czwartek, 3 lipca 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 5

Podwórkowa walka

***Perspektywa Percy'ego***

- Tu jesteś! Ugh... Wszędzie Cię szukam! Dalej już nie mogłeś poleźć?!- usłyszałem za sobą krzyk. Momentalnie się odwróciłem.
- Oooooo... To TY...- zdziwiłem się. Odruchowo zrobiłem dziwny nacisk na TY.
- Tak, to JA! Cokolwiek to znaczy!- darła się Thalia.
- Tak, tak. Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie? Jak się masz? Czy takimi pytaniami nie możemy rozpoczynać naszych rozmów?- wyszczerzyłem zęby. Nie czekałem na odpowiedź- A tak z innej beczki... Co TY tutaj robisz?!
- Ja...- już miała mi powiedzieć, ale przerwał nam głośny grzmot, dochodzący z niedaleka, a po nim niebo przeszyła oślepiająca błyskawica. Spojrzałem oskarżycielsko na Thalię. Podniosła ręce- To nie ja...
- Jak nie ty, to kto?!- nie musiała mi odpowiadać, ponieważ z lasu wyszła rozzłoszczona Martha, a za nią wybiegła Clarisse. Zaczęło się...
- ODCZEP SIĘ!!!- krzyczała Córka Zeusa.
- Sorry, nie chciałam- tłumaczyła się Clarisse. W jej oczach był strach. Bała się. Wyjąłem szybko z kieszeni telefon. Musiałem to nakręcić.
- No co?- zapytałem. Annabeth szturchnęła mnie w klatkę piersiową- To tak w ramach relaksu...
Przewróciła oczami. 
- Chłopcy- mruknęła, po czym ruszyła w stronę całego zamieszania.
- Czekaj... Daj mi się nacieszyć chwilą- zatrzymałem ją i spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem.
- Ale jak ktoś zostanie ranny, to będzie twoja wina- wskazała na mnie palcem.
- Ok. Biorę na siebie całą odpowiedzialność- uniosła brwi. Prawdę mówiąc, co złego mogłoby się stać? Nie odpowiadajcie. Annabeth chciała coś powiedzieć, ale Martha chwyciła za rękojeść miecza. Miecz, to mało powiedziane. Zabójcza broń, ale nie byle jaka. Mogła zabić potwory i śmiertelników. Była zrobiona z żelaza i niebiańskiego spiżu. Dostała ją od Chejrona. Mówił, że ma się z nią obchodzić ostrożnie ble ble ble... sorry, nie słuchałem. Na czym ja skończyłem...ach tak. To taki Orkan, tylko że w lepszej wersji. Źle ze mną. Zaczynam podziwiać miecz. Muszę się leczyć... Ale to później, bo musiałem nakręcić wszystko co do ostatniej minuty. Clarisse cofnęła się. Ten miecz miał naprawdę mocną aurę. Zrobiłem zbliżenie Córce Aresa.
Będę ją tym dręczył do końca życia. Buahahahaha...
- Tylko uważaj- ostrzegła ją Martha- Bo się spocisz.
W oczach Clarisse, zabłysnął ogień
- Wiesz co?- Córka Zeusa zaczęła się zbliżać w kierunku Clarisse- Jesteś jak katar. Nikt Ciebie nie chce. Chciałem jej powiedzieć, żeby lepiej nie drażniła Clarisse, ale źle wychodzę na filmach różnego rodzaju, więc jeszcze popsułbym sobie zabawę.
Clarisse nie miała żadnej broni. Była bezbronna, co podwajało mi ubaw. Od miecza Marthy błyskały iskry. Nie chciałbym nim oberwać.
- Przeprosiłam- warknęła Córka Aresa- A teraz to ODŁÓŻ!
- Bo co?! Zabijesz mnie?! Proszę Cię... Czym?- Clarisse skrzywiła się. Pomógłbym jej, ale była tak daleko.
- ODŁÓŻ TO!!!- w głosie Córki Aresa słychać było panikę.
- Co?- zapytała niewinnie Martha- Boisz się TEGO?
