam :D No może ostatni rozdział pominęłam, ale kto by sprawdzał.

4. Jaką miałabyś nadzwyczajną moc, gdybyś mogła sobie wybrać?
Chyba chciałabym latać, ale nic nie jest pewne. Potrafię zmienić decyzję z minuty na minutę. ;>

5. Ulubiony gatunek książek i filmów?
Komedia, akcja, science fiction.

6. Co byś zrobiła z milionem, gdybyś wygrała taką kwotę w totka?
Całą sumkę włożyłabym na konto oszczędnościowe xdd

7. Edward czy Jacob?
Jacob. Edward jest za blady :D

8. Jak chciałabyś mieć na imię?
Oliwia. Strasznie podoba mi się to imię ;3

9. Sławna osoba, którą podziwiasz?
Tusk xddd

10. Cytat z książki, który zapadł ci w pamięci?
Nie pamiętam. Skutki pamięci krótkometrażowej ;p

11. Czy uważasz recykling za coś wartościowego?
Tak, pewnie. Od jutra będę ekologiem ^^


Koniec. Trochę się zmęczyłam, nie powiem. Ok. Mam dla was małe info: w roku szkolnym rozdziały będę dodawać w każdą niedzielę. Właśnie jestem w trakcie pisania następnego rozdziału, więc dodam go w niedzielę. Listę nominowanych i pytania napiszę w osobnym poście. Życzę mile spędzonego ostatnich dni wolności. Wykorzystajcie je ;*
Pozdrawiam ;>


♥Marry♥

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 12

Nadzieja matką głupich

***Perspektywa Annabeth***


Patrzyłam się na Atenę oszołomiona. Odwaliło jej czy co? Musiałam jej się zapytać, czy nie zwariowała, ale postanowiłam zrobić to dyplomatycznie.
- Dlaczego myślisz, że chcemy wojny?- wypaliłam przez zęby. Jak ona mogła tak myśleć o swoich dzieciach? Przecież wcale nie jesteśmy podobni do dzieci Aresa.- Wiem, że każdy woli wygrywać, ale to sztuką jest przegrywanie- dodałam, widząc jej złowrogie spojrzenie, które posmutniało momentalnie.
- Sama nie wiem- powiedziała zamyślona.- Chyba chcę z wami spędzić więcej czasu. Gdy będziemy walczyć po te samej stronie, zbliżymy się do siebie- oznajmiła. Jej powód był jasny, ale i tak jej nie rozumiałam.
- Mogłaś zaprosić nas na herbatkę i herbatniki, a nie od razu rozpoczynać wojnę!
- Wiem, ale...- urwała, jakby bała się, że gdy to powie, pomyślę, że zwariowała. No trudno, było już za późno.
- Ale?- powiedziałam zachęcająco. Moja mama spuściła wzrok.
- Czasami wydaję mi się, że Gaja mną manipuluje. Od niedawna mówię rzeczy, których nie chcę, zachowuję się bardzo dziwacznie. Sama to zauważyłam, ale nic nie mogę z tym zrobić. Nawet ostatnio pokłóciłam się z Zeusem, co jest dla mnie nieprawdopodobne. Zazwyczaj jestem skłócona tylko z Posejdonem. Myślałam, że wojna to jedyne wyjście, ale najwidoczniej myliłam się- powiedziała to bardzo szybko, na jednym wdechu. No tak, wszystko teraz miało sens. To Gaja manipulowała moją mamą. Zrobiło mi się jakoś tak lżej na sercu. Atena wcale nie oszalała.
- Nie martw się- próbowałam ją pocieszyć- Zeus na pewno ci wybaczy. Przecież to twój ojciec- spojrzała na mnie wymownie- Może nie najlepszy, ale zawsze jest- dodałam szybko.
- Masz rację- westchnęła- Muszę być silniejsza, żeby przeciwstawić się Gai. Spróbuję was jakoś stąd wydostać- posłała mi przepraszający uśmiech.
Nie odezwałam się, ponieważ nie wiedziałam co powiedzieć. Wolałam po prostu milczeć.
Atena opuściła pomieszczenie, bo pokojem bym tego nie nazwała. Aranżacja ścian była beznadziejna. Kolory w ogóle nie pasowały do siebie. Położyłam się ciężko na łóżku, gapiąc się tępo w sufit, którego kolor jako jedyny był przemyślany i czysty. Zamknęłam oczy i gdyby nie to, że na łóżku obok zaczęłam słyszeć bezsensowne majaczenie, zasnęłabym. Jak najszybciej poderwałam się na równe nogi. Podeszłam do Marka i uważnie mu się przyjrzałam. Przebudzał się.


