Rozdział 11
Nagle wszystko się skończyło
***Perspektywa Percy'ego***
Nagle wszystko się skończyło
***Perspektywa Percy'ego***
Przyspieszyłem kroku. Na widok Thalii i Nico kamień spadł mi z serca. Potem zobaczyłem Clarisse, co nie wywołało na mnie wielkiego wrażenia. Szukałem wzrokiem Annabeth, ale jej nie znalazłem. Nie było jej z nimi. Coś musiało się stać. Zawiodłem się, bo bardzo chciałem ją zobaczyć. Jeszcze na dodatek przyczepili się do mnie Caleb, Vanessa i Simon. Tak, tak. Zdążyłem zapytać się o ich imiona. Naprawdę, byli całkiem spoko, ale przecież nie mam teraz czasu na nawiązywanie nowych znajomości.
- Cześć. Gdzie jest Ann?- wypaliłem, gdy tylko się zatrzymałem.
- Też się cieszę, że nic ci się nie stało, Percy- powiedziała sarkastycznie Thalia- Co z nią?
- Z kim?- na początku nie zajarzyłem o kogo chodzi.
- Z Marthą- wskazała głową w kierunku Córki Zeusa.
- Ach, tak- kompletnie zapomniałem, że mam ją na rękach- Zemdlała. Chyba jest chora.
Nico patrzył na Marthę z zaniepokojeniem.
- Powinniśmy pojechać z nią do szpitala- stwierdził, nie odrywając od niej wzroku.
- Już to proponowałem...
- Idioci- mruknęła Clarisse- Wiecie, co byłoby gdyby....
- Tak, wiemy- przerwała jej ostro Thalia, wskazując gestem ręki na moich nowych towarzyszy.
- Sorry- burknęła Clarisse. Gdyby nie Thalia, Córka Aresa wygadałaby wszystko, a oni dowiedzieliby się o nas. Głupia, niemyśląca Clarisse.
- Percy?- zaczął niepewnie Nico.
- Tak?
- Kto to?
- Ach! Zapomniałem was przedstawić- wskazywałem po kolei palcem- To jest Simon, Vanessa i Caleb. Poznajcie Thalię, Nico i Clarisse.
Thalia patrzyła na mnie z zaskoczeniem. Jej spojrzenie mówiło "Skąd ich wytrzasnąłeś". W ramach odpowiedzi posłałem jej wymuszony uśmiech.
- Nie ma czasu do stracenia- stwierdziła nagle Clarisse- Musimy już lecieć.
Spojrzałem na moich nowych znajomych.
- Z chęcią polecimy z wami- oświadczyła Vanessa- Oczywiście, jeśli możemy- dodała szybko.
Uśmiechnąłem się.
- Pewnie- spojrzałem na pozostałych. Nie każdy był tego samego zdania co ja, ale nikt nie zaprzeczył.
- W takim razie- powiedziała Thalia, po chwili namysłu- Kierunek Japonia.
- A dlaczego nie Rosja?- zapytałem. Przecież logicznie myśląc, to w Rosji było większe prawdopodobieństwo, że spotkamy Gaję.
- Bo Japonia jest bliżej- warknęła Córka Zeusa. Z jednej strony ucieszyłem się, bo lot samolotem będzie krótszy.
***
Chwilę później znaleźliśmy się na lotnisku. To był chyba mój największy koszmar. Co kawałek stała jakaś maszyna lotnicza. Lotnisko to nie jest dobre miejsce dla Syna Posejdona. Uwierzcie.
Thalia kupiła bilety. Zdążyliśmy w samą porę, ale nie był to dla mnie zbieg okoliczności. Ktoś chciał żebyśmy zdążyli. Nie wiem tylko kto.
