niedziela, 22 marca 2015

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 23

Pechowa impreza

***Perspektywa Nico***


 Trochę potrwało zanim jej słowa doszły do mnie.
- Słyszysz, co mówisz?- zdekoncentrowałem się.
- To jedyne wyjście- powiedziała cicho. No ciszej się chyba nie dało.
- Ale czy ty siebie słyszysz?!- wściekłem się. Chciałem pomóc Marcie przez to przejść, a ta wyskakuje mi z wiadomością, że musimy ją zabić?
- Nico, uspokój się. Nie krzycz tak... Wiesz, że Gaja wszędzie ma swoich szpiegów. Jak dowiedzą się, co zamierzamy...
- A powiedz mi skąd mam mieć pewność, że ty nie jesteś jej szpiegiem?- warknąłem.- Ty zamierzasz. Nie mieszaj mnie w to- dodałem.
Wstałem i ruszyłem w kierunku Domku Zeusa.
- Nico...- Annabeth próbowała mnie powstrzymać.- Nico!
Zatrzymałem się. Byłem tak zły, że nie miałem ochoty na jej durne wytłumaczenia.
- Co?! Kogo jeszcze musimy zabić, bo jest niebezpieczny...?- wypaliłem przez zęby. W jej oczach pojawiły się łzy. Zdumiałem się, gdyż dawało mi to satysfakcję.
- Chcę tylko powiedzieć, że nie jestem żadnym szpiegiem Gai, ok?- patrzyła na mnie błagająco.- Musisz mi zaufać...
Zrobiło mi się głupio. Jak mogłem ją oto oskarżyć.
- Ufam- uśmiechnąłem się tak, na ile było mnie stać w tej sytuacji.- Ale nie chcę jej... zabijać. Po prostu nie potrafiłbym.
Teraz wydawało mi się, że to w moim oku zakręciła się łza.
- Ja też nie. Jednak zrozum. Gaja mówiła, że konieczne jest, żeby umarła... Jak ona jej nie zabije, to zrobi to ktoś inny... Wiesz ile stworzeń jest na tym świecie, dla których Martha jest zagrożeniem...
- Masz na myśli inne wampiry?- zapytałem.
- Może. Nie znam ich zamiarów, ale lepiej byłoby, żeby nie wychodziła im na przywitanie.
Pokiwałem głową. Wiem, że miała rację...
- A teraz zastanów się. Lepiej żeby zabiła ją Gaja lub jeszcze ktoś inny... czy może my...
- Nikt- burknąłem.- Tak byłoby najlepiej...
- Poczekamy. Pamiętasz jak Martha miała pójść do Rachel po przepowiednie?
- No tak.
- Musimy wiedzieć jaka była jej treść.
- Jak chcesz to zrobić? Ona ci nigdy nie powie.
- Musimy spróbować. Po prostu zapytamy... A przy okazji powiemy jej całą prawdę. Sama zadecyduje, kto ją zabije...
- Zwariowałaś- mruknąłem. Nadal nie podobał mi się ten pomysł...
- Musisz zrozumieć... Jak mam ci udowodnić, że to konieczne...
- Może postaw się na moim miejscu, co? To wina mojego ojca... Nie pozwolę, żeby ich plan się powiódł...
- Właśnie. Jeżeli im przeszkodzimy...
- Jakim kosztem? Ann, oni też chcą ją zabić...
- Jak zrobimy to pierwsi, to wtedy ich plan nie wypali- próbowała mnie przekonać. W końcu przytaknąłem, ale to jeszcze nie koniec. Muszę działać na własna rękę...



***Perspektywa Marthy***


Ciepło ogarnęło moje ciało. Ledwie je czułam, mimo że wodę miałam podkręconą na 85 stopni. Była to i tak już maksymalna temperatura. Zazwyczaj wystarczało mi tylko 40 stopni. Z zimną było identycznie. Ledwo ją czułam. To było irytujące. Kiedy wyszłam spod prysznica, spojrzałam w lustro. Można powiedzieć, że w ogóle się nie zmieniłam, ale w środka czułam się przygnębiona, zmęczona... Może trochę głodna. Zerknęłam na butelkę z wodą, która stała na zlewie. Nico kazał mi to wypić. Nie wiem co to było, ale nie wyglądało najlepiej. On natomiast twierdził, że doda mi to sił. Chwyciłam butelkę. Odkręciłam zakrętkę i wzięłam łyk. Niczego mi to nie przypominało. Smak był taki nijaki, ale rzeczywiście poczułam się lepiej. Odstawiłam ją na swoje miejsce, ubrałam się w luźne dresy i wyszłam z łazienki. Nie miałam na nic ochoty. Weszłam do salonu, walnęłam się na kanapę i włączyłam telewizor. Przeskakiwałam z kanału na kanał, ale nic nie przyciągnęło mojej uwagi. Wreszcie zdecydowałam, że pora coś przekąsić. Gdy znalazłam się w naszej mizernej kuchni, ogarnęła mnie złość. Kolacja będzie za jakieś 2 h, a u nas nie ma praktycznie niczego co mogłabym zjeść. Na początek zrobiłam sobie kanapkę z tym co znalazłam. Ale po tym zwiększyłam tylko swój apetyt. Otworzyłam lodówkę. Wydawało mi się, że zaraz umrę z głodu. W ustach miałam sucho, a w brzuchu totalną pustkę. W zamrażarce znalazłam kawałki mrożonego, surowego mięsa. Wyglądało niesmacznie i obrzydliwie, ale nie miałam wyboru. Nie mogłam wybrzydzać... Jeszcze chwilę, a zjadłabym tynk ze ściany, byle tylko mieć coś w buzi. Szczęka strasznie mnie bolała, jakby za chwile miała się rozsadzić. Czułam krew, która pulsowała mi w całym ciele. Nie mogłam się skupić. Wzięłam kęs. Kiedy zanurzyłam zęby w mięsie, poczułam chwilową ulgę. Nie smakowało to może rewelacyjnie, ale pomogło. Gdy zjadłam jeden kawałek, zabrałam się za drugi, potem trzeci. Jadłam tak łapczywie, że sama się nie poznawałam. Nie mogłam się pohamować. To było okropne. W pewnej chwili coś przykuło moją uwagę. Drzwi. Zaskrzypiały. Ktoś wszedł. Słyszałam jak stawia kroki... Nagle usłyszałam znajomy głos. Odetchnęłam z ulgą.
- Idziesz na tą imprezę, którą szykuje Annabeth?!- zawołała Thalia.- Ciekawe dlaczego dopiero teraz się o niej dowiedziałam?! Myślisz, że jestem tam mile widziana?
Wparowała do kuchni i zamurowało ją. W sumie nie dziwię się. Zastała mnie, jedzącą surowe mięso.
- A ty to się dobrze czujesz?- spytała zaskoczona.
- Zgłodniałam- mruknęłam. Otworzyła oczy ze zdumienia.
- Nie wnikam.
Trochę dziwnie się czułam, ale cóż. To nie moja wina, że nikt nie poszedł po zakupy...
- Wracając do tej imprezy...- siostra wróciła do tematu.- Skoro dowiedziałam się dopiero teraz, to może Ann nie chce, żebym tam poszła...
- Daj spokój. Przygotowania zaczęły się dzisiaj- uśmiechnęłam się.- Annabeth sama nie wiedziała, że robi tą imprezę.
- W sumie masz rację. Muszę się jakoś przygotować. A ty...- spojrzała na mnie, po czym wskazała na resztki mięsa.- Weź to zjedz do końca albo wyrzuć...
- Jasne. Posprzątam. Nie musisz się przejmować...
- To dobrze. I zastanów się, czy na pewno nie chcesz jechać do lekarza- rzuciła, a potem zniknęła w pokoju obok.
Osunęłam się po ścianie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Czułam się okropnie. Zupełnie nie kontrolowałam całej tej sytuacji... Znów usłyszałam jak ktoś wchodzi. Moim oczom ukazała się osoba, z którą miałam najmniejszą ochotę rozmawiać.
- Co ty tu robisz?- zapytałam.
- Chciałem zobaczyć jak sobie radzisz...
- Nie potrzebuję niańki- warknęłam.
Syn Hadesa podszedł do stołu, na którym zostały resztki mojego obiadu. Spojrzał na mnie, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Jesteś pewna?
Nico pomógł mi to wszystko ogarnąć, a gdy skończyliśmy, siedzieliśmy w milczeniu na kanapie.
- Co się stało?- przerwał ciszę, która panowała.
- Nie wiem. Byłam głodna. I tyle.
- Głodni ludzie nie jedzą surowego mięsa...
- Powiedziałam, że nie wiem, co się stało... Nie panowałam nad tym, jasne?
Wyglądał na zdenerwowanego.
- Muszę się ciebie o coś zapytać...
- O co chodzi?- wypaliłam.
- O przepowiednie. Pamiętasz ją?
Patrzyłam na niego zaskoczona.
- Po co ci ona?
- Jeżeli poznam jej treść będę mógł ci pomóc...
- Zapisałam ją, bo z pamięcią to u mnie słabo- wstałam i podeszłam do szuflady, w której znajdowała się kartka z dosyć ważną zawartością.- Próbowałam o tym nie myśleć, bo dobre wieści to raczej nie są.
Podałam mu ją. Dałam chwilę, żeby mógł spokojnie przeczytać. Po chwili zapytałam.
- Rozumiesz coś z tego?
- Nigdy nie można rozumować przepowiedni dosłownie, ale z tego co tu jest napisane, wychodzi, że...
- Muszę umrzeć- dokończyłam za niego.
- Jesteś na to przygotowana?
- A powiedz mi kto jest? Po prostu pogodziłam się z tym... Żeby na świecie znów był spokój, trzeba zabić Gaję, a żeby zabić Gaję, musi być osłabiona. Gdy mnie zabije, straci sporo sił i będziecie mogli zaatakować.
- Skąd wiesz, że ciężko cię zabić? Skąd wiesz, że jesteś wampirem?
- Że czym jestem?!- zdekoncentrowałam się.- O czym ty mówisz?
- Ups- jęknął.