***Perspektywa Thalii***


Tyle co zrozumiałam z tego, co powiedział nam Nico to to, że Martha skoczyła do wody, chcąc dowiedzieć się prawdy, czy coś w tym stylu. Dobra nieważne. Wskoczyła do wody. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Uparta idiotka. Choć pewnie na jej miejscu zrobiłabym to samo. Pobiegłam za Percy'm, który gdy tylko to usłyszał, wystartował jak na Maratonie, mając nadzieję, że dobiegnie do mety pierwszy albo po prostu wpadł w szał. Ciężko mi rozróżnić. Kiedy znaleźliśmy się nad wodą, patrzeliśmy w nią intensywnie, próbując znaleźć jakiś kształt chociaż przypominający człowieka. Ale nic. Pustka. Woda była za ciemna, żeby cokolwiek zobaczyć. Z tego co wychodziło, jakieś pięć minut była pod wodą. Normalnie powinna wypłynąć. Spojrzałam błagalnie na Vanessę.
- Jakie są szanse, że ona jest syreną?-zapytałam.- Na ile procent jesteś tego pewna?
- Na 50%- odpowiedziała rozkojarzona.
-Co!? Ale przecież...
- Posłuchaj- przerwała mi.- Ona po prostu mogła mieć mocną aurę. I tyle. Tak czy siak, musiałam ją ostrzec, bo gdyby jednak okazało się, że nią jest, byłyby większe szanse, że nie zabijałaby z przyjemności.
- Ale jednak by zabijała?- spytał Nico. Wręcz wyjął mi to pytanie z ust.
- Tylko gdyby musiała, ale to też dałoby się powstrzymać- wyjaśniła, nadal patrząc intensywnie w nieruchomą taflę wody. Przeniosłam wzrok na Syna Posejdona.
- I co? Jest tam?- dopytywałam, Dopiero co znalazłam siostrę  i już miałabym ją stracić? Na dodatek miałaby utonąć? O nie. Nie pozwolę na to.
- Jest- powiedział krótko Percy. Odetchnęłam z ulgą.- Ale nie wiem czy żywa- dodał po chwili. Posłałam mu zabójcze spojrzenie.
Cały czas kręciłam się w kółko, jakbym miała pięć razy większe ADHD niż normalnie. Zastanawiałam się jak jeszcze mogę sprawdzić, czy żyje. Nagle mnie olśniło.
- Nico- powiedziałam ostro, zwracając się w jego stronę.- Słyszysz coś?
- Nie. Nic. Choć muszę przyznać, że naprawdę dziwnie się z tym czuję, bo nikt nie umiera. Co jest bardzo interesujące, bo zazwyczaj przypada jeden trup na pięć minut- zamyślił się. Spojrzałam na niego wymownie.
- Nie o to mi chodziło- oznajmiłam zdenerwowana.
- A nawet jeśli by umierała- dopowiedział zamyślony- To nie wiem, czy to działa również pod wodą.
Przewróciłam oczami. Otaczają mnie sami idioci.
- Mam tylko nadzieję, że Martha żyje- stwierdziłam zaniepokojona.
- Cóż. Nadzieja matką głupich- odezwała się wreszcie Clarisse. Okropnie mnie tym pocieszyła. Mogła zarówno nic nie mówić. Czułabym się tak samo.



Witam wszystkich po długiej przerwie :D
Przepraszam, że tak krótko, ale brak weny ;c
Kolejny rozdział postaram się dodać jeszcze w tym tygodniu. Obiecuję xdd
Komentujcie ;3


♥Marry♥

środa, 6 sierpnia 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 11

Nagle wszystko się skończyło

***Perspektywa Percy'ego***


Przyspieszyłem kroku. Na widok Thalii i Nico kamień spadł mi z serca. Potem zobaczyłem Clarisse, co nie wywołało na mnie wielkiego wrażenia. Szukałem wzrokiem Annabeth, ale jej nie znalazłem. Nie było jej z nimi. Coś musiało się stać. Zawiodłem się, bo bardzo chciałem ją zobaczyć. Jeszcze na dodatek przyczepili się do mnie Caleb, Vanessa i Simon. Tak, tak. Zdążyłem zapytać się o ich imiona. Naprawdę, byli całkiem spoko, ale przecież nie mam teraz czasu na nawiązywanie nowych znajomości.
- Cześć. Gdzie jest Ann?- wypaliłem, gdy tylko się zatrzymałem.
- Też się cieszę, że nic ci się nie stało, Percy- powiedziała sarkastycznie Thalia- Co z nią?
- Z kim?- na początku nie zajarzyłem o kogo chodzi.
- Z Marthą- wskazała głową w kierunku Córki Zeusa.
- Ach, tak- kompletnie zapomniałem, że mam ją na rękach- Zemdlała. Chyba jest chora.
Nico patrzył na Marthę z zaniepokojeniem.
- Powinniśmy pojechać z nią do szpitala- stwierdził, nie odrywając od niej wzroku.
- Już to proponowałem...
- Idioci- mruknęła Clarisse- Wiecie, co byłoby gdyby....
- Tak, wiemy- przerwała jej ostro Thalia, wskazując gestem ręki na moich nowych towarzyszy.
- Sorry- burknęła Clarisse. Gdyby nie Thalia, Córka Aresa wygadałaby wszystko, a oni dowiedzieliby się o nas. Głupia, niemyśląca Clarisse.
- Percy?- zaczął niepewnie Nico.
- Tak?
- Kto to?
- Ach! Zapomniałem was przedstawić-  wskazywałem po kolei palcem- To jest Simon, Vanessa i Caleb. Poznajcie Thalię, Nico i Clarisse.
Thalia patrzyła na mnie z zaskoczeniem. Jej spojrzenie mówiło "Skąd ich wytrzasnąłeś". W ramach odpowiedzi posłałem jej wymuszony uśmiech.
- Nie ma czasu do stracenia- stwierdziła nagle Clarisse- Musimy już lecieć.
Spojrzałem na moich nowych znajomych.
- Z chęcią polecimy z wami- oświadczyła Vanessa- Oczywiście, jeśli możemy- dodała szybko.
Uśmiechnąłem się.
- Pewnie- spojrzałem na pozostałych. Nie każdy był tego samego zdania co ja, ale nikt nie zaprzeczył.
- W takim razie- powiedziała Thalia, po chwili namysłu- Kierunek Japonia.
- A dlaczego nie Rosja?- zapytałem. Przecież logicznie myśląc, to w Rosji było większe prawdopodobieństwo, że spotkamy Gaję.
- Bo Japonia jest bliżej- warknęła Córka Zeusa. Z jednej strony ucieszyłem się, bo lot samolotem będzie krótszy.