***
Siedziałem na siedzeniu w samolocie jak wryty. Nie miałem kompletnie ochoty podziwiać jak wysoko jestem nad ziemią, jak to robili inni. Na samą myśl, że jestem dziesiątki kilometrów od wody, robiło mi się niedobrze. W tych trudnym dla mnie momencie, wolałem po prostu podziwiać swoje brudne buty. Martha siedziała nieprzytomna obok mnie. Zaczęło mnie to bardzo niepokoić. Nie wiedziałem czy śpi, czy może umiera. Oddychała, więc domyśliłem się, że jeszcze nie poszła odwiedzić Hadesa. W chwilach, gdy nie martwiłem się o Marthę, miałem nadzieję, ze Annabeth jest już w drodze, tak samo jak my. Ale jakiś głos w mojej głowie temu zaprzeczał. Modliłem się też do ojca, że gdy znajdę Tysona, nie będzie on kupą pyłu, leżącą na dnie Tartaru.
***
Lot minął bardzo szybko. Może dlatego, że pół drogi przespałem. Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Japonii, nie zauważyłem dużej różnicy. Może było trochę mniejsze od naszego, ale to lepiej dla mnie. Bo przecież mniejsze lotnisko, oznacza mniej samolotów. Ależ ja się myliłem. Gdy już udało nam się przemknąć przez labirynt maszyn lotniczych, znaleźliśmy się w mieście. Byłem wykończony. Podsumowując musiałem odpocząć, ale nie ja jeden. Nico wyglądał gorzej niż zwykle, Thalia zresztą też. Zatrzymaliśmy się w pierwszym lepszym hotelu. Od razu poszliśmy do restauracji, która się w nim mieściła. W menu do wyboru były dania z ryżem. Po dłuższym namyśle zdecydowałem się na sam ryż. Byłem tak wymęczony, że nie zauważyłem, gdy znalazłem się w pokoju i zasnąłem.
***Perspektywa Marthy***
Obudziły mnie promienie słońca, które delikatnie przebijały się przez zasłonięte okno. Powoli usiadłam na łóżku, rozglądając się dookoła. Ból głowy ustał, ale nadal czułam się osłabiona. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Ubrałam buty i zeszłam po schodach na dół. Na pewno byłam w hotelu. Zatrzymałam się na chwilkę, żeby przeczytać ogłoszenie, które było napisane po angielsku. Wychodziło na to, że jestem w Japonii. W ogóle nie pamiętam, jak się tu dostałam. Nie miałam też pojęcia, gdzie jest Percy. Na samą myśl, poczułam dziwne ukłucie w sercu. Zdarzyło mi się to pierwszy raz. Pobiegłam przed siebie korytarzem. Nagle poczułam zapach jedzenia. Gdzieś tutaj jest restauracja. Nie czekając ani chwili dłużej poszłam za rozchodzącą się wonią. Gdy doszłam na miejsce, weszłam do środka i szukałam wolnego stolika. Mój wzrok zatrzymał się na znajomych twarzach. Odetchnęłam z ulgą. Przy ośmioosobowym stoliku siedział Percy, Nico, Thalia, Clarisse i jeszcze trójka osób, których skądś kojarzyłam. Podążyłam w stronę ich stolika. Jedno miejsce było wolne.
- Cześć- powiedziałam, siadając na krześle.
- Hej- westchnął Percy- Jak się spało?
- Dobrze- skłamałam. Nie chciałam powiedzieć prawdy, bo by się tylko zamartwiał. Spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę, która siedziała przy naszym stoliku. Jej oczy błyszczały żywym srebrem. Nie zwracała na mnie uwagi, dopóki nie poczuła mojego wzroku na sobie. Powoli podniosła głowę. Spojrzała mi w oczy. Próbowałam wytrzymać te spojrzenie, ale im dłużej, tym było gorzej. Po chwili moje ciało eksplodowało od środka bólem. Wszystko mnie paliło Szybko odwróciłam spojrzenie i wzięłam łyka wody. Nie pomogło.
- Co ci jest?- zapytał mnie Nico- Wyglądasz inaczej.
- Co!?- spojrzałam na ręce. Wszystko było w porządku.
- Farbowałaś włosy?- spytała się Thalia. Odruchowo złapałam kosmyk włosów, który zawsze miał odcień brązowy. Teraz był czarny.
- A twoje oczy?- Percy, który siedział obok mnie, przyglądał mi się uważnie- Masz soczewki?
- Co?- spojrzałam błagalnie na Thalię. Przytaknęła.
- Są srebrne- oznajmiła- Miałaś przecież niebieskie.