Po dłuższej chwili...

Syn Hadesa opowiedział mi wszystko co wie na ten temat.
- Nico, ty kretynie. Powinieneś powiedzieć mi to wcześniej.
- Oj przepraszam, że czekałem na właściwy moment- warknął.
- Ale jak to możliwe?- teraz to wszystko wyjaśniało mije zachowanie. Byłam podekscytowana, ale też bałam się. I to bardziej niż kiedykolwiek...
- Nie wiem. Myślisz, że słuchałem, kiedy Ann do mnie nawijała...
- Ona też wie? Dlaczego zawsze dowiaduję się ostatnia?
- Ostatni to się dowie Percy- powiedział.
- A właśnie gdzie on jest?
- Razem z Dominikiem pojechali do Posejdona. Zjazd rodzinny.
Zapanowało na chwilę milczenie, które przerwałam.
- Co mam teraz robić?
- Wszystko wskazuje na to, że musi zabić cię Gaja, więc powinnaś robić wszystko, żeby przeżyć do spotkania z nią. 
- Dzięki za radę- mruknęłam.- Tyle to sama wiem.
- Chciałem cię uświadomić- rozłożył się wyluzowany na kanapie, a ja siedziałam zrezygnowana. Spojrzał na zegar, który wisiał w salonie.- Chodźmy. Przyjęcie się zaczęło, a Ann byłaby zła gdybyśmy się nie pojawili. A ty musisz się trochę zabawić, żeby o wszystkim zapomnieć.
- Nie chce mi się.
- Daj spokój. Chociaż na chwilę...
Spojrzałam na niego obojętnie, wzruszyłam ramionami i ruszyłam w kierunku jeziora. Za chwilę Nico znalazł się obok. 
- Będziesz mnie pilnować, żebym nie zrobiła czegoś głupiego?- zapytałam zirytowana.
- Bingo- westchnął.- Musisz mi obiecać, że nic nie powiesz Ann, ok? Lepiej, żeby nie wiedziała, że wszystko już wiesz...
 Nagle z oddali wyłoniła się Córka Ateny.
- Myślałam, że już nie przyjdziecie. To przyjęcie jest do kitu....
- Ha! Mówiłem, że baldachim ma być czarny!- Nico ucieszył się z niepowodzenia Annabeth.
- Ann przestań. Jest świetnie- uśmiechnęłam się sztucznie.- Ciężko się napracowałaś, więc...
Syn Hadesa wybuchł głośnym śmiechem.
- Ona? Ciężko pracować? Jeżeli uważasz, że wybieranie kolorów do wystroju jest ciężką pracą, to się z tobą zgodzę.
Przewróciłam oczami.
- Stul dziób, Nico- warknęłam.- Zaraz wracam...
- Dokąd idziesz?- zapytali razem.
- Do kibla i bez obaw, trafię.
Ruszyłam w kierunku łazienki, która znajdowała się niedaleko. Nie miałam ochoty tam iść, ale jeśli to był jedyny sposób, żeby odczepić się od Syna Hadesa, nie miałam wyjścia. Podeszłam do zlewu i zaczęłam myć ręce. Po chwili do łazienki weszła zapłakana Córka Afrodyty. Podeszła do lustra i przeglądała się monotonnie. Następnie dokładnie umyła twarz, a potem wyciągnęła chusteczki. Poczułam odurzający zapach. Spojrzałam na nią.
- Coś się stało?
- Dzieci Aresa. Niepotrzebnie wdałam się w kłótnie, bo oberwałam.
- Pomóc ci?- zapytałam się z grzeczności, ale w głębi serca chciałam uciec od niej jak najdalej. Krew, która leciała jej z nosa... nie wiem dlaczego, ale nie mogłam oderwać od niej wzroku. Ogarnęło mnie dziwne uczucie...
- Nie trzeba- odpowiedziała przerażona.- A ty dobrze się czujesz? Twoje oczy...
Bez zastanowienia zerknęłam w lustro. Wszystko wyglądało normalnie.
- Jasne. Wszystko w porządku- wypaliłam i wybiegłam z łazienki.
Wiem, że to tak nie może być. Na każdym kroku, kiedy zobaczę zranionego herosa, ledwo dam radę się powstrzymać. Pobiegłam w stronę lasu. Chciałam stąd wyjść, póki nikomu nie stała się krzywda.
- Ej! A ty dokąd?!
- Nico, daj mi spokój, ok?- burknęłam, zwalniając tempo, ale nie zatrzymując się.
- Co jest?
Teraz stanęłam jak wryta. Obróciłam się na pięcie i rozzłoszczona powiedziałam:
- Mam tego dosyć!
- Ale czego?
- Chciałam kogoś skrzywdzić.
- Co?!
- Chciałam kogoś zabić, głuchy jesteś?
- Ale nie zabiłaś?
- Zamknij się. Nie mogę tu przebywać.
- I widzisz, dlaczego nie powiedziałem ci tego wcześniej?
- Zrobiłeś błąd, bo naraziłeś wszystkich na niebezpieczeństwo...
- Ale poradzisz sobie z tym, zobaczysz...
Nagle usłyszałam odgłosy walki, dochodzące z lasu. Poczułam zapach, który dobrze znałam. Od kilku dni czułam tylko go, ale tym razem był intensywniejszy. Patrzyłam w kierunku lasu, przysłuchując się uważnie.
- Ktoś ma kłopoty- rzuciłam i pobiegłam tam skąd pochodził zapach. Słyszałam, że Nico biegnie za mną. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej byłam wściekła, że nie opuszcza mnie na ani na krok. Dotarłam na miejsce i zobaczyłam ciężko rannego herosa, który leżał oparty o drzewo. Rozpoznałam go. To był Syn Apollina. Jego brzuch być przeszyty na wylot włócznią. Odskoczyłam jak poparzona. Kręciło mi się w głowie. Złapałam się pierwszego lepszego drzewa i osunęłam się na ziemie. Wokół rannego było tak dużo krwi, że nie mogłam na niego patrzeć. Syn Hadesa podbiegł bliżej, ale nie wiele mógł zrobić.
- Pójdę po pomoc- zaoferował.
- Nie! Proszę nie zostawiaj mnie tutaj...
- Dasz radę. Udowodnię ci, że jesteś w stanie to opanować- po ty słowach zniknął w głębi drzew.
Patrzyłam z obrzydzeniem na ranę. Byłam przyklejona do drzewa. Oddychałam spokojnie. Próbując złagodzić pranienie.
- Widzisz... te... zioła- wydukał Syn Apollo, wskazując na rośliny, znajdujące się niedaleko.- Możesz...je podać?
Pokiwałam słabo głową. Wstałam od niechcenia i chwiejnym krokiem podeszłam do wskazanych roślin. Zerwałam kilka i podałam je rannemu. Kiedy wyciągnął rękę, aby je odebrać, dotknął mojej, brudząc ją krwią. Serce mi przyśpieszyło. Patrzyłam na swoją dłoń przerażona.
- No dalej- wysapał.- Zrób to.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Skąd to wie? Czy aż tak to po mnie widać? Może muszę wyglądać okropnie... Nie dałam się jednak długo namawiać. Delikatnie oblizałam palce z czerwonej substancji. Poczułam przypływ energii, ale też głodu.
- Proszę... I tak tego... nie przeżyję... Skończ... to- błagał mnie. Bałam się. Strasznie się bałam, ale to była tylko chwila. Nie zastanawiając się długo, wssałam się w jego szyję. Przez chwilę stawiał opór, ale później jego głowa opadła bezwładnie. Oczy mniej otwarte, ale nie reagowały na światło. Nie żył. Nagle uświadomiłam sobie, że to ja go zabiłam. Spanikowałam. Z oddali słychać było kroki przychodzących na pomoc herosów, których prowadził Nico, a ja byłam cała ubrudzona krwią. Nie mogłam tu zostać. Nie po tym co zrobiłam. Wstałam jak najszybciej i uciekłam.




