niedziela, 6 lipca 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 6

Znak rozpoznawczy

***Perspektywa Percy'ego***

Po kolacji wszyscy obozowicze rozeszli się do swoich domków. Mimo, że miałem do załatwienia ważną sprawę, też poszedłem. Kiedy znalazłem się przy drzwiach, wszedłem do środka, odczekałem, aż na dworze nie będzie żadnej żywej duszy, choć umarłej też nie chciałbym zobaczyć. Pobiegłem w stronę jeziora, gdzie Martha wrzuciła mój telefon do wody. Wmawiałem sobie, że jest wodoodporny, bo szczerze mówiąc, to nie wiedziałem, czy to prawda. Zbliżyłem się do brzegu i powoli wszedłem po pas do wody. W końcu zanurkowałem. Pod wodą było ciemno jak w grobie. Ręką próbowałem wymacać komórkę, ale znalazłem tylko kilka kamieni. Nie mogła się rozpłynąć, prawda?
- Trochę późno jak na kąpiel- usłyszałem głos, który dochodził znad powierzchni wody. Ktoś był na brzegu. Wynurzyłem się i zobaczyłem Thalię, stojącą z założonymi rękami.
- Być może, ale ja się nie kąpię- powiedziałem. Trochę dziwnie to zabrzmiało.
- Doprawdy? No to co? Zgubiłeś coś? Może rozum?- zapytała z nadzieją w głosie.
- Nie bądź głupia. Telefon- oświadczyłem.
- Telefon? Od kiedy się kąpie telefon?
- Nie kąpię żadnego telefonu! Twoja ukochana siostra wrzuciła go do wody- burknąłem. Zamknęła się, ale cisza nie trwała długo.
- Jak chcesz. Ale lepiej wyjdź- posmutniała- Muszę Ci coś powiedzieć.
Wyskoczyłem z wody jak poparzony. Oczywiście byłem suchy, ale coś mokrego przykleiło mi się do nogi. Glony. Zdjąłem je i nie wierzyłem własnym oczom. W wodorosty zaplątany był mój telefon. Podniosłem go, a potem włożyłem do kieszeni. Czekałem na tą rozmowę.
- O co chodzi- zapytałem udając obojętność. Ciekawość rozsadzała mnie od środka.
- Chodzi o...- nie dokończyła, bo przerwał jej Nico, który właśnie wyszedł z ciemności.
- Uuuuuu... Nie wiem, co powie Annabeth, jak się o tym dowie- uśmiechnął się szatańsko.
- A co ma powiedzieć- zdziwiłem się- Tylko rozmawiamy.
- Na pewno- rzekł sarkastycznie. Głupek z niego.
- Wiesz co, Percy? Porozmawiamy później- Thalia odeszła w stronę domku Zeusa.
- Nie chciałem przeszkadzać- mówił- Po prostu poszedłem na spacer.
- Nic nie szkodzi- skłamałem. Byłem na niego wściekły.
- Dzięki- odetchnął- Dobranoc, słodkich koszmarów.
- Dobranoc i nawzajem- mruknąłem.
Po chwili znalazłem się w swoim ciepłym, przytulnym łóżku. Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem.

***Perspektywa Marthy***

Mam serdecznie dosyć Clarisse. Co ta wyrocznia sobie wyobraża? Nie chcę zrobić zawodu Chejronowi, ale jak ta kretynka jeszcze raz otworzy tą brzydką gębę i coś do mnie powie, to nie ręczę za siebie. Starałam się trochę ochłonąć. Siedziałam na łóżku i pakowałam się. Nie miałam pojęcia, co trzeba ze sobą zabrać, więc starałam się wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Ktoś wszedł do środka. Chwyciłam za swój miecz, trzymając go w gotowości. Strasznie się do niego przyzwyczaiłam. Odetchnęłam, kiedy zobaczyłam Thalię, moją współlokatorkę. Kompletnie o niej zapomniałam. Była smutna albo raczej przygnębiona. Z resztą na jedno wychodzi.
- Cześć- powiedziałam. Nie wiedziałam o czym rozmawiać- Co zabierasz ze sobą, bo ja jeszcze nie wiem.
- Ja też- mruknęła- Myślałam, że już nie pójdę nigdy więcej na jakąkolwiek misję, ale... A teraz jeszcze na dodatek...- urwała. Chyba nie chciała o tym rozmawiać, a ja wolałam nie pytać.
- A ty? To Twoja pierwsza misja, co nie?- zmieniła temat i dzięki jej za to, bo czułam się trochę krępująco.
- Tak jakby- tylko na to było mnie stać. Najpierw zaczęła opowiadać mi swoją historię, która nie była wcale wesoła, później rozmawiałyśmy o przepowiedni i różnych rzeczach związanymi z jutrzejszą wyprawą. Potem doszłyśmy (sama nie wiem jak) do gadki o kosmetykach, ubraniach, muzyce i chłopcach. W porównaniu do mnie, Thalia nie miała wiele do powiedzenia na ten temat. Przegadałyśmy całą noc. Nie zmrużyłyśmy nawet oka, a za godzinę wyruszamy na misję.