***

Chwilę później znaleźliśmy się na lotnisku. To był chyba mój największy koszmar. Co kawałek stała jakaś maszyna lotnicza. Lotnisko to nie jest dobre miejsce dla Syna Posejdona. Uwierzcie.
Thalia kupiła bilety. Zdążyliśmy w samą porę, ale nie był to dla mnie zbieg okoliczności. Ktoś chciał żebyśmy zdążyli. Nie wiem tylko kto.

***

Siedziałem na siedzeniu w samolocie jak wryty. Nie miałem kompletnie ochoty podziwiać jak wysoko jestem nad ziemią, jak to robili inni. Na samą myśl, że jestem dziesiątki kilometrów od wody, robiło mi się niedobrze. W tych trudnym dla mnie momencie, wolałem po prostu podziwiać swoje brudne buty. Martha siedziała nieprzytomna obok mnie. Zaczęło mnie to bardzo niepokoić. Nie wiedziałem czy śpi, czy może umiera. Oddychała, więc domyśliłem się, że jeszcze nie poszła odwiedzić Hadesa. W chwilach, gdy nie martwiłem się o Marthę, miałem nadzieję, ze Annabeth jest już w drodze, tak samo jak my. Ale jakiś głos w mojej głowie temu zaprzeczał. Modliłem się też do ojca, że gdy znajdę Tysona, nie będzie on kupą pyłu, leżącą na dnie Tartaru.

***

Lot minął bardzo szybko. Może dlatego, że pół drogi przespałem. Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Japonii, nie zauważyłem dużej różnicy. Może było trochę mniejsze od naszego, ale to lepiej dla mnie. Bo przecież mniejsze lotnisko, oznacza mniej samolotów. Ależ ja się myliłem. Gdy już udało nam się przemknąć przez labirynt maszyn lotniczych, znaleźliśmy się w mieście. Byłem wykończony. Podsumowując musiałem odpocząć, ale nie ja jeden. Nico wyglądał gorzej niż zwykle, Thalia zresztą też. Zatrzymaliśmy się w pierwszym lepszym hotelu. Od razu poszliśmy do restauracji, która się w nim mieściła. W menu do wyboru były dania z ryżem. Po dłuższym namyśle zdecydowałem się na sam ryż. Byłem tak wymęczony, że nie zauważyłem, gdy znalazłem się w pokoju i zasnąłem.