Wszyscy, co do jednego, przyglądali mi się uważnie. Jakbym nie była sobą, tylko jakimś ufoludkiem. Gdy tylko poczułam na sobie spojrzenie dziewczyny, złapałam się z bólu za skroń.
- Boli cię głowa?- zapytała, patrząc na mnie z litością.
Pokiwałam głową.
- Ale wcześniej cię nie bolała?- dopytywała.
Powtórzyłam gest.
- Jestem Vanessa- nagle się przedstawiła- A to jest Caleb i Simon.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odezwał.
- Napij się tego- podała mi fiolkę z jakimś dziwnym zielonkawym płynem, który przed chwilą wyjęła z torebki. Z początku zastanawiałam się, czy ją od niej wziąć- Pomoże.
Powoli wzięłam od niej butelkę, odkręciłam zakrętkę i spróbowałam. Smakowało jak normalna woda, ale czymś się różniła. Nie mogłam stwierdzić czym. Czułam jak ten lodowaty płyn rozpływa się po całym moim ciele.
- Lepiej- zapytała, gdy oddałam jej pustą fiolkę.
- Tak- wyszeptałam. Spojrzałam pytająco na przyjaciół, ale oni tylko wzruszyli ramionami.
Nagle coś mi się przypomniało.
- Kto to Justine?
Caleb spojrzał na ścianę. Mina Vanessy posmutniała.
- Moja siostra- odpowiedziała.
- Co się stało?- Percy wyjął mi to pytanie z ust. Najwidoczniej też go nurtowało.
- Ona nie żyje- oznajmiła ze łzami w oczach- Zginęła.
- Przykro mi- bąknęła Thalia.
- Jak?- musiałam się zapytać.
- Utonęła- powiedziała spokojnie- A raczej skoczyła z urwiska do wody, ale nie z własnej woli- dodała szybko.
- Ktoś ją zepchnął?- spytałam. Ta historia strasznie mnie zaciekawiła. Chciałam poznać szczegóły. Przez moment myślałam, że nie odpowie, ale w końcu się odezwała.
- Wierzysz w mitologię- zadała bardzo nietypowe pytanie.
- Eeeee...- spojrzałam z zakłopotaniem na Percy'ego.
- Tak czy nie- nalegała bym odpowiedziała.
-Tak- powiedziałam niepewnie.
- Ok- wzięła głęboki wdech- Zabiły ją syreny.
***
Chciałam ten rozdział podzielić na dwa mniejsze, ale zdecydowałam, że powinien być dłuższy.
Później skarżylibyście się, że czujecie niedosyt xdd
A ja nie chce, żebyście byli głodni :D
Co wy na to? Może być? *.*
Komentujcie ;>
Przez chwilę nie wiedziałam, o czym ona mówi. Gapiłam się na nią jak na idiotkę. Kiedy doszły do mnie jej słowa, od razu zrozumiałam, że to może być prawda. Bo skoro istnieją inne potwory, to dlaczego nie mają istnieć syreny? Tylko że zawsze mi się wydawało, że syreny są raczej pokojowo nastawione. Zdziwiło mnie też to, że ona wierzy w syreny. Może jest jasnowidząca, albo też jest herosem? Natłok podobnych pytań zawadzał cenne miejsce w mojej głowie. Co prawda ból ustał, ale od tylu informacji znów zaczął się nasilać. Potem pomyślałam, że ona może robić mnie w balona, żartować sobie ze mnie. Szkoda, że wyglądała okropnie poważnie.
- Syreny?- wyjąkałam. Spojrzałam po kolei na Percy'ego, Thalię, Nico i Clarisse. Gapili się na Vanessę tak samo z nie do wierzeniem jak ja. Na twarzy Percy'ego malował się niepokój, jakby już kiedyś spotkał syreny. Muszę się później zapytać go o to. Vanessa spojrzała wyczekująco na Simona. On pokiwał głową na znak, że się zgadza.
- Posłuchaj- westchnęła ciężko- Głowa zaczyna cie boleć, gdy jestem w pobliżu, tak?- zapytała patrząc mi w oczy, w których widać było smutek. W tym momencie wszystko mnie zaczęło boleć.