***Perspektywa Percy'ego***

Obudziły mnie promienie słońca, które przedostawały się przez niebieskie zasłony. Wstałem, wziąłem podwójny prysznic, bo trzeciego mogę już nie dożyć, umyłem zęby, ubrałem się, spakowałem pierwsze lepsze rzeczy i byłem już gotowy. Usiadłem na łóżku i myślałem, czy tu jeszcze wrócę. Było coś ok. 6:00, więc musiałem już pójść na Wzgórze Herosów, miejsce zbiórki. U góry zastałem Argusa, który miał nas podwieźć do centrum oraz siedzącego na kamieniu Nico. Podszedłem do niego.
- Ranny ptaszek z Ciebie- usiadłem obok niego.
- Śmiej się, śmiej- westchnął- Nie mogłem zasnąć.
- Widzisz, a ja spałem jak zabity- zażartowałam. Szkoda, że tylko ja się śmiałem.
- Cześć, chłopaki!- na wzgórze przyszła Annabeth. Wyglądała ślicznie. Ubrana była w miętowe spodnie, białą bluzkę z szarym nadrukiem: I have hope i czarne balerinki. Blond włosy opadały jej na ramiona, zrobiła sobie delikatny makijaż.
- Ładnie wyglądasz- podszedłem do niej i pocałowałem ją w puliczek. 
- Ty też- powiedziała. Objąłem ją ramieniem.
- Wiesz może, gdzie jest reszta?- zapytał Nico.
- Mniej więcej. Clarisse...- nie dokończyła.
- Czołem idioci- na wzgórze dotarły dzieci Aresa. Cudownie.
- Powiedziała kretynka- mruknąłem. Niestety usłyszała, ale nic nie zrobiła. Uff.
Argus wsiadł do samochodu.
- A gdzie dziewczyny?- zdziwiłem się- Musimy poczekać.
Clarisse i Mark podążyli w ślady Argusa.
- Po co?- zaskoczyła się Córka Aresa.- O dwóch głupków będzie mniej...
- Już jesteśmy- przerwała im zdyszana Thalia. Miała na sobie punkowe ciuchy. Jak zawsze. Za nią przybiegła Martha, która ubrana była w białą bluzkę z czarną czaszką, a pod spodem było napisane: I died, krótkie spodenki w czarno-białą kratkę, czarne trampki za kostkę, brązowe włosy spięte były w luźny kok, lekki makijaż zdobił jej twarz, w uszach gościły czarne kolczyki w kształcie czaszki, czarne paznokcie, chyba najbardziej się odznaczały. Jej oczy błyszczały w świetle wschodzącego słońca. Nie miałem słów, jak ją opisać. Obie wyglądały na zmęczone. Spojrzałem na Nico, który otworzył usta ze zdumienia. Ja natomiast starałem się hamować.
- WOW- wyszeptał.
- Co się gapisz?- powiedziała do mnie Martha, ziewając głośno.
- Gdybyś nie zauważyła, to mam oczy- odpowiedziałem.
- Naprawdę? A ja myślałam, że to tylko piłki od ping-ponga- warknęła.
- No to się myliłaś- burknąłem.
- Masz fajną bluzkę- zmienił temat Nico.
- Dzięki, Ty też- mruknęła. Podeszła do Thalii, która rozmawiała z Annabeth. Dla przypomnienia, Nico też nosi bluzki z czaszkami.
- Szczęściarz, taki komplement z jej ust- wyszeptałem.- Szacun, stary.
- Przestań- spojrzał na mnie ironicznie.
Wszyscy zapakowaliśmy się do samochodu. Nie wiem, jak się w nim zmieściliśmy i mieliśmy jeszcze pełno miejsca. Ale cóż. Pojechaliśmy w kierunku centrum Nowego Jorku. Dziewczyny gadały o czymś zawzięcie. Mam na myśli Annabeth, Thalię i Marthę, bo Clarisse i Mark dyskutowali razem na temat wojny. Ja gawędziłem z Synem Hadesa, ale po dłuższej gadce, ta rozmowa stała się przerażająca, ponieważ doszliśmy do tematu o śmierci i umarlakach. Dowiedziałem się takich rzeczy, o których nigdy nie chciałem wiedzieć. Uwierzcie. Minęła godzina i dojechaliśmy do miasta. Wreszcie. Kiedy wszyscy wysiedli, Argus wrócił do Obozu, zostawiając nas samych w "Wielkim Mieście". Poszliśmy w kierunku najbliższej stacji metra. Czułem jakbyśmy szli w nieskończoność. Na dworze upał, słońce grzeje jak najęte. Miałem tylko nadzieję, że niedługo znajdziemy się przy oceanie. Marne szanse. 
- To jest TO!- krzyknęła Martha.
- Co?- zapytałem. nie wiedząc o co chodzi.
- No TO!- wskazała palcem na studio tatuaży.
- O co Ci chodzi?- zdziwił się Nico. Nie on jeden.