Córka Zeusa przyłożyła miecz do gardła Clarisse, która starała się trzymać na nogach. Patrzyły sobie prosto w oczy. Naprawdę, dziwnie to wyglądało, bo w oczach Marthy były błyskawice, a w ślepiach Clarisse iskierki ognia. Wokół nich zebrało się sporo gapiów, którzy przyglądali się temu całemu, żadko spotykanemu zdarzeniu. Annabeth ledwo stała w miejscu.
- Jesteś zbyt pewna siebie.  WALCZ ZE MNĄ!- ryknęła Clarisse- Załatwmy to sprawiedliwie.
- Nie masz żadnych szans- oświadczyła Córka Pana Nieba.
- Co się dzieje?- obok mnie pojawił się Nico. Podskoczyłem z przerażenia. Nie lubię jak tak robi. Kiedy ochłonąłem, wskazałem głową w kierunku dziewczyn.
- Ach... Przed chwilą widziałem je, ale w nieco innej atmosferze.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Naprawdę?
- No, żebyś wiedział- wymamrotał- O co walczą?
- O życie- zamyśliłem się- Tak mi się wydaje...
- Wysoko mierzą- stwierdził.
Rodzeństwo Clarisse przyniosło jej trochę broni. Kiedy obie były uzbrojone, choć to nie było sprawiedliwe, gdyż Córka Boga Wojny miała dwa miecze i sztylet, a Martha tylko jeden miecz. A miało być uczciwie. W sumie, z Clarisse nic NIGDY nie jest fair. Wiem coś o tym. Stanęły naprzeciwko siebie. Przyjęły pozę bojową. Zaczęły bitwę. Nie wiedziałem komu kibicować. Naparzały równo. Cios za ciosem. Trwało by to pewnie w nieskończoność, bo mimo tego oszustwa, szanse były wyrównane. Nikt nie dowiedział się, kto wygra, bo Chejron przerwał walkę. Byłem na niego zły. Jak wszyscy.
- CO WY  WYRABIACIE!?- zdenerwował się- CHCECIE ZGINĄĆ!?
- Nie- odpowiedziała odważnie Córka Zeusa. Dopiero teraz zobaczyłem, że krwawiła. Miała ranę na ramieniu. Dosyć głęboką. Fuj...- Ale jej śmierć bardzo by mnie zadowoliła.
- Z wzajemnością- parsknęła Clarisse.
- SPOKÓJ- ryknął centaur. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Pewnie zaczęło by się jakieś okropnie długie kazanie. Na szczęście usłyszeliśmy głos konczy. Kolacja. Nie wiem co chciał powiedzieć, ale minę miał okropną.Powiedział tylko: Idźcie lepiej coś zjeść.
Obozowicze rozeszli się, jak kazano. Nie wiem dlaczego, ale stałem jak głupi, kręcąc telefonem całe to zdarzenie. Nie zauważyłam jak podeszła do mnie Martha, która wyrwała mi znienacka komórkę i wrzuciła do jeziora. Uśmiechnąłem się litościwie.
- Wodoodporna- powiedziałem. Spojrzała na mnie.
- Ciekawe było?- zapytała wyzywająco.
- Nie wiesz jak- uśmiechnąłem się z przymusu. To był nowy telefon. Mama mnie zabije.
- Cieszę się- powiedziała sarkastycznie. Odwróciła się i poszła w stronę stołu Zeusa.
- Lepiej już chodź, Glonomóżdżku- stwierdziła Annabeth, która przypatrywała się uważnie całej sytuacji w milczeniu.- Chejron dosyć się zdenerwował. Nie chcę, żebyś był powodem jego załamania nerwowego.
Miała rację. Tylko tego było mi trzeba. Kolejnych kłopotów. Postanowiłem, że będę grzeczny. Na razie.
Przy stole Posejdona jak zwykle siedziałem sam. Tyson jest u ojca, więc jedynego brata jakiego mam, nie ma. Odludek ze mnie, co nie? Spojrzałem na stół Zeusa, przy którym siedziała Thalia, a na drugim końcu stołu Martha. Nie odzywały się do siebie. W sumie, to chyba lepiej siedzieć samemu, niż patrzeć się jak głupi w talerz i unikać spojrzenia sąsiada. Zastanawiam się, co takiego Thalia miała mi do powiedzenia. Nie myślałem nad tym zbyt długo, bo Chejron wyszedł na środek, aby wygłosić mowę.