***Perspektywa Nico***


- To tutaj- wskazałem miejsce, w którym znaleźliśmy Syna Apollo. Szukałem wzrokiem Marthy, ale nigdzie jej nie było. Kiedy podszedłem  z Chejronem bliżej. Zobaczyłem, że on już nie żyje.
- Ale jesteś pewny, że gdy tu byłeś, to jeszcze żył?- zapytał mnie centaur.
- Tak. Ale chyba spóźniliśmy się...
- Widziałeś co go zaatakowało- Chejron oglądał dokładnie ciało.
- Nie, gdy tu przyszedłem to już tak leżał. 
- A widziałeś to?- wskazał na jego szyję, gdzie był ślad po ukąszeniu.- Jest całkowicie wyssany z krwi.
Przełknąłem ślinę.
- Jak to możliwe?
- Ktoś musiał zaatakować go, gdy ty poszedłeś po pomoc- przyglądał mi się dokładnie.
- Nikogo nie widziałem- skłamałem, ale przecież nie mogłem powiedzieć prawdy.
- W takim razie mamy problem. Nie dość, że Gaja to jeszcze to...
- Co masz na myśli?- udawałem, że nie wiem o co mu chodzi.
Spojrzał na mnie zaniepokojony.
- Gdzieś w okolicy grasuje wampir albo nawet wampiry. Nie mów o tym nikomu, a na razie zarządzę zakaz opuszczania obozu- rozejrzał się.- Wracaj już. Ja sobie poradzę, a ty nie jesteś tu bezpieczny.
Posłusznie wróciłem do obozu. Przez całą drogę zastanawiałem się jak to możliwe. Przecież Martha panowała nad tym, a może mi się tylko tak wydawało. Może wszystkiego mi nie mówiła.
- Nico! Słyszałeś? Podobno znaleziono jakiegoś trupa w lesie. To okropne- Annabeth wyrwała mnie z zamyślenia.
- Tak.
- Widziałeś go? Wracasz stamtąd? Co się stało?- pytała zaniepokojona.
- Martha wyczuła krew, więc poszliśmy zobaczyć, co się tam stało. Znaleźliśmy Syna Apollina, był ranny. Poszedłem po pomoc, a gdy tam wróciłem Córki Zeusa już tam nie było, za to Chejron zauważył, że facet jest całkowicie wyssany...
- O nie... Nico jak mogłeś zostawić ja tam samą...?
- Myślałem, że sobie poradzi...
- Powiedziałeś jej?
- Musiałem.



Hej :D Kolejny rozdział za nami ;) Zdecydowałam się na jeden długi, bo te krótkie coś mi nie wychodziły. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny, ale planuję go na za tydzień, więc uzbrójcie się w cierpliwość ^^  Trzymajcie się ;>




wtorek, 17 marca 2015

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 22

Jedna dusza - cztery części

***Perspektywa Annabeth***
 
O przygotowanie tego całego przyjęcia poprosiłam swoje młodsze rodzeństwo. Siedziałam pod jednym z drzew i obserwowałam ich robotę.
- Ann, czy ten baldachim może być szary?- zapytała mnie siostra, Alice. Miałam już jej odpowiedzieć, ale ktoś mnie wyprzedził.
- Najlepiej byłoby, gdyby był czarny- zza drzew wyłonił się Syn Hadesa.
- To ma być przyjęcie, a nie pogrzeb, Nico...-wysyczałam zirytowana.
- Chciałem tylko pomóc- podniósł ręce w geście kapitulacji.
- Niech będzie biały- zwróciłam się do Alice.
- No dobra- wzruszyła ramionami, po czym wróciła do swojego zajęcia.
- Nie ładnie tak wykorzystywać innych. To jest wyzysk- Nico usiadł obok, opierając się o drzewo.- Oni tam ciężko harują, a ty czytasz...- spojrzał na okładkę. Zrobił zniesmaczoną minę.-..."Budowa cząsteczek molekularnych"? Ty tak na serio?
- Nie- pokazałam mu książkę, którą chowałam pod okładką. Jej tytuł brzmiał: "Stworzenia nocy i mroku"- Jakby widzieli, co tak naprawdę czytam, podejrzewaliby coś.
- A teraz niczego nie podejrzewają? Annabeth, nie chcę cię martwić, ale nikt o zdrowych zmysłach nie czyta o budowie czegoś tam.
- O budowie cząsteczek molekularnych- poprawiłam go.- No to się zdziwisz, bo jest to bardzo fascynująca lektura. Powinieneś przeczytać...
Nico patrzył na mnie jak na wariatkę.
- Nie skorzystam- mruknął. Przewróciłam oczami.- A może zechciałabyś opowiedzieć co jest  ciekawego w tej książce- wskazał głową na przedmiot, który znajdował się w mojej dłoni.
- W której?- podniosłam obie i udawałam, że nie wiem jaką wybrać..
- Chyba sobie żartujesz...
- Szkoda. A już myślałam, że zaciekawiły cię cząsteczki molekularne...
- Do rzeczy- warknął.
- A swoją drogą... Gdzie zgubiłeś Marthę?- rozejrzałam się zaniepokojona.
- Jest w domu.- rzucił niedbale.
- Sama?
- Bierze prysznic... W łazience też mam ją pilnować?
- Nie powinna zostawać w domu sama...
- Thalia jest z nią- wtrącił. Rzuciłam mu ironiczne spojrzenie.
- Naprawdę? A mnie się wydawało, że Thalia przed chwilą szła ćwiczyć na arenie...
- Nie bądź drobiazgowa. Zaraz tam wracam...
- Niech ci będzie...- wybąkałam.- Z tego co tu jest napisane, wnioskuję, że Gaja wszystkiego ci nie powiedziała...
- Wiadomo. Miałaby wydać mi wszystkie niecne plany, które wymyśla przy śniadaniu? Zapomnij.
- Mówię serio... Kiedy ją wskrzesili, uruchomili u niej proces metamorfozy...
- Proces metaczego?
- Ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?
- Lubię cię wkurzać- uśmiechnął się blado.- A możesz jaśniej?
- Trudno to zrozumieć. Wyobraź sobie, że jej dusza jest podzielona na cztery części. Jedna to człowiek, druga bóg, trzecia syrena, a czwarta wampir. Półbogiem, jest od urodzenia, a resztą stała się niedawno, więc nie może być w całości jednym stworzeniem. Kiedy pierwszy raz zanurzyła się w wodzie, przemieniła się w syrenę, bo bardzo tego chciała. Kilka dni temu zrobiła to samo... Ale wciąż nie stała się w pełni syreną. I raczej nigdy się nie stanie, ponieważ, żeby być prawdziwą syreną musi zabić kogoś, kto wyznał jej miłość. Musi zwabić go na dno morza i utopić, a później odebrać temu komuś duszę...- zatrzymałam się.
- Trochę skomplikowane- westchnął Nico.- Do czego zmierzasz?
- Widzisz, jak wspominałam wcześniej, jest ona też w jakiś 25% wampirem. Na początku nie dawało to żadnych oznak, bo była żywa. Miała tylko skłonność do krwi, ale to można by było przezwyciężyć. Mogłaby sprawić, że przeważy u niej strona, która jest półbogiem, albo w najgorszym wypadku syreną. Byłaby jeszcze szansa... Kiedy umarła, aktywował się proces metamorfozy. To dlatego Hadesa wiele nie kosztowało, żeby przywrócić ją do życia. Ta część, która jest wampirem, uratowała ją. Problem w tym, że przebiegu przemiany nie zdołamy powstrzymać...- przełknęłam głośno ślinę. Czekałam na słowa pocieszenia ze stroni Nico, ale chyba przeliczyłam się.- Ona potrzebuje krwi. Gdziekolwiek pójdzie czuje ją, mimo, że nie jest tego świadoma.
- A co jak ją dostanie? Co jak już ją wypije?
- Zmieni się. Będzie wtedy jednocześnie czterema stworzeniami. Z jednej strony to nienaturalne i niemożliwe, a z drugiej będzie najniebezpieczniejszą istotą żywą, jaka stąpa po tej Ziemi.
- To trzeba zrobić wszystko, żeby się nie przemieniła. Kiedy ten proces dobiegnie końca, a ona się nie nakarmi, to będzie tylko trzema stworzeniami i dalej coś się wymyśli- spojrzał na mnie i szukał wsparcia. Pokręciłam tylko głową.
- Jeżeli się nie nakarmi, umrze nie tylko jej wampirza strona, ale ona sama.
- No to musimy zrobić wszystko, żeby się nakarmiła!- powiedział. Powoli wstał i czekał na moją reakcję. Spuściłam wzrok. Ledwo powstrzymywałam łzy.
- Powiedziałam, że niebezpieczne jest bycie tyloma istotami...
- Więc co masz zamiar zrobić?
- Mówiłeś, że Gaja zna każdy nasz ruch, tak?
- No tak- przytaknął.
- Więc musimy działać w sposób w jaki normalnie byśmy nie postąpili...
Pokiwał głową na znak, że mam rację.
- Masz jakiś pomysł?- zapytał.
- Jeden- odpowiedziałam krótko.
- Jaki?
Spojrzałam mu w oczy, a łzy leciały mi stróżkami.
- Musimy ją zabić, zanim zrobi to Gaja...