***Perspektywa Marthy***


Obudziły mnie promienie słońca, które delikatnie przebijały się przez zasłonięte okno. Powoli usiadłam na łóżku, rozglądając się dookoła. Ból głowy ustał, ale nadal czułam się osłabiona. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Ubrałam buty i zeszłam po schodach na dół. Na pewno byłam w hotelu. Zatrzymałam się na chwilkę, żeby przeczytać ogłoszenie, które było napisane po angielsku. Wychodziło na to, że jestem w Japonii. W ogóle nie pamiętam, jak się tu dostałam. Nie miałam też pojęcia, gdzie jest Percy. Na samą myśl, poczułam dziwne ukłucie w sercu. Zdarzyło mi się to pierwszy raz. Pobiegłam przed siebie korytarzem. Nagle poczułam zapach jedzenia. Gdzieś tutaj jest restauracja. Nie czekając ani chwili dłużej poszłam za rozchodzącą się wonią. Gdy doszłam na miejsce, weszłam do środka i szukałam wolnego stolika. Mój wzrok zatrzymał się na znajomych twarzach. Odetchnęłam z ulgą. Przy ośmioosobowym stoliku siedział Percy, Nico, Thalia, Clarisse i jeszcze trójka osób, których skądś kojarzyłam. Podążyłam w stronę ich stolika. Jedno miejsce było wolne.
- Cześć- powiedziałam, siadając na krześle.
- Hej- westchnął Percy- Jak się spało?
- Dobrze- skłamałam. Nie chciałam powiedzieć prawdy, bo by się tylko zamartwiał. Spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę, która siedziała przy naszym stoliku. Jej oczy błyszczały żywym srebrem. Nie zwracała na mnie uwagi, dopóki nie poczuła mojego wzroku na sobie. Powoli podniosła głowę. Spojrzała mi w oczy. Próbowałam wytrzymać te spojrzenie, ale im dłużej, tym było gorzej. Po chwili moje ciało eksplodowało od środka bólem. Wszystko mnie paliło Szybko odwróciłam spojrzenie i wzięłam łyka wody. Nie pomogło.
- Co ci jest?-  zapytał mnie Nico- Wyglądasz inaczej.
- Co!?- spojrzałam na ręce. Wszystko było w porządku.
- Farbowałaś włosy?- spytała się Thalia. Odruchowo złapałam kosmyk włosów, który zawsze miał odcień brązowy. Teraz był czarny.
- A twoje oczy?- Percy, który siedział obok mnie, przyglądał mi się uważnie- Masz soczewki?
- Co?- spojrzałam błagalnie na Thalię. Przytaknęła.
- Są srebrne- oznajmiła- Miałaś przecież niebieskie.
Wszyscy, co do jednego, przyglądali mi się uważnie. Jakbym nie była sobą, tylko jakimś ufoludkiem. Gdy tylko poczułam na sobie spojrzenie dziewczyny, złapałam się z bólu za skroń.
- Boli cię głowa?- zapytała, patrząc na mnie z litością.
Pokiwałam głową.
- Ale wcześniej cię nie bolała?- dopytywała.
Powtórzyłam gest.
- Jestem Vanessa- nagle się przedstawiła- A to jest Caleb i Simon.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odezwał.
- Napij się tego- podała mi fiolkę z jakimś dziwnym zielonkawym płynem, który przed chwilą wyjęła z torebki. Z początku zastanawiałam się, czy ją od niej wziąć- Pomoże.
Powoli wzięłam od niej butelkę, odkręciłam zakrętkę i spróbowałam. Smakowało jak normalna woda, ale czymś się różniła. Nie mogłam stwierdzić czym. Czułam jak ten lodowaty płyn rozpływa się po całym moim ciele.
- Lepiej- zapytała, gdy oddałam jej pustą fiolkę.
- Tak- wyszeptałam. Spojrzałam pytająco na przyjaciół, ale oni tylko wzruszyli ramionami.
Nagle coś mi się przypomniało.
- Kto to Justine?
Caleb spojrzał na ścianę. Mina Vanessy posmutniała.
- Moja siostra- odpowiedziała.
- Co się stało?- Percy wyjął mi to pytanie z ust. Najwidoczniej też go nurtowało.
- Ona nie żyje- oznajmiła ze łzami w oczach- Zginęła.
- Przykro mi- bąknęła Thalia.
- Jak?- musiałam się zapytać.
- Utonęła- powiedziała spokojnie- A raczej skoczyła z urwiska do wody, ale nie z własnej woli- dodała szybko.
- Ktoś ją zepchnął?- spytałam. Ta historia strasznie mnie zaciekawiła. Chciałam poznać szczegóły. Przez moment myślałam, że nie odpowie, ale w końcu się odezwała.
- Wierzysz w mitologię- zadała bardzo nietypowe pytanie.
- Eeeee...- spojrzałam z zakłopotaniem na Percy'ego.
- Tak czy nie- nalegała bym odpowiedziała.
-Tak- powiedziałam niepewnie.
- Ok- wzięła głęboki wdech-  Zabiły ją syreny.