- To pewnie tylko zbieg okoliczności- stwierdziłam, łapiąc się za skroń.
Pokręciła przecząco głową.
- Nic nie rozumiesz, prawda?- nie spuszczała ze mnie wzroku. Kątem oka zobaczyłam, że wszyscy się na mnie patrzą z niepokojem.
- Nie- oznajmiłam- Jestem za głupia, żeby coś zrozumieć.
Twarz Vanessy złagodniała. Powiedziałabym, że się uśmiechnęła, ale ten uśmiech wyglądał, jakby ona nie umiała się śmiać, albo dawno tego nie robiła.
- Gdy jest w pobliżu ktoś taki jak ty, będziesz to czuła, niestety za pośrednictwem bólu- wyjaśniła łagodnie.
- Słucham?- zaskoczyłam się, a może bardziej zdenerwowałam. Nie potrafię tego opisać.- Ktoś taki jak ja? To czym ja jestem? Kosmitą?
Pokiwała niepewnie głową.
- Tak jakby, ale niezupełnie. Gdy w twoim otoczeniu znajduje się syrena, to będziesz to czuła- powiedziała wolniej. Otworzyłam oczy ze zdumienia.
- Że co!?- krzyknęłam. Zapanowała głucha cisza. Nikt nie odezwał się ani słowem. Postanowiłam przerwać ta głupie milczenie- Czekaj, czekaj- pozbierałam wszystkie myśli, ale to nic nie pomogło. Za dużo wiadomości jak na jeden dzień- Nie jestem żadną syreną. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę.
- Owszem. Nigdy nią nie byłaś- odezwał się Caleb- Ale teraz jesteś.
Patrzyłam na nich z nie do wierzeniem, z resztą jak wszyscy. To przecież niemożliwe.
- Martho- zaczęła powoli Vanessa- Ja jestem syreną- oznajmiła- I czuję, że ty też jesteś...
Nie wytrzymałam. Było już tego za wiele. Wstałam.
- Nie jestem syreną! Jestem herosem! Córką Zeusa! Pana Nieba!- wrzasnęłam na cały głos. W restauracji zapanowała cisza. Wszyscy patrzeli na mnie jak na psychopatkę. Nie wiem, czy rozumieli po angielsku, ale na pewno stwierdzili, że jestem upośledzona, bo wrócili do poprzednich zajęć. Nie zaskoczyło ich, że na czystym, błękitnym niebie pojawiły się błyskawice, a w oddali słychać było grzmoty. Zdawało się, że dla nich to norma.
- Uspokój się- rzekł łagodnie Percy, sprowadzając mnie na ziemię- Tylko spokojnie, bo jeszcze kogoś pozabijasz.
Powoli usiadłam. Trochę mi zajęło zanim się opanowałam, ale w końcu udało się. Gdy tylko usłyszałam głos Vanessy, zrobiło mi się tak niedobrze, że wybiegłam na świeże powietrze.
Hotel położony był nad oceanem. Najdziwniejsze było to, że nie było tutaj plaży. Wyglądało to jak wielki, słony basen. Usiadłam na najbliższej ławce z widokiem na wodę, obserwując prądy morskie. Wsłuchiwałam się w szum oceanu, aż usłyszałam za sobą kroki. Ktokolwiek to był, zatrzymał się.
- Mogę się przysiąść?- zapytał.
Pokiwałam głową.
- Jak się czujesz?- spytał się Syn Hadesa, gdy usiadł koło mnie.
- Nijak- westchnęłam- Nie wiem, co o tym myśleć.
- Ja też- spojrzał na nieruchomą taflę wody- Gdyby tylko był jakiś sposób, żeby zobaczyć, że to prawda...
Spojrzałam na niego ze zdumieniem. Właśnie podsunął mi świetny pomysł.
- Jesteś genialny!- krzyknęłam.
Przełknął ślinę.
- Co zamierzasz zrobić?- wyglądał na zaniepokojonego.
- Wskoczę do wody i zobaczę, czy potrafię pod nią oddychać- oznajmiłam powoli i stanowczo, jakbym chciała sama siebie do tego przekonać.