- Jesteście totalnymi idiotami- powiedziała Thalia.
Annabeth pokiwała głową.
- Pomyślcie czasami. Zrobimy sobie tatuaże!- wyjaśniła Martha.
- N-nie, jeśli chodzi o mnie nie zgadzam się- wyjąkałem.
- Boisz się? Na serio- śmiała się Clarisse.- A może musisz zapytać się mamusi?
Nie chciałem dać jej tej satysfakcji.
- Ok- oświadczyłem- Jak dla mnie spoko.
- Super pomysł!- krzyknął Nico.
- Wiadomo- stwierdziła Martha.
- Ale jaki tatuaż sobie robimy- modliłem się, żeby nie był widoczny.
- To będzie taki znak rozpoznawczy- wyjaśniła mi Annabeth.
- Każdy będzie miał swój symbol- dodała Córka Zeusa- Ja i Thalia wytatuujemy sobie piorun, Ty- wskazała na mnie palcem- trójząb, Nico czaszkę, Annabeth sowę, Clarisse...- zamyśliła się- małpę, a Mark skrzyżowane miecze.
Dopiero teraz zobaczyłem Marka, który nie odezwał się ani słowem, tylko przypatrywał się Annabeth. Ja mu dam. Chciałem coś mu powiedzieć, ale odezwała się Clarisse.
- Dlaczego małpę?- warknęła Córka Aresa.
- Ponieważ ona znakomicie wyrazi Twoją osobowość- wyjaśniła Martha.
- Sama zadecyduję, co wyrazi moją osobowość- burknęła.
- Po prostu nie chciałam, żebyś dokonała złego wyboru- ledwo z Nico powstrzymywaliśmy się od śmiechu.
- A w jakim miejscu on będzie?- wydusiłem.
- Na prawym ramieniu. To taka pamiątka z misji.- odpowiedziała Thalia.
- Idę pierwsza- oświadczyła Martha.
Otworzyła drzwi i zniknęła w środku pomieszczenia. Później weszli Thalia, Nico, Clarisse, Mark, a ja chciałem iść na samym końcu.
- Twoja kolej- Syn Hadesa poklepał mnie po plecach- Prawie nie boli.
- Prawie- powtórzyłem. Nie pocieszył mnie. Wszedłem do środka i usiadłem na fotelu. Przyszedł facet, który był cały w tatuażach. Wyglądał okropnie. Zamknąłem oczy i po chwili poczułem przeszywający ból w prawym ramieniu. Trwał on ok. dziesięciu minut, po których usłyszałem długo oczekiwane słowa: GOTOWE. Delikatnie otworzyłem oczy i zobaczyłem czarny trójząb Posejdona. Nawet fajnie to wyglądało. Zapłaciłem i jak najszybciej wyszedłem. Czułem się jak po wizycie u dentysty.
- I co?- Annabeth wyglądała na zaniepokojoną.
- I nic- pokazałem wszystkim tatuaż.
- Percy...- zaczęła niepewnie Thalia- Powinnam Ci coś powiedzieć...
- Wiem.
- Więc... eee... chodzi o Tysona...
- Co z nim?- przestraszyłem się.
- Widzisz, żołnierze Gai zaatakowali Królestwo Twojego taty i wzięli wszystkie cyklopy do niewoli- w jej oczach pojawiły się łzy.
- Co!?- nie wierzyłem jej. Wszyscy oprócz Marty wyglądali na przerażonych, nawet Mark. Ciekawe skąd on...Clarisse.
- Przepraszam, ekhem...- odchrząknęła Córka Zeusa- Kto to Tyson?
- Mój brat- wydukałem.
- Cyklop jest TWOIM bratem?- zrobiła duży nacisk na: twoim.
- No- na samą myśl, co jemu mogło się stać, miałem dreszcze. Martha przyglądała mi się uważnie.
- W sumie. Teraz widzę. Podobieństwo uderzające- każdy ma inne zdanie na ten temat. Nie miałem już sił jej odpyskować. Martwiłem się o Tysona.



Koniec^^
Rozdział napisany w dwa dni. W niektórych miejscach mogłam pisać głupoty, więc przepraszam.
Niech już będzie. A co tam. Thalia powiedziała, co wiedziała :D
Myślę, że dosyć długi...
Tatuaże, tatuaże nananana *.*
Komentujcie :>


♥Marry♥


6 komentarzy:

  1. Rozdział super i po prostu czekam na następny. KIEDY?

    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D
      Postaram się dodać w Niedzielę, jak wrócę ;)

      Usuń
  2. Haha, zaczynam lubić Marthę ^^
    Ej nie rób z Percy,ego takiej cipki ;< Niech się jakoś wykaże, najlepiej w obecności Marthy ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już ją polubiłam ;)
      Nic nie poradzę,
      to już jest wrodzone :D
      Chciałbyś ^^

      Usuń