Proszę bardzo, taki bonusik xddd Wreszcie wiem, jak to skończyć i muszę nadrobić stracony czas, więc rozdziały mogą pojawiać się częściej, tylko będą trochę krótsze. Uprzedzam... :D Kolejny pojawi się jeszcze w tym tygodniu, może dodam dwa krótsze, albo jeden długi ;) Nie liczcie jednak na zbyt wiele... Miłego życia *.* Żegnam☺

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 21

Plan doskonały

***Perspektywa Nico***

Stałem przed królestwem ojca. Od pewnego czasu wyprowadził się z Olimpu, gdyż znów pokłócił się z Zeusem o jakieś pierdoły. Ale trzeba się z tym pogodzić, bo jest to typ bardzo kłótliwy i dumny, więc nie przeprosi boga Nieba, a to oznacza, że trochę sobie tutaj pomieszka. Tak bardzo zastanawiała mnie sytuacja, która miała miejsce w obozie, że nie zauważyłem nieobecności Cerbera. Dopiero kiedy przeszedłem bramę i zrobiłem kilka kroków, obróciłem się, żeby upewnić się, bo nawet Cerber ma czasami ciche dni. Pusto. Nie ma go. No to mnie Hades zaskoczył. Tego się po nim nie spodziewałem. Wchodząc do komnaty, gdzie znajduje się tron ojca, palnąłem:
- Od kiedy wypuszczasz Cerbera na spacer? Nowe obyczaje?
Hades z początku wyglądał na zdenerwowanego, ale kiedy zobaczył, że to ja, na jego twarzy widać było zirytowanie.
- A, to ty...- mruknął.- Nie masz nic innego do roboty. Musisz się tu pałętać?
- Czekasz na kogoś?- zapytałem.
- A co, może oślepłeś?
Na środku sali stał wielki, zastawiony stół, a Hades wyglądał jak odpicowany pajac. Zdecydowanie ojciec spodziewał się gości.
- Na kogo?
- No na pewno nie na ciebie, więc wynocha!- wrzasnął.
- Dopiero przyszedłem- uśmiechnąłem się sarkastycznie i rozsiadłem wygodnie na krześle. Nie przepadałem za swoim ojcem, tak jak on za mną.
- Powiedziałem wynocha!- powoli tracił cierpliwość. Lepiej dla mnie. Jak wystarczająco go wkurzę, powie mi wszystko, żebym tylko sobie poszedł.
- Wiesz co? Ostatnio w Obozie Herosów miało miejsce cudowne ożywienie... Może o tym słyszałeś?- zarzuciłem nogi na stół, po czym wziąłem winogrono i bezczelnie je zjadłem. Hades zaczął się trząść z gniewu. Musiałem być przygotowany, bo w każdej chwili mógł się na mnie rzucić.- Ty ją wskrzesiłeś, mimo że wiesz, że to nielegalne, więc dlaczego to zrobiłeś?!- patrzyłem na niego oskarżycielsko.
- Bo go o to poprosiłam- zza moich pleców usłyszałem kobiecy głos. Jak poparzony wstałem z krzesła i wyciągnąłem swój miecz. W wejściu stała kobieta, była olśniewająco piękna i przez myśl przeszło mi, że to może być jakaś kolejna babka ojca, ale nie pasowało mi to, że weszła tu bez przeszkód. Musiała być boginią. A która bogini jest na tyle głupia, żeby schodzić do Podziemi, oczywiście nie wliczając Persefony. Przełknąłem ślinę. Przyjąłem pozycję bojową.
- To nie będzie potrzebne. Przyszłam tu w interesach- powiedziała spokojnie.- Miło mi cię poznać.
Spojrzałem z wyrzutami na ojca.
- Nie wierzą, że jesteś po jej stronie- warknąłem.
- Powinieneś mi być wdzięczny. To ja namówiłam Hadesa, żeby wskrzesił tą nędzą Córkę Zeusa. Dałam jej jeszcze kilka dni życia- zaśmiała się lodowato.
- Po co się zgodziłeś?- nadal wpatrywałem się w tatę.
- A co? Nie podoba ci się to, że żyje? Jak chcesz naślę na nią erynię i każe jej urwać jej głowę... Wtedy będziesz zadowolony?- spytał mnie ironicznie.
- Przecież ona tak czy siak ją zabije!- wrzasnąłem.
- To konieczne- powiedziała Gaja.
- Słucham? Chcesz mi powiedzieć, że konieczne jest jej uśmiercenie? To w takim wypadku, po co ją ożywiłaś?
- Stanowi zagrożenie dla otoczenia, ale potrzebna jest mi do obalenia Zeusa i przejęcia władzy nad całym Olimpem. Jest niebezpieczna. Jeżeli ja jej nie zabiję, to zrobi to ktoś inny- wyjaśniła.
- Przecież to jej ojciec, nie ma szans, że stanie przeciw jemu. Twój plan ma kilka usterek, nie sądzisz? Nikt nie stanowi żadnego zagrożenia, a już na pewno nie ona- jeszcze trochę, a przeszyłbym ją mieczem, ale wtedy nie dowiedziałbym się reszty. Przecież Martha nie jest niebezpieczna. Może trochę porywcza, ale nie niebezpieczna.
- Nie zapominaj, że po swojej stronie mam również Atenę i Nemezis. Są bardzo sprytne i przebiegłe. Myślę, że zauważyłeś- nadal jej twarz zdobił lodowaty uśmiech.
- Co!?- zdezorientowałem się, a więc wzięła pod uwagę wszelkie okoliczności. Niemożliwe...
- Jak myślisz, kto rozkazał tej syrenie, żeby ją przeklęła? Dla niej to była czysta zemsta, a dla mnie stworzenie nowej broni...
- Co?
- Nasza Córunia Zeusa teraz kiedy zechce może być syreną lub starożytnym stworem...
- O czym ty...?
- No, ale żeby stracić chęć życia, i żeby wzbudzić poczucie beznadziejności, musiałaby zabić kogoś niewinnego, albo chociaż musiałoby jej się wydawać, że kogoś zabiła. Jakby zobaczyła na dnie tego chłopaka i byłby on martwy, wtedy wkroczyłabym ja, pocieszyłabym ją i dała szansę na lepsze życie. Ale ten chłopak przeżył. Że też akurat natrafiłam na Syna Posejdona. Cóż jeszcze nic stracone.
- Czyli uratowałaś ją, aby wykorzystać najbliższą okazję i wpoić jej, że kogoś zabiła?
- Tak.
Przeniosłem wzrok na Hadesa.
- Nico, wiem, że wydaje ci się to absurdalne, ale wyobraź sobie. Martha to teraz czysta maszyna do zabijania.
- Czym ona teraz jest?- nie podobał mi się sposób w jaki się o niej wyrażał.
- Wampirem- palnęła podekscytowana Gaja.- Ale też syreną i herosem. Niesamowite...
Patrzyłem na nią z niedowierzeniem.
- Wampiry nie istnieją- burknąłem.
- Tak ci się tylko zdaje- Hades usiadł na tronie, a Gaja przechadzała się po pomieszczeniu.
- Wszystko dzięki Hekate. To ona dawno temu, jeszcze w starożytności,  przeklęła  człowieka, który później powiększył swój gatunek. Rzuciła też czar na syreny Północne, żeby nigdy nie odważyły się nikogo przekląć, gdyż taka syrena stanie się siedmiokrotnie potężniejsza od nich, a na dodatek będzie krwiożerczą bestią. Jedynie pogratulować pomysłowości. Nie myślała, że którakolwiek kogoś przeklnie. Nie pomyślała, że nienawiść będzie silniejsza od powinności. Zdarza się.
- Wszystko zaplanowałaś...- byłem naprawdę zaskoczony.
- Tak. Jak na razie wszystko idzie po mojej myśli- uśmiechnęła się szyderczo.- Teraz ty polecisz do niej i o wszystkim jej powiesz. Ona się załamie, po czym ucieknie, bo przecież nie chce nikogo skrzywdzić, a w szczególności swoich przyjaciół od siedmiu boleści. Potem przy okazji podrzucę jej jakiegoś śmiertelnika, żeby się w końcu najadła i obudziła w sobie bestię. Plan doskonały...
Miała rację. Pozostało mi tylko wrócić do obozu i niczego nie mówić, dla dobra wszystkich. Ale to pewnie też wzięła pod uwagę, bo nie mówiłaby mi tego. Muszę za wszelką cenę mieć Marthę na oku...