- A co jak nie będziesz potrafiła?- zapytał nie przekonany do mojego genialnego pomysłu.
- To będzie oznaczać, że to wszystko to kłamstwo- odpowiedziałam.
- A jak utoniesz?- dopytywał. Nie dawał za wygraną. Co za kretyn.- Co wtedy?
- Idź po Percy'ego- powiedziałam- Będzie robił za obstawę.
Nico spojrzał na mnie niepewnie.
- Naprawdę tego chcesz?
- Tak- rzekłam zdecydowana- Muszę się dowiedzieć prawdy.
- Tylko uważaj na siebie- oznajmił- Ok?
- Ok- przewróciłam oczami- Idź już.
Pobiegł w kierunku restauracji. Ja w tym czasie zdjęłam buty, rozpuściłam włosy i zebrałam całą swoją odwagę.
- Martha! Co ty...!?- nie dowiedziałam się co chciał mi powiedzieć Percy. Nie chciałam wiedzieć. Mogłam się tylko domyślać, tylko po co. Wzięłam głęboki wdech i wskoczyłam do oceanu. Otworzyłam oczy. Nie widziałam za dobrze. Woda miała zielonkawy kolor. Było tu dosyć głęboko i ciemno. Popłynęłam w dół. Położyłam się płasko na dnie i czekałam. Nagle wszystko zaczęło mnie palić od środka. Zamknęłam oczy, które teraz szczypały mnie od soli. Głowa bolała mnie tak mocno, że myślałam, że zaraz eksploduje. Poczułam, że brakuje mi powietrza. Płuca ściskały mnie od środka. Serce skurczyło mi się i nie mogło się rozkurczyć. Chciałam wypłynąć na powierzchnię, ale moje ciało stało się ciężkie jak kamień. Krew pulsowała mi w uszach. Niczego nie słyszałam. Zdawało mi się, że ktoś mnie woła, ale myślałam, że to tylko moja wyobraźnia. Pragnęłam, żeby to wszystko się skończyło. Modliłam się do ojca, żeby już umrzeć. I nagle moje życzenie się spełniło. Wszystko się skończyło.
Chciałam ten rozdział podzielić na dwa mniejsze, ale zdecydowałam, że powinien być dłuższy.
Później skarżylibyście się, że czujecie niedosyt xdd
A ja nie chce, żebyście byli głodni :D
Co wy na to? Może być? *.*
Komentujcie ;>
♥Marry♥
Rozdział Fajny .
OdpowiedzUsuńTylko jeden minus ja chce więcej Annabeth !!!
P.S U mnie jednak rozdział pojawił się wcześniej :D
Dziękuję ;3
UsuńTwoje życzenie jest dla mnie rozkazem^^
ale nawet nie masz pojęcia jak ciężko przychodzi mi perspektywa Annabeth. Miałam ją w tym rozdział dodać, ale wyszła mi tak kiepsko, że ją wyrzuciłam :c
Przepraszam *.*
P.S To super ;)
OMG. Percy przeżył lot samolotem, a Martha jest syreną. Ja już nie wiem, jak mam komentować twoje rozdziały bo słowo ,,zaskakujące'' powtarzałoby się za często :D Pozdrawiam i nie mogę doczekać się kolejnego.
OdpowiedzUsuńMyślałam nad tym, żeby samolot się rozbił ale zginęłoby wielu ludzi, a ja nie jeden taka wredna :D
UsuńTak jest syreną ^^
Wiele czasu zajęło.mi wymyślanie tej osoby *.*
ale efekt jest zaskakujący, nawet jak dla mnie xdd
Dziękuję ;> Zaskoczenie mam na drugie imię :)
Ja też xddd
Nominuję cię do LBA.
OdpowiedzUsuńDzięki ;>
UsuńCałuski ;*
Martha nie żyje? Czy przeszedła jakąś mutację i ma ogon?
OdpowiedzUsuńDobra nieważne, dowiem się w kolejnym rozdziale który na 100%
przeczytam.
Pozdrawiam Aria
Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi xdd
UsuńDzięki ;3
Fajny rozdział. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA
OdpowiedzUsuńNatalie ;3
Dziękuję ;3
OdpowiedzUsuń