***

Przez chwilę nie wiedziałam, o czym ona mówi. Gapiłam się na nią jak na idiotkę. Kiedy doszły do mnie jej słowa, od razu zrozumiałam, że to może być prawda. Bo skoro istnieją inne potwory, to dlaczego nie mają istnieć syreny? Tylko że zawsze mi się wydawało, że syreny są raczej pokojowo nastawione. Zdziwiło mnie też to, że ona wierzy w syreny. Może jest jasnowidząca, albo też jest herosem? Natłok podobnych pytań zawadzał cenne miejsce w mojej głowie. Co prawda ból ustał, ale od tylu informacji znów zaczął się nasilać. Potem pomyślałam, że ona może robić mnie w balona, żartować sobie ze mnie. Szkoda, że wyglądała okropnie poważnie.
- Syreny?- wyjąkałam. Spojrzałam po kolei na Percy'ego, Thalię, Nico i Clarisse. Gapili się na Vanessę tak samo z nie do wierzeniem jak ja. Na twarzy Percy'ego malował się niepokój, jakby już kiedyś spotkał syreny. Muszę się później zapytać go o to. Vanessa spojrzała wyczekująco na Simona. On pokiwał głową na znak, że się zgadza.
- Posłuchaj- westchnęła ciężko- Głowa zaczyna cie boleć, gdy jestem w pobliżu, tak?- zapytała patrząc mi w oczy, w których widać było smutek. W tym momencie wszystko mnie zaczęło boleć. 
- To pewnie tylko zbieg okoliczności- stwierdziłam, łapiąc się za skroń.
Pokręciła przecząco głową.
- Nic nie rozumiesz, prawda?- nie spuszczała ze mnie wzroku. Kątem oka zobaczyłam, że wszyscy się na mnie patrzą z niepokojem.
- Nie- oznajmiłam- Jestem za głupia, żeby coś zrozumieć.
Twarz Vanessy złagodniała. Powiedziałabym, że się uśmiechnęła, ale ten uśmiech wyglądał, jakby ona nie umiała się śmiać, albo dawno tego nie robiła.
- Gdy jest w pobliżu ktoś taki jak ty, będziesz to czuła, niestety za pośrednictwem bólu- wyjaśniła łagodnie.
- Słucham?- zaskoczyłam się, a może bardziej zdenerwowałam. Nie potrafię tego opisać.- Ktoś taki jak ja? To czym ja jestem? Kosmitą?
Pokiwała niepewnie głową.
- Tak jakby, ale niezupełnie. Gdy w twoim otoczeniu znajduje się syrena, to będziesz to czuła- powiedziała wolniej. Otworzyłam oczy ze zdumienia. 
- Że co!?- krzyknęłam. Zapanowała głucha cisza. Nikt nie odezwał się ani słowem. Postanowiłam przerwać ta głupie milczenie- Czekaj, czekaj- pozbierałam wszystkie myśli, ale to nic nie pomogło. Za dużo wiadomości jak na jeden dzień- Nie jestem żadną syreną. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę.
- Owszem. Nigdy nią nie byłaś- odezwał się Caleb- Ale teraz jesteś.
Patrzyłam na nich z nie do wierzeniem, z resztą jak wszyscy. To przecież niemożliwe.
- Martho- zaczęła powoli Vanessa- Ja jestem syreną- oznajmiła- I czuję, że ty też jesteś...
Nie wytrzymałam. Było już tego za wiele. Wstałam.
- Nie jestem syreną! Jestem herosem! Córką Zeusa! Pana Nieba!- wrzasnęłam na cały głos. W restauracji zapanowała cisza. Wszyscy patrzeli na mnie jak na psychopatkę. Nie wiem, czy rozumieli po angielsku, ale na pewno stwierdzili, że jestem upośledzona, bo wrócili do poprzednich zajęć. Nie zaskoczyło ich, że na czystym, błękitnym niebie pojawiły się błyskawice, a w oddali słychać było grzmoty. Zdawało się, że dla nich to norma.
- Uspokój się- rzekł łagodnie Percy, sprowadzając mnie na ziemię- Tylko spokojnie, bo jeszcze kogoś pozabijasz.
Powoli usiadłam. Trochę mi zajęło zanim się opanowałam, ale w końcu udało się. Gdy tylko usłyszałam głos Vanessy, zrobiło mi się tak niedobrze, że wybiegłam na świeże powietrze.
Hotel położony był nad oceanem. Najdziwniejsze było to, że nie było tutaj plaży. Wyglądało to jak wielki, słony basen. Usiadłam na najbliższej ławce z widokiem na wodę, obserwując prądy morskie. Wsłuchiwałam się w szum oceanu, aż usłyszałam za sobą kroki. Ktokolwiek to był, zatrzymał się.
- Mogę się przysiąść?- zapytał.
Pokiwałam głową.
- Jak się czujesz?- spytał się Syn Hadesa, gdy usiadł koło mnie.
- Nijak- westchnęłam- Nie wiem, co o tym myśleć.
- Ja też- spojrzał na nieruchomą taflę wody- Gdyby tylko był jakiś sposób, żeby zobaczyć, że to prawda...
Spojrzałam na niego ze zdumieniem. Właśnie podsunął mi świetny pomysł.
- Jesteś genialny!- krzyknęłam.
Przełknął ślinę.
- Co zamierzasz zrobić?- wyglądał na zaniepokojonego.
- Wskoczę do wody i zobaczę, czy potrafię pod nią oddychać- oznajmiłam powoli i stanowczo, jakbym chciała sama siebie do tego przekonać.
- A co jak nie będziesz potrafiła?- zapytał nie przekonany do mojego genialnego pomysłu.
- To będzie oznaczać, że to wszystko to kłamstwo- odpowiedziałam.
- A jak utoniesz?- dopytywał. Nie dawał za wygraną. Co za kretyn.- Co wtedy?
- Idź po Percy'ego- powiedziałam- Będzie robił za obstawę.
Nico spojrzał na mnie niepewnie.
- Naprawdę tego chcesz?
- Tak- rzekłam zdecydowana- Muszę się dowiedzieć prawdy.
- Tylko uważaj na siebie- oznajmił- Ok?
- Ok- przewróciłam oczami- Idź już.
Pobiegł w kierunku restauracji. Ja w tym czasie zdjęłam buty, rozpuściłam włosy i zebrałam całą swoją odwagę.
- Martha! Co ty...!?- nie dowiedziałam się co chciał mi powiedzieć Percy. Nie chciałam wiedzieć. Mogłam się tylko domyślać, tylko po co. Wzięłam głęboki wdech i wskoczyłam do oceanu. Otworzyłam oczy. Nie widziałam za dobrze. Woda miała zielonkawy kolor. Było tu dosyć głęboko i ciemno. Popłynęłam w dół. Położyłam się płasko na dnie i czekałam. Nagle wszystko zaczęło mnie palić od środka. Zamknęłam oczy, które teraz szczypały mnie od soli. Głowa bolała mnie tak mocno, że myślałam, że zaraz eksploduje. Poczułam, że brakuje mi powietrza. Płuca ściskały mnie od środka. Serce skurczyło mi się i nie mogło się rozkurczyć. Chciałam wypłynąć na powierzchnię, ale moje ciało stało się ciężkie jak kamień. Krew pulsowała mi w uszach. Niczego nie słyszałam. Zdawało mi się, że ktoś mnie woła, ale myślałam, że to tylko moja wyobraźnia. Pragnęłam, żeby to wszystko się skończyło. Modliłam się do ojca, żeby już umrzeć. I nagle moje życzenie się spełniło. Wszystko się skończyło.