***Perspektywa Annabeth***


Siedziałam przy łóżku Marthy. Od dwóch dni nie obudziła się. Na szczęście wyglądała znacznie lepiej. Jej skóra nabrała barwy. Zgodnie z moją prośbą, Chejron zamiast kroplówki podłączył jej morską wodę. Pilnowaliśmy ją na zmianę. Za każdym razem kiedy przypadała moja kolej, bałam się, że się obudzi. Ale bardziej przerażała mnie rozmowa, którą miałam zamiar z nią przeprowadzić. Musiałam ją ostrzec. Nie wiedziałam jak zareaguje. Traktowałam ją jak przyjaciółkę. Chciałam dla niej jak najlepiej, ale sama już nie wiedziałam, co jest dla niej dobre. Gdy tak na nią patrzyłam, przypomniało mi się, kiedy Grover przyprowadził ją do obozu. Wydawało mi się, że się nie dogadamy. Ale wtedy myliłam się. Źle ją oceniłam. A teraz nie potrafiłam jej pomóc, bo najzwyczajniej w świecie bałam się.
- Annabeth?
Aż podskoczyłam na krześle. Wpatrywała się we mnie para srebrno-niebieskich oczu. Właściwie nie wiem jaki to kolor. Wyglądało to tak jakby się mieniły.
- Żyjesz...- wydukałam.
- Najwidoczniej- uśmiechnęła się przyjaźnie.- I muszę przyznać, że czuję się rewelacyjnie.
- To dobrze- próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku, ale Martha szybko zobaczyła niepokój, który gościł mi na twarzy.
- Coś się stało?- zapytała.- Wyglądasz marnie.
- Nie, to nic.
- Nie kłam.
- Właściwie to...
- O ktoś raczył się obudzić. Witaj wśród żywych!- do pokoju wparował Nico. Przerwał mi akurat teraz. Byłam na niego wściekła.
- Co ci?- spytała go Martha.
- A co niby miałoby mi być?- zaskoczył się tym pytaniem.
- No, eeee... jesteś taki... Ludzki...
- Powinienem się obrazić?
- Nico, idź sprawdź, czy nie ma ciebie w Podziemiach- burknęłam.
- Spóźniona. Właśnie wracam od ojca- powiedział to nienaturalnie spokojnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy go przypadkiem nie podmienili.
- Co chciałaś mi powiedzieć?- Martha wróciła do tematu.
- No więc, eeee- nie chciałam tego mówić przy Synu Hadesa, który przyglądał mi się podejrzliwie.
- Annabeth chciała zaprosić cię na imprezę, którą organizuje dzisiaj wieczorem- dokończył za mnie. Spojrzałam na niego z niedowierzeniem. 
- Eeee tak właśnie- mruknęłam, zwracając się do Córki Zeusa.- Koniecznie musisz przyjść.
- No nie wiem.
- Daj spokój. Nie bądź drętwa. Bez ciebie to nie to samo- przekonywał ją Nico.
- No dobra, może wpadnę, ale tylko na chwilę. Jakoś nie mam ochoty na imprezy.
- No to załatwione. Odpoczywaj, a ja pomogę Ann w przygotowaniach- uśmiechnął się sztucznie, złapał mnie za ramię i wyprowadził z pomieszczenia.
- Co ty odwalasz?- spytałam, gdy znajdowaliśmy się na dworze.
- Wiem, co chcesz jej powiedzieć i wydaje mi się, że to nie jest najlepszy pomysł.
- Dlaczego?- zapytałam rozzłoszczona.
- Byłem u Hadesa...- opowiedział mi wszystko co wydarzyło się w Podziemiach. O tym jak Hades jest po stronie Gai, więc nie mamy co liczyć na jego pomoc. I o tym jak Gaja wszystko zaplanowała, więc musimy działać tak, jakbyśmy nie byli sobą. Ona zna nasz każdy ruch, więc musimy być nieprzewidywalni.
- Rozumiesz już, dlaczego nie możemy jej powiedzieć?- tymi słowami zakończył swój długi monolog.
- Tak, ale w tym wypadku niewiedza jest bardziej niebezpieczna.
- Wiem. Dowie się, tylko nie teraz.- Nico miał rację. Musimy wszystko zaplanować. I już nawet mam plan.
- Ok. Ty dopilnuj, żeby nie wpadła w pułapkę Gai i żeby nie znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Musisz ją pilnować, aby nie wdała się w żadną bójkę...
- Z tym to będzie problem- dodał zrezygnowany.
- ...i trzymaj ją z dala od krwi.- westchnęłam- A ja poczytam więcej na temat przeklętych herosów, syren i wampirów. Może da się to jakoś odkręcić.
- I pamiętaj, żeby zorganizować jakieś przyjęcie...
- Nie mogłeś wymyślić czegoś szybszego do przygotowania?- zapytałam zdenerwowania.- Tylko tego mi brakowało.
- Poradzisz sobie. Masz jeszcze jakieś 5 godzin- poklepał mnie po ramieniu i ruszył w kierunku Domku Hadesa. Łatwo mu mówić.
- Ej miałeś mi pomóc!- krzyknęłam. Obrócił się i zrobił niewinną minę.
- Przecież robię za ochroniarza. Jeszcze ci mało?
Przewróciłam oczami. 
- Spadaj- warknęłam.
- Z chęcią- uśmiechnął się łobuzersko i zniknął w pierwszym lepszym cieniu.