- Mam nadzieję, że wszystkim smakowało- zaczął- Ale nie o tym mowa. Przejdźmy do rzeczy. W ręku trzymam listę siedmiu herosów, którzy wyruszą na misję z przepowiedni.
Wśród półbogów słychać było ciche szmery i pomrukiwania. Ja nie miałem z kim podzielić się moimi poglądami, kto wyruszy w drogę, kogo wybrano.
- Ekhem... Proszę o ciszę- szepty ucichły. W głębi duszy modliłem się do ojca, żeby wśród wyczytanych nie było mojego imienia i nazwiska, ale szanse na wysłuchanie, były marne.- Na misję wyruszą: Thalia, Martha, Percy, Nico, Mark, Clarisse i Annabeth.
Chwilę potrwało, zanim uświadomiłem sobie, że idzie dwoje dzieci Zeusa i dwoje dzieci Aresa. Przełknąłem ślinę. Nie zapowiadało się najlepiej. Rozejrzałem się po innych obozowiczach. Ci, którzy widzieli wydarzenie, do którego zaszło przed kolacją, patrzyli z nie do wierzeniem na centaura. Nie, nie, a może była to litość, jakby był upośledzony psychicznie.
- CO!?- Martha podniosła się z trzaskiem, którym przerwała głuchą ciszę.- Nie pójdę na żadną misję z NIĄ!
Wskazała palcem na Clarisse.
- Przykro mi- powiedział Chejron- Decyzja została podjęta. Nic już nie da się zrobić.
Wstała Thalia.
- Z jednym się zgadzam. Nie możemy iść na żadną misję. Nie teraz.- spojrzała błagalnym wzrokiem na centaura.
- Masz rację. Wyruszacie jutro, a nie teraz. Nie musisz się o to martwić- rzekł stanowczo. Thalia usiadła z rezygnacją.
- Skoro tak bardzo nie chcesz ze mną iść, to może skoczysz z mostu. Obie na tym skorzystamy.- tym razem powstała Clarisse i obrzuciła zabójczym spojrzeniem Marthę. Z resztą, z wzajemnością.
- PO MOIM TRUPIE!- wrzasnęła Córka Zeusa.
- To się da załatwić- warknęła Clarisse.
Martha chwyciła za rękojeść miecza.
- Uspokójcie się- powiedział spokojnie Chejron.- Nikt nie musi skakać z mostu. To wyrocznia was wybrała, nie ja. A teraz usiądźcie i dokończcie posiłek.
Nikt nie odezwał się już ani słowem. Spojrzałem na Nico, który ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Będzie ciekawie- wyszeptał.
- W to nie wątpię- odpowiedziałem na tyle głośno, żeby tylko on mnie usłyszał- Po prostu nie mogę się doczekać.



Skończyłam. :D
Bardzo się cieszę, że zostałam nominowana do Liebster Blog Award. ^^
Jeszcze raz dzięki :*
Nadal jestem w szoku o.O
Komentujcie, czy się podoba *.*
Następny postaram się dodać jak najszybciej, ale na razie szukam weny, więc szybko to raczej nie będzie :(
Pozdro ;)


♥Marry♥



4 komentarze:

  1. Po prostu super, czekam na następny.
    Kiedy będzie kolejny?

    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję :)
      Postaram się dodać w Niedzielę, ale nie obiecuję *.*

      Usuń
  2. Jaka agresja ;> Niech wygra Clarisse, bo jakoś nie lubię Marthy xd
    Percy naprawdę ma glony zamiast mózgu xd
    Będzie misja, będzie misja nananana *.* I wgl to cudo rozdział ^^
    Weny kochana, weny <3
    Całuski ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam objawy agresji :D
      Zobaczymy ;)
      Wiadomo, przecież jest synem Posejdona xd
      No będzie ^^
      Dzięki :)
      Tobie też życzę weny *.*
      Buziaczki :*

      Usuń