Chciałam ten rozdział podzielić na dwa mniejsze, ale zdecydowałam, że powinien być dłuższy.
Później skarżylibyście się, że czujecie niedosyt xdd
A ja nie chce, żebyście byli głodni :D
Co wy na to? Może być? *.*
Komentujcie ;>


♥Marry♥


niedziela, 3 sierpnia 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 10

Smutna prawda


***Perspektywa Marthy***


Posejdon już dawno wrócił do oceanu, a Percy nadal stał tam jak słup, wpatrując się w, teraz już nie ruchomą, taflę wody. Długo mi zajęło, zastanawianie się, czy pójść do niego, czy też może zostawić go tam samego. Cóż, mam za dobre serce. Powoli poszłam w jego stronę. Nie czułam się najlepiej. Ból rozsadzał mi głowę. Kiedy byłam coraz bliżej, w ogóle mnie nie zauważył. Nawet na mnie nie patrzył. Co było bardzo dziwne, bo ostatnio ciągle mi się przyglądał. Teraz stałam tuż za nim.
- Bu!- krzyknęłam. Odwrócił się. Musiałam go wyrwać z zamyślenia, ponieważ ledwo zdał sobie sprawę, że stoję przed nim.
- Co ty robisz?- przestraszyłam go. Patrzył na mnie jakbym była duchem. Jednak dawało mi to dziwną satysfakcję.
- Nieważne. Co ci powiedział?- zapytałam.
- Co?
- Co ci po-wie-dział?- powtórzyłam pytanie, tym razem wolniej i dzieląc wyrazy na sylaby. Widocznie nadal był głową w chmurach.
- Ach, tak- westchnął- Nic.
- Całe pół godziny gadaliście, a powiedział ci tylko: nic!?- zdenerwowałam się. Coś przede mną ukrywał.
- No, tak jakby- rozejrzał się, jak gdyby dopiero wylądował na ziemię- Wydaje mi się, że powinniśmy już iść.
- Powinniśmy już iść pół godziny temu!- wrzasnęłam. No co? Przecież to prawda. Przez to wszystko straciliśmy tylko cenny czas, którego było coraz mniej. Tak bynajmniej mi się wydawało.
- Ok. Masz rację- przyznał wreszcie- Nie potrzebnie gadałem z ojcem.
- Właśnie!- ucieszyłam się.
- Ale nie byłoby tak, jakbyś go nie wkurzała- dodał.
- Och, zamknij się- warknęłam. Patrzył na mnie oskarżycielsko. Przewróciłam oczami- Może nie potrzebnie obraziłam Posejdona, ale to jest silniejsze ode mnie. A po pierwsze to jego wina. Ja go nie chciałam utopić. Jeśli chcesz wiedzieć, to nie przeproszę go, jeśli on pierwszy mnie nie przeprosi. To co powiedziałam powinno ci wystarczyć.
- Ważne, że chociaż po części się przyznajesz. To mi wystarczy. Mimo, że uważam, że zachowujesz się jak jakiś niewychowany bachor...- urwał, bo spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- Dzięki za komplement- mruknęłam. Wiedziałam, że ma po części rację, ale nie chciałam tego przyznać. Na to niech nie liczy.
- A tak swoją drogą- zmienił temat- Nie wyglądasz najlepiej.
- Mam mdłości, strasznie boli mnie głowa, cała palę się od środka. Po prostu czuję, że zaraz wybuchnę. Jakieś pytania?
- Tylko jedno- patrzył na mnie z zaniepokojeniem- Chcesz pojechać do szpitala?
- Odbiło ci!? A co jak zrobiliby mi badanie krwi. Co ja miałabym im powiedzieć?- przestraszyłam się. Na samą myśl miałam dreszcze. Czasami zastanawiam się, czy on myśli.
- Wygrałaś- mruknął- Po prostu się martwię.
- Dzięki za troskę- musiałam się zarumienić, bo czułam wypieki na twarzy- Miło z twojej strony, ale chyba musimy już iść.
- Dasz radę?- spojrzał mi w oczy. Nie chciałam skłamać, ale sama nie wiedziałam, czy dam radę.
- Raz się żyje- oznajmiłam. Nie przekonałam go.