***Perspektywa Marthy***


Patrzyłam tępo w ścianę. Nie miałam zamiaru dłużej tak siedzieć, ale pielęgniarka nie chciała mnie puścić.
- Czuję się znacznie lepiej- nalegałam, lecz ona pozostawała niezłomna.
- Jesteś osłabiona. Jedyne co mogę dla ciebie zrobić, to przynieść trochę ambrozji- wzruszyła ramionami. Rzuciłam się zrezygnowana na łóżko.
- W takim razie będę tu gnić do końca życia- palnęłam.
- I oto chodzi- uśmiechnęła się ponuro, po czym odeszła.
- Kiedy ja nie chcę!- wrzasnęłam na nią. Zatrzymała się i patrzyła na mnie ze współczuciem. Podeszła do mnie i usiadła na łóżku obok.
- Przykro mi- spojrzała mi prosto w oczy. Nie odrywając wzroku powiedziałam:
- Proszę. Naprawdę chcę już stąd wyjść na powietrze, bo zaraz zwariuję...
Nagle stało się coś dziwnego. Nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć. W jej oku pojawił się błysk, dosłownie. Potrząsnęła lekko głową, jakby jej się w niej zakręciło.
- To idź. Nie chcemy kolejnego wariata na tym świecie. Już jest ich wystarczająco dużo- uśmiechnęła się nieobecnie, wstała i poszła do gabinetu. Jeszcze przez jakieś pięć minut patrzyłam na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła pielęgniarka. Zaskoczyła mnie jej decyzja, ale wolałam, żeby jej nie zmieniła, więc zabrałam swoje rzeczy i pospiesznie wyszłam z pokoju. Prawdę mówiąc nie czułam się najlepiej. Wszystko mnie bolało. Zmęczenie i osłabienie dało się we znaki. Kiedy znajdowałam się już na zewnątrz, słońce okropnie mnie raziło. Mrużyłam oczy, żeby cokolwiek zobaczyć, ale skutki były marne. Słyszałam głosy innych herosów, którzy wykonywali swoje codzienne obowiązki. Ten zgiełk, który panował, był tak głośny, że czułam jak przeszywa mi głowę. Chciałam znaleźć się w zacisznym miejscu, z daleka od ludzi, z daleka od wszystkiego co się porusza i wydaje jakiekolwiek dźwięki. Bo teraz to nawet mucha, która przeleciała niedaleko, doprowadzała mnie do szału. 
- Wypuścili cię?
Ktoś stał obok. Ledwo poznałam kto, gdyż wydawało mi się, że czynności, które wykonywali inni, były stokroć głośniejsze. Usłyszałam pisk. Przeraźliwy wrzask, który dopiegał z lasu. Złapałam się za głowę. Wydawało mi się, że ktoś rysuje widelcem po talerzu. 
- Przestań- warknęłam.
- A co ja takiego robię?- zapytał zdezorientowany Syn Hadesa.
- Słyszysz to?
- Co niby?
- Ten pisk.
Spojrzał na mnie zaniepokojony.
- Niczego nie słyszę...
- Jak to? Przecież to jest takie głośne. Nawet głuchy by usłyszał.
- Na pewno dobrze się czujesz? Może powinnaś wrócić do skrzydła...
- Wszystko w porządku. Najwidocznej przesłyszałam się.
- Jak uważasz. Pomóc ci w czymś?
- A tobie co znowu?
- A co ma być? Że niby Syn Hadesa to pomagać nie potrafi, tak? A może tak przyszło ci do głowy, że też mam serce i od czasu do czasu jestem miły...
- Ehem, bo ci uwierzę- burknęłam. Wszystko stanęło do góry nogami. Ja słyszę głosy, a Nico przeżywa przemianę duchową. Jedyne na co mam teraz ochotę, to wziąć gorący prysznic i odizolować się od wszystkiego. 


Wracam do gry xddd Sama nie wiem co jest grane, ale od pewnego czasu blogger zaczyna mi szwankować, więc nie zdziwcie się, jakby były jakieś problemy z publikowaniem postów lub z ich pisaniem. Postaram dodawać się szybciej rozdziały, ale u mnie jakoś inaczej płynie czas, zatem niczego nie obiecuję. Wiem, że dziwnie to zabrzmi, ale okropnie bolą mnie zęby i trudno mi się skupić na czymkolwiek. W każdym razie niedługo wiosna i mam nadzieję, że nadejdą wreszcie cieplejsze dni. Pozdrowionka dla wszystkich ;D Trzymajcie się ^^

sobota, 14 marca 2015

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 20

Mroczna prawda

***Perspektywa Percy'ego***

To wszystko działo się tak szybko. Po co tam wrócił? Najwidoczniej mieli kłopoty, z którymi nie mogli sobie poradzić albo po prostu wrócił po Córkę Zeusa, bo była zbyt słaba, żeby samodzielnie wypłynąć. I tu nagle mnie olśniło... Percy, jesteś genialny- pomyślałem. Przecież coś lub ktoś spowodowało, że nie mogła sama wrócić. Patrzyłem teraz na Ann, która z trudem łapała powietrze. Z mimiki jej twarzy wywnioskowałem, że potrzebują pomocy. Bez zastanowienia wziąłem ze sobą kilku herosów (bo w tej sytuacji wersja egoistycznego bohatera odpadała, potrzebowałem wsparcie, gdyż nie wiedziałem co mnie czeka na dnie, choć nie oszukujmy się... sam też dałbym radę) i zanurzyłem się do wody. O dziwo, nie czekał na mnie żaden potwór, nawet nikt nie walczył, nie było nigdzie śladów krwi. Zastałem tylko Marthę, leżącą bezwładnie na dnie i Dominika, powoli opadającego. Wyglądał jakby się dusił. Oczy miał szeroko otwarte i łapczywie, dużymi łykami pił wodę. Widać, że coś paliło go od środka. A ja mu mówiłem, żeby nie jadł tyle chili... Razem z resztą zabraliśmy ich na brzeg. Nie wiem, co działo się z Córką Zeusa, ale od razu wzięli ją do skrzydła szpitalnego. Wyglądało to niepokojąco. I na pewno poszedłbym sprawdzić, ale wolałem dowiedzieć się, co tam tak naprawdę się wydarzyło. Zostałem z bratem i Annabeth, którzy teraz wyglądali znacznie lepiej.
- Co się tam stało?- zadałem pytanie. Spojrzeli na siebie wymijająco.
- Nie wiem. Nic z tego nie rozumiałam. Ale...- Annabeth patrzyła wyczekująco na Dominika.- Ty je rozumiałeś...
- Co? Ja? Nie, pffff.- wymruczał i zaczął pić wodę, aby zaspokoić pragnienie. Jakoś mnie nie przekonał.
- Na pewno?- naciskałem.
- To były rodzinne porachunki...- stwierdził po chwili namysłu.
Zapanowało milczenie, które przerwała Ann.
- Rodzinne porachunki? Przecież one chciały nas zabić! Nie jestem głupia!- krzyknęła zdenerwowana.
- Posłuchaj, sam nie wiem o co tam chodziło, ale...- zatrzymał się.- Powiniśmy sprawdzić co z nią, bo... No, one mogły jej coś zrobić i...- przełknął ślinę. Wiem co czuł, gdyż sam nie dopuszczałem do siebie tej wiadomości. Ona żyła i na pewno za chwilę przyjdzie tu do nas, aby mnie czymś zdenerwować albo żeby wzniecić jakąkolwiek kłótnię. Takie już są Dzieci Zeusa... Chcą pokazać, że oni tu rządzą...
- Nieprawdopodobne dla mnie jest to, że Martha jest syreną.- Annabeth zastanawiała się na głos. Nie wiem co w tym jest niezwykłego. Kiedy tylko zechce może zmienić się w krwiożerczą rybę. Żenada...
- Jaki potwór was zaatakował???- zapytałem, ciekawy odpowiedzi.
- Zaatakowały nas podobne istoty do Marthy, tylko że one nie były przyjazne.- Dominik na samą myśl wzdrygnął się. A więc syreny... Jakim prawem wtargnęły do tego jeziora?
- Dominik?- Ann patrzyła na niego współczująco.- Dlaczego byłeś ledwo przytomny, kiedy wyciągali cię z wody?
Syn Posejdona wyciągnął z kieszeni pusty flakonik i podał go Annabeth. Otworzyła go, wąchając zawartość. Skrzywiła się, patrząc na Dominika.
- Spanikowałem. Wypicie tego wydawało mi się najbardziej rozsądne w tej sytuacji.- tłumaczył się mój brat.
- Skąd to masz?- Córka Zeusa była teraz zaniepokojona.

***Perspektywa Nico***

Stałem w ciemnym kącie oparty o ścianę. Pare minut temu przynieśli tu Córkę Zeusa. Dzieciaki Apolla próbowały ją uratować, ale same nie wiedziały o co w tym wszystkim chodzi. Nie znały przyczyny, z resztą ja też nie. Nieoczekiwanie stało się to czego się obawiałem. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk. Przełknąłem ślinę. To niemożliwe. Podbiegłem do niej. Zobaczyłem, że jej organizm nie pełni już funkcji życiowych. Dlaczego? To pytanie rozwalało mi głowę. Nie mam uczuć. Przecież jestem prawie martwy. Ale zrobiło mi się smutno. Poczułem rozgoryczenie, złość, strach, żal. Ostatnio przeżyłem coś w tym stylu, gdy Bianca... Zamknąłem oczy, aby powstrzymać łzy. Dawno nie myślałem o mojej siostrze. To spowodowało, że jeszcze gorzej się poczułem. I nagle, w chwili gdy chyba pogodziłem się z tym co się stało, bo ludzie przecież odchodzą, Martha otworzyła oczy. Znieruchomiałem. Podniosła się jak poparzona. Patrzyła na mnie przerażonymi oczami, jakby przyśnił jej się koszmar. Nie wiedziałem co mam robić. Po chwili zemdlała, ale żyła. Do pokoju wszedł Chejron, który na pewno został powiadomiony o jej zgonie. Spojrzał na Córkę Zeusa, potem na mnie.
- Jak to zrobiłeś?- zapytał mnie.
- Niczego nie zrobiłem- odpowiedziałem lodowato.
- Więc jakim prawem?- tym razem patrzył na nią. Wyszedłem pospiesznie z pomieszczenia. Będę musiał poważnie porozmawiać z ojcem.