- Na pewno?- dopytywał. Naprawdę, zaczęło mnie to denerwować.
- Tak- powiedziałam stanowczo. Wreszcie poddał się. Wiedział, że nie zmienię zdania.- Przecież mamy misję do wykonania.
- I lot samolotem do przeżycia- burknął.
- Mów o sobie- uśmiechnęłam się. Percy odwzajemnił uśmiech, ale kiedy sobie o czymś przypomniał, od razu posmutniał.
Był bardzo przygnębiony. Wiedziałam, że Posejdon coś mu powiedział, a on nie chciał, żebym wiedziała co. Kiedyś i tak się dowiem. To tylko kwestia czasu. Właśnie uświadomiłam sobie, że się na niego patrzę. Zamrugałam i odwróciłam wzrok. Spojrzałam na ocean, w którym właśnie "topiło" się Słońce. Przepiękny widok. Woda mieniła się tysiącami kolorów o różnych odcieniach. Wyglądała, jakby ktoś oblał ją złotem. Wydawało mi się, że woła mnie, żebym wskoczyła, zanurzyła się. Uwielbiam pływać, ale na razie mam dość wody i plaży. Pochłaniałam ten widok wzrokiem. Spojrzałam w bok, gdzie teraz stał Percy. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Musimy iść- westchnął, nie odrywając wzroku.
Pokiwałam głową.
-Ta- powiedziałam krótko. Wcale nie cieszyła mnie świadomość, że trzeba iść dalej. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na ten cudowny widok, po czym ruszyłam przed siebie. Percy trzymał się z tyłu. Panowało krępujące milczenie, które po chwili przerwał.
- Eeee... Na lotnisko w tamtą stronę- pokazał palcem w wyznaczonym kierunku. Długo mu to zajęło, by się zorientować. Odwróciłam się.
- Nie wiedziałam, że ci się tak spieszy- zdziwiłam się. Specjalnie dla niego chciałam pójść okrężną drogą.
Wiem, wiem. Źle ze mną. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć. ale po chwili je zamknął. Spojrzał zaskoczony przed siebie. Momentalnie podążyłam wzrokiem za nim. W naszą stronę biegł chłopak. Widziałam go pierwszy raz w życiu, ale i tak wydawał mi się bardzo miły, a na dodatek przystojny.
- Justine!- krzyknął do mnie. Nazwał mnie Justine? Chyba mu się coś pomyliło.
- Ja nie...- urwałam, bo przytulił mnie tak mocno, że nie mogłam oddychać. Za chwilę podbiegła do nas dziewczyna i chłopak. Głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej.
- Caleb...- zaczął łagodnie chłopak. Wyglądał na jego starszego brata.- To nie jest Justine.
Caleb, bo tak miał chyba na imię, powoli się ode mnie odsunął. W oczach miał łzy, ale ciężko było mi cokolwiek zobaczyć, bo widziałam zamazany obraz. Spojrzałam na dziewczynę. Była piękna. Niestety, od samego patrzenia na nią rozbolały mnie oczy, a paląca mnie krew, zaczęła pulsować po całym ciele, w uszach mi dudniło, żołądek przewrócił się do góry nogami. Szybko przeniosłam wzrok na chłopaka. Wyglądał na najstarszego z nich wszystkich. Był bardzo podobny do Caleba, tylko, że był wyższy i nosił okulary. Wszyscy troje uważnie mi się przyglądali, jakby dziwne było to, że nie jestem Justine. Kiedy poczułam na sobie wzrok dziewczyny, zakręciło mi się w głowie. Złapałam się za skroń, ledwo utrzymując się na nogach.
- Nic ci nie jest?- zapytała.
Pokręciłam przecząco głową.
- W porządku- wymamrotałam. Gdy tylko usłyszałam jej głos, zaczęłam się chwiać. Nie mogłam złapać równowagi. Przewróciłam się. Na szczęście, Percy mnie złapał. Ale niczego więcej już nie pamiętam. Zemdlałam.