***Perspektywa Annabeth***

Zastanawiała mnie cała ta sytuacja. Najpierw wydarzenia pod wodą. Teraz nagłe ożywienie. Ktoś z bogów musiał ją wskrzesić, poręczyć za nią. Na myśl przyszedł mi Zeus. Ale gdyby potrafił ożywiać ludzi, Thalia nie musiałaby być drzewem. Potem pomyślałam o Hadesie. Przecież to jego królestwo. Tylko, że on nie miałby powodu. Po pierwsze nienawidzi Zeusa, a po drugie gdyby mógł to wskrzesił by Marię, jego jedyną prawdziwą miłość, która zginęła przez Zeusa. I tu kółko się zamyka. Leżałam na swoim łóżku i tępo patrzyłam się w sufit. A może... Nie. Nie zrobiłaby tego... Chyba, że ma plan, a Martha potrzebna jej jest do jego zrealizowania. Ale to chore. Na jej miejscu wolałabym, żeby zginęła, bo jest dla niej zagrożeniem. Z tym, że Gaja może mieć taką moc i wystarczająco sił, żeby przywrócić komuś życie. Potem nasunęła mi się myśl o Dominiku. Mogłaby jemu podrzucić tą fiolkę. Wiedziała, że to wypije, ale nie myślała, że będzie pił potem wodę, a ona uleczy rany nawet od środka. Ale on nie jest zagrożeniem. A może? A może po prostu nie był jej potrzebny... Natomiast Martha... Muszę zrobić wszystko, żeby Gaja nią nie zapanowała. Przecież ona jest wstrętną manipulantką i zrobi wszystko by dostać to, czego chce. Powoli wstałam, podeszłam do półki z książkami, bo dam głowę, że widziałam tam jakąś książkę o syrenach. Trochę czasu mi zajęło, ale ją znalazłam. Tym razem usiadłam przy stole. Otworzyłam książkę i zaczęłam szukać gatunku, który widziałam na dnie jeziora. Bingo. Syreny Północne. Dowiedziałam się, że ich przemiany i zachowanie zależy od faz księżyca. Potem przeczytałam jak zabijają ofiary. Najczęściej śpiewem, ale to działa tylko na płeć przeciwną. Zwabiają mężczyzn na dno, a potem ich topią. Następnie było tam napisane jakie one mają nadprzyrodzone zdolności. Potrafią: manipulować umysłami, rozkochać w sobie każdego, czytać w myślach, ale to tylko niektóre osobniki. Przewinęłam kartkę. Słabe punkty. "(...) Jest tylko jeden. Słodka woda. Dla syren tego pokroju jest ona trująca, a nawet śmiertelna (...) aby odbudować organizm potrzeba słonej wody" No to teraz znamy powód, dlaczego jezioro tak wpłynęło na Córkę Zeusa. Miałam już zamykać książkę, kiedy dotarło do mnie że brakuje strony. Przeszukałam każdą książkę, każdy zakamarek i nic. Skoro jej nie ma to znaczy, że ktoś ją wyrwał, a to znaczy, że była ważna. Poddałam się. Nie znajdę jej. Byłam zła. Jeszcze raz przejrzałam tą książkę, a kiedy zrozumiałam, że to na nic, cisnęłam nią w podłogę. Twarz schowałam w dłoniach. Martha to moja przyjaciółka, chciałam jej pomóc. Zrezygnowana podniosłam wzrok. I osłupiałam. W okładce była dziura, a w niej zgnieciony kawałek papieru. Obok książki leżał skrawek materiału. Ktoś schowal stronę w okładce. Powoli rozwinęłam zagubioną kartkę. Super... Krew odpłynęła mi z twarzy. Wyłapałam fragment, przez który omal nie zeszłam. A brzmiał on: "(...) Jeżeli dziewczyna nie została syreną z przyczyn genetycznych oraz dziedzicznych, lecz została przeklęta, nie jest ona zwyczajnym morskim stworzeniem, ale żądną krwi bestią. Takim syrenom do uzyskania energii i siły nie wystarcza morska woda. POD ŻADNYM POZOREM NIE ZBLIŻAĆ SIĘ!" Na samym dole strony był umieszczony rysunek przedstawiający twarz takiej syreny. To było straszne. Twarz przypominała jakby wampira, ale w najgorszej wersji naszych wyobrażeń. Doczytałam tam jeszcze, że polują one na lądzie, więc nie muszą być w wodzie. Ogarnęła mnie panika. A co jeśli teraz atakuje jakiś bezbronnych dzieciaków. Ann, uspokój się- powtarzałam sobie w myślach. Jest bezsilna, osłabiona po spotkaniu ze słodką wodą. Wdech, wydech, wdech, wy... Muszę to powiedzieć Chejronowi... Albo nie, bo uzna ją za niebezpieczną i będzie kazał ją zabić. Uświadomiłam sobie, że nie przeczytałam połowy tekstu, gdyż przeraziłam się początkiem. Zaczęłam czytać dalej: "Proces potrzeby karmienia się krwią następuje, gdy osobnik natknie się na bezpośredni kontakt z krwią..." Odetchnęłam. Teraz wystarczy tylko nie dopuścić jej do krwi. Niedobrze mi. Nie wybrażam sobie Marthy karmiącej się... Wzdrygnęłam się. Jakby Gai udało się ją przekupić na jej stronę, to po nas. Postanowiłam powiedzieć Chejronowi o słonej wodzie, która pomoże odzyskać Marcie siły. A resztę postanowiłam zachować dla siebie i porozmawiać z Córką Zeusa przy najbliższej okazji.


Witam, witam. Znowu wracam po długiej przerwie. Dzisiaj ostatni dzień ferii, więc wzięłam się w garść i dokończyłam ten rozdział. Będzie coraz gorzej, zobaczycie. Szczerze to nie mogę się już doczekać jakiejś porządnej akcji :D Bye ;)

czwartek, 12 marca 2015

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 19

"Wypij, jeśli nie masz po co żyć"