***Perspektywa Nico***


Moja głowa chyba się przegrzała. Naprawdę. Tyle wymyśliłem już sposobów, które okazały się do bani, że zacząłem się poddawać.
- Ty idioto!- krzyknęła Clarisse.
- Nie musiałaś mi tego przypominać!- wrzasnąłem. Zły na siebie, bo miała rację. Nie mogłem pokonać jednego, ogromnego pająka ludojada. Wspominałem już, że on próbował nas zjeść!
- Jesteś przecież kretyńskim Synem Hadesa!- wydzierała się Thalia. Cała krew spłynęła jej do mózgu. Majaczyła. Spojrzałem na nią zaskoczony. Wymieniła irytujące spojrzenia z Clarisse. Po czym obie zwróciły się do mnie.
- Wykorzystaj to!- krzyknęły równocześnie.
- O tym nie pomyślałem!- od tego wrzasku, zaczęła boleć mnie głowa.
- Bo ty nie myślisz!- darła się Córka Aresa. Cała sala wypełniona była naszymi krzykami. Jednym słowem: raj dla uszu.
Clarisse zajęła się potworem, a ja skupiłem całą swoją uwagę na ziemi. Wreszcie osiągnąłem swój cel. Stwór stracił grunt pod nogami. Córka Aresa złapała Thalię w ostatniej chwili, gdy Pająk Gigant zniknął nam z oczu. Upadłem na kolana z wykończenia. Kompletnie straciłem siły.
- Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałyście?- wydusiłem.
- Ponieważ miałyśmy nadzieję, że sam na to wpadniesz, geniuszu- warknęła Thalia.
Clarisse obrzuciła mnie karcącym spojrzeniem.
- Marne szanse- burknęła.
Przewróciłem oczami.
- Weźcie się odczepcie- powiedziałem zirytowany.
- Z chęcią- odpowiedziały równocześnie.
Ruszyły przed siebie, a ja za nimi. Może dziwnie to zabrzmi, ale poczułem cheeseburgery. Zebrałem resztkę sił i spróbowałem zrobić dziurę w ziemi, a raczej w suficie. Zobaczyłem światło. Słońce. Musiał być wieczór, bo nie było bardzo oślepiające. Wolałem zostać w podziemiach, ale mój brzuch mówił co innego.
-Ekhem...-odchrząknąłem. Odwróciły się zaskoczone- Idziecie ze mną, czy zostajecie?
- Jeszcze się pytasz?- Thalia nie wierzyła własnym oczom.
Sam nie wiem, jak nam się udało, ale jakieś pięć minut później znaleźliśmy się na chodniku.
- Zaraz, zaraz- Córka Zeusa rozejrzała się- Znam to miejsce.
- Brawo- powiedziała sarkastycznie Clarisse- Przecież jesteśmy w Nowym Jorku.
Zrobiłem wielkie oczy. To była prawda. Znajdowaliśmy się na Manhatanie. Cały czas krążyliśmy w kółko. A ta komnata była pewnie jakiegoś mniejszego bóstwa. Nie zastanawiałem się dłużej, tylko zacząłem szukać jakiejś restauracji.
- Percy!?- krzyknęła Thalia do osoby, która szła w naszym kierunku. Na początku go nie poznałem, ale to był on. Syn Posejdona niósł nieprzytomną Marthę na rękach. Był w towarzystwie trzech nieznanych mi osób. W co oni się wpakowali? No trudno. Obiad będzie musiał zaczekać.


***Perspektywa Annabeth***


Na miejscu znaleźliśmy się w kilka sekund. Jakaś teleportacja czy coś w tym stylu, ale się nie zapytałam, bo byłam tak wściekła na mamę, że w ogóle się do niej nie odzywałam. Strasznie martwiłam się o Marka. Stracił naprawdę dużo krwi. Nie wiem, jak Atena zamierza go wyleczyć. Bogini Mądrości położyła go na łóżku i podłączyła mu kroplówkę.
- On potrzebuje transfuzji  krwi- odezwałam się wreszcie.
- Wszystko co mogę zrobić, to dać mu trochę ambrozji i nektaru- stwierdziła ze smutkiem.
- Ale powiedziałaś...- nie dokończyłam.
- Wyjdzie z tego- położyła mi dłoń na ramieniu- Obiecuję.
Gdyby nie te wszystkie okoliczności, w jakich się teraz znajdowałyśmy, pomyślałabym, że wszystko jest po staremu. Ale nie było. Usiadłam na równoległym łóżku, a Atena przysiadła się obok mnie. Spojrzała na mnie swoimi szarymi oczami, ale zamiast sprytu i iskierek mądrości, widać było w nich smutek.
- Czemu to robisz?- zapytałam.
- Annabeth, świat wywrócił się teraz do góry nogami...
- Nie chcesz tego- przerwałam jej. Przecież ona nadal jest moją matką. Trochę ją znam.
- Słucham?
- Nie chcesz tego- powtórzyłam stanowczo.
- Sama nie wiem, czego chcę. Chyba tego, żeby moje dzieci były szczęśliwe- oznajmiła.
- Właśnie- próbowałam pozbierać to w całość, jednak coś mi nie pasowało- Ale wojna nikogo nie uszczęśliwi.
W jej oczach pojawiła się nadzieja. Blady uśmiech ozdobił jej twarz.
- Wojna może nie, ale zwycięstwo, tak.



Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak późno, ale wyjazd przedłużył się do dwóch tygodni, ze względu na pogodę "."
Mam nadzieję, że wybaczycie :D
Chciałabym bardzo podziękować za ponad 2000 wyświetleń ^^
Jesteście kochani ;3
Ten rozdział pisany był na szybko, więc za błędy z góry przepraszam ;>
Komentujcie, czy się podoba *.*
Całuski ;*


♥Marry♥