*** Perspektywa Marthy ***

Patrzyłam na nie oszołomiona. Zwariowały. Ok, od początku wiedziałam, że są jakieś psychiczne, ale teraz przegięły na maxa. Nie mogłam dać im tej satysfakcji, więc robiłam wszystko, żeby nie okazywać żadnych emocji.
- Idiotyczne- burknęłam obojętnie, jakby wcale mnie to nie obchodziło. Nie miały pojęcia, że Dominik je słyszy, bo inaczej zabiłyby go na miejscu. Przynajmniej ja nie musiałabym tego zrobić, a w chwili obecnej: muszę.
- Nie przesadzaj. Tylu innych chłopaków błąka się po tym świecie, a ty żałujesz tego jednego. Gdy zginie, raczej nikt po nim nie zapłacze...- ciągnęła jedna z nich.- Natomiast dla ciebie będzie to szansa przetrwania. W chwili kiedy on umrze, zyskasz potrzebnych sił, do odbudowy, bo jak na razie jesteś wrakiem.- zakończyła z szyderczym uśmiechem. Miała rację. Umieram. Czuję to.
- Zastanów się, ale pamiętaj, zegar tyka- oznajmiła ta druga kompletnie dobijając mnie tymi słowami do końca. Musiałam zdecydować. Ja albo on. To chyba najtrudniejszy wybór w moim życiu i być może ostatni. Syreny związały Syna Posejdona i odpłynęły, zostawiając mnie z decyzją, którą miałam podjąć w najbliższym czasie.
- Wahasz się- mruknął. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie chciałam skłamać, a prawda nie przechodziła mi przez gardło.- A więc...zrobisz to?
Milczałam. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Jeszcze kilka miesięcy temu zdolna byłam oddać życie za przyjaciół. Ale to było kiedyś. Teraz nie jestem taka jak dawniej. Zmieniłam się. I to bardzo. Sama to zauważyłam, a teraz większa część mnie pragnęła jego śmierci... Pragnęła być silniejsza... To właśnie mnie przerażało. W jego oczach widziałam strach, ale na pewno nie bał się śmierci. Znam go. To nie w jego stylu. Tu musi chodzić o coś ważniejszego.
- No tak. Rozumiem- wymruczał. Czasami wydawało mi się, że wie o czym myślę.- Przecież tu chodzi tylko o życie jakiegoś marnego chłopaka. O życie dupka, który nawet teraz oddałby za ciebie życie. I jeszcze do niedawna myślałem, że ty też zrobiłabyś to dla mnie. Cóż, myliłem się.
Otworzyłam usta, ale on nie dopuścił mnie do słowa.
- Najśmieszniejsze jest chyba to, że nadal jestem w stanie poświęcić się dla ciebie. A dlaczego? Bo jesteśmy przyjaciółmi. Ale ty jesteś tylko zapatrzoną w siebie egoistką, która myśli, jakie będzie miała z tego korzyści- oświadczył. Zapanowało milczenie. Nie miałam ochoty się odezwać, a on najwidoczniej żałował tego, co powiedział.- Jesteś naiwna- parsknął.- Przedłużysz sobie życie kosztem mojego najwyżej o kilka godzin. I co dalej? Zabijesz kolejnych niewinnych chłopaków? Naprawdę chcesz być taka jak one?
Racja. Przecież mój organizm jest już ruiną. Wszystko przez to jezioro... Zatruwa mnie. A one dobrze o tym wiedzą. Z jednego morderstwa zrobią się kolejne. Muszę podjąć właściwą decyzję...
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Dziękuję, że jesteś i obiecuję, że już nigdy się na mnie nie zawiedziesz- powiedziałam. Uśmiechnął się blado.
- To ja przepraszam. Powiedziałem za dużo...-zawahał się- A tak ogólnie to nigdy się na tobie nie zawiodłem.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Powiedziałeś, to co powinnieneś i uświadomiłeś mi jak ważny dla... jak ważni dla mnie są przyjaciele- zerknęłam na Ann.- Wyciągnę was stąd.
Syn Posejdona zaczął się wiercić.
- Co ci?- zapytałam.
- Nawet nie wiesz jak mi ta butla przeszkadza. Najchętniej zdjąłbym ją, ale...- wskazał głową na związane ręce.
- Jesteś genialny!- krzyknęłam. Spojrzał na mnie ironicznie.
- Przestań. Właśnie jesteśmy w obliczu śmierci... Nie masz nic innego do roboty?
- Nie o to mi chodzi. Dzięki twojej głupocie wpadłam na pewien pomysł.
- Wielkie dzięki- mruknął sarkastycznie.
Plan polegał na tym, że przecież nie dam rady zabić Dominika pod wodą, nawet jakbym szczerze chciała, więc będzie musiał udawać trupa. Kiedy one będą myślały, że umarł, na mój sygnał zaatakujemy znienacka. Ja spróbuje zerwać im źródło tlenu, a Dominik uwolni Ann.
Wytłumaczyłam mu to ze szczegółami, żeby mnie dobrze zrozumiał. Pokiwał głową na znak, że do niego dotarło.
- I pamiętaj. Cokolwiek by się stało ja...- zatrzymał się. Ponagliłam go wzrokiem, bo czułam, że czas podjęcia decyzji właśnie minął. Zaraz tu przypłyną.- Cokolwiek by się stało ja... postawię ci marmurowy grób- skończył.- Wiem, że zawsze o takim marzyłaś...
Nie wiem dlaczego, ale spodziewałam się innego zakończenia zdania. Uśmiechnęłam się ironicznie.
- Zawsze mogę na ciebie liczyć- wypaliłam przez zęby. Mrugnął do mnie, a ja tylko przewróciłam oczami. Strasznie mi go brakowało przez te wszystkie lata, mimo że czasami doprowadza mnie do szału. Ale mu tego nie powiem. Nie dam mu tej satysfakcji... Zza rogu wypłynęły dwie syreny. Spojrzały na mnie wyczekująco. Pora plan wprowadzić w życie.
- I co?- zapytała jedna z nich.- Podjęłaś decyzję?
- Tak- powiedziałam zdecydowanie. Wyglądały na zaskoczone.- Zrobię to.
Rozwiązały Dominika i przyprowadziły go do mnie.
- Wiesz co robić?- spytała mnie syrena z lewej.
- Niezbyt- odpowiedziałam.
- Więc polega to na tym, że musisz go utopić...- zaczęła powoli. Odetchnęłam z ulgą. Wszystko idzie po mojej myśli...- Ale...- zawsze musi być jakieś "ale".- Ale nie tak zwyczajnie. Musisz wykorzystać swoją moc, żeby on sam się utopił, żeby zrobił wszystko co mu każesz.
Przełknęłam ślinę. Dominik także nie wyglądał na zadowolonego. Najwidoczniej opcja obezwładnienia go jakąś mocą, której sama nie znałam i nie umiałam z niej korzystać, więc na dobrą sprawę byłby tak jakby królikiem doświadczalnym... Niezbyt mu się podobała.
Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy. Miałam tylko nadzieję, że załapie. Po chwili zobaczyłam jak posłusznie zdejmuję maskę i udaje, że się dusi. Wyglądało to tak śmiesznie, iż powoli zwątpiłam w to, że one uwierzą w cały ten teatrzyk. W chwili obecnej starałam się robić wszystko, aby zachować kamienną twarz. Połknęły haczyk... Syn Posejdona powoli opadał na dno. Spojrzałam na syreny, które przypatrywały mi się uważnie. O nie...
- Powinnaś wyzdrowieć...- zastanawiała się na głos jedna z nich.
- Hmmm...dziwne- powiedziała ta druga.
Nie pozostawiły mi żadnego wyboru...
- TERAZ!!!- krzyknęłam ze wszystkich sił.
Ruszyłam na nie z największą prędkością na jaką mnie było w tej chwili stać. I teraz zauważyłam niedociągnięcia w moim planie. One są dwie, a ja jedna. One są w pełni sił, a ja nie za bardzo. Plus jest taki, że odciągnęłam ich uwagę od Dominika. On mógł spokojnie rozwiązać Ann i uciekać... Szarpałam się z nimi, bo nie miałam żadnej broni. Próbowałam za wszelką cenę zerwać im tą cholerną maskę...

*** Perspektywa Dominika ***

Widziałem, że Martha nie ma żadnych szans... Po co ja się zgodziłem na ten plan? Przy rozwiązywaniu ledwo żyjącej Ann strasznie plątały mi się palce. Ufff... udało się... Córka Ateny traciła przytomność... Wiedziałem, że jeśli przeżyję to co tu się dzieje, a Annabeth coś się stanie, to Percy mnie zabije... A później zmartwychwstanę i znów mnie zabije. Wolałem teraz o tym nie myśleć. Złapałem ją w pasie i popłynąłem jak najszybciej w stronę powierzchni. Kiedy znalazłem się z Ann już na brzegu, otoczyła nas gromada gapiów. Oddałem Córkę Ateny Percy'emu i nie odpowiadając na żadne zadawane mi pytania, wskoczyłem spowrotem do wody. W głowie miałem tylko jedną myśl: wrócić po Marthę. Nie mogłem jej drugi raz stracić. Nie przeżyłbym tego. Raz już myślałem, że zginęła... Przyspieszyłem tępa. Zobaczyłem je. Sytuacja wyglądała marnie... Dusiły ją. Nie dość, że już była na granicy śmierci to jeszcze chciały ją dobić. To ja powinienem zginąć... nie ona. Rzuciłem się na nie. Jednej udało mi się zerwać butlę, a druga uciekła. Oczywiście, że syrena bez dostępu do tlenu poszła w ślady koleżanki. Przecież nic złego nie zrobiłem, a wyglądała jakbym co najmniej ją zabił.

***

Nie miałem dużo czasu. Martha już straciła przytomność. Zacząłem powoli panikować. Wyglądała naprawdę okropnie. Cała blada, czarne cienie pod oczami, sine usta. Wiedziałem, że to koniec. Zrobiło mi się gorąco. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wierzyłem, że to tak się ma skończyć. Nie mogłem uwierzyć, że już nigdy nie będę mógł z nią porozmawiać, śmiać się... Przed oczami przewinęły mi się wszystkie wspólne chwile... A teraz patrzyłem na nią jak powoli opadała na dno... Powoli i bezruchu. W głowie słyszałem głos. Był to szyderczy, lodowaty śmiech kobiety. Nagle poczułem, że coś pojawiło się w mojej kieszeni. Sięgnąłem po to. Był to mały flakonik z jakąś fioletową substancją... A na nim widniał napis: "Wypij, jeśli nie masz po co żyć." Spojrzałem na Córkę Zeusa. Otworzyłem butelkę i jednym ruchem wlałem zawartość do ust.


Witam po baaardzo długiej przerwie :)
Wreszcie udało mi się skończyć ten rozdział, więc jestem z siebie dumna ;D
Trochę pokręciłam, ale jest xdd Sama już nie mam za bardzo pomysłów na ciąg dalszy, a szukanie weny trochę może potrwać. Niedługo weekend, więc będzie można się trochę zastanowić, bo niestety, w dniach szkolnych nie kontaktuję xdddd Czekam na wasze opinie odnośnie tego rozdziału *.* Papaski ;***