Rozdział 9
Wybór należy do mnie
***Perspektywa Percy'ego***
- Ale tato...- zastanawiałem się nad powodem tej decyzji- Martha jest...
Nie dokończyłem, ponieważ mój kochany ojciec zaczął się śmiać, i to całkiem głośno, co było irytujące.
- Martha?- wydusił przez śmiech.
- Tato, ludzie się gapią- mruknąłem. W końcu się ogarnął.
- A więc, nie chodzi mi o Marthę- oznajmił.
- Co?!- teraz to mnie zaskoczył.
- Percy...- urwał. Spojrzał w kierunku Córki Zeusa- Ona jest naprawdę urocza. Jak można, kogoś takiego nie lubić?
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia.
- Hahaha, zabawne, co?- ciągnął dalej- Wreszcie znaleźliśmy sobie z Zeusem wspólne hobby.
- Jakie?
- Widzisz, oboje lubimy patrzeć jak ze sobą rozmawiacie. Te wszystkie docinki. To słodkie- zwrócił wzrok na mnie- Coraz więcej teraz spędzam czasu z Gromowładnym. Siadamy sobie na tronach i oglądamy was z góry. Jesteście żywą komedią. Jakbym patrzył na kabaret.
Teraz to całkiem nie wierzyłem w to, co mówił. Musiałem wyglądać naprawdę dziwacznie.
- Co?- zapytałem tak łagodnie, jak tylko potrafiłem.
- Moim zdaniem, pasujecie do siebie, ale Zeus...- nie dokończył. Prawdę mówiąc wolałem nie wiedzieć, co Pan Nieba, o tym wszystkim myśli- W każdym razie- zmienił temat- Cieszę się, że coraz bardziej się do siebie zbliżacie. Martha to cudowna dziewczyna. A ty- wskazał na mnie palcem- Nie zepsuj tego, jasne?
- Ok, to było dziwne- pozbierałem myśli. Z jednej strony cieszyłem się, że Posejdon nie zakazał mi widywania się z Marthą, a z drugiej strony, byłem na niego wściekły. Jak on może wtrącać się do mojego prywatnego życia!? Wziąłem głęboki wdech.
- W takim razie- nurtowało mnie jedno pytanie- Z kim nie mam się zadawać?
- Z Córką Ateny, Annabeth- powiedział obojętnie.
- CO!?
***Perspektywa Nico***
Cały czas szliśmy korytarzem. Bardzo długim korytarzem. Najdziwniejsze było to, że nikt nie odezwał się ani słowem, nie licząc Clarisse. Ona to bez przerwy nawijała jakim to jestem kretynem, idiotą, pasożytem. Można by było tak wymieniać w nieskończoność, ale nie chce mi się. Leń ze mnie wielki. Zastanawiałem się tylko, kiedy jej to się znudzi. Czasami powiedziałem jej jakiś komplement, np. "Masz mordę jak małpa" albo "Nie drzyj pyska, bo Ci się zęby spocą", ale to tylko pogarszało całą sytuację. Natomiast Thalia, na nic nie reagowała. Zaczynałem myśleć, że straciła głos. Kiedy tylko się jej o coś zapytałem, obrzucała mnie morderczym spojrzeniem i szła dalej. Te pytania wcale nie były głupie. No może trochę, bo nie miałem o czym z nią gadać. Gdzieś w środku czułem, ze zbliżamy się do jakiegoś podziemnego królestwa, ale to nie było królestwo mojego ojca. Daję słowo. Tutaj śmierdziało znacznie gorzej. Nie zatrzymywaliśmy się. Chociaż Clarisse protestowała, że nigdzie dalej nie pójdzie w ten smród. Nie miała jednak wyboru. I tak nie obchodziło mnie jej zdanie.Kiedy tak się kłóciliśmy z własnej głupoty, wreszcie odezwała się Thalia.
- Ekhem...- odchrząknęła- Przepraszam, że przerywam tę wielce interesującą rozmowę, ale tam jest światło- wskazała na koniec tunelu.
- Jest! W końcu się stąd wydostanę!- krzyknąłem, a raczej głośno myślałem.
- A my?- zapytały równocześnie.
- Właśnie miałem was wymienić- wymusiłem uśmiech.
Thalia ruszyła w kierunku dziwnego blasku. Powiedzcie, że to trochę podejrzane. Tunel ciemny, a tu nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się światło.
- Gdzie idziesz?- zdziwiłem się. Nie zaczekała na nas.
- Jak najdalej od ciebie- ryknęła. Stałem i patrzyłem się w jej stronę jak głupi. Clarisse ruszyła za nią. Po chwili zniknęły mi z oczu. Wolnym krokiem poszedłem przed siebie. Cieszyłem się z tak oczekiwanej ciszy i spokoju.
- Aaaaaaa- nagle usłyszałem krzyk Thalii.
Pobiegłem w kierunku światła. Wiem, dziwnie to brzmi, ale chyba jeszcze nie umarłem. Znalazłem się w sali...eee...tortur? Nie, nie. To była sala tronowa. Muszę koniecznie wziąć namiary na architekta. Tylko nigdzie nie mogłem znaleźć króla bądź królowej. Szkoda. Numer telefonu poczeka. Szukałem wzrokiem Thalię i niestety, bardzo szybko ją znalazłem. Stwór co miał sześć rąk i w ogóle wyglądał jak pająk, właśnie trzymał Córkę Zeusa do góry nogami, a Clarisse próbowała ją uwolnić, walcząc. Miała marne szanse. Co one zrobiłyby beze mnie. Wyciągnąłem ostrze z niebiańskiego spiżu i zabrałem się do pomagania Córce Aresa walczyć z potworem, co miał sześć rąk, osiem nóg i jeszcze na dodatek siłę Iron Man'a. Pięciu rękach, bo w jednej trzymał Thalię. Gapa ze mnie. Próbowałem zajść go od tyłu, a Clarisse zaszłaby go od przodu, ale okazało się, że ma oczy dookoła głowy. Na razie doliczyłem się siedmiu, ale byłem zajęty walką, więc nie najlepiej mi to poszło. Córka Aresa odcinała mu wszystko, co tylko możliwe, niestety odrastało, i to z prędkością światła. W końcu stwierdziłem, że tym sposobem, go nie pokonamy.
***Perspektywa Percy'ego***
Miałem nadzieję, że się przesłyszałem.
- Z kim?- zapytałem, aby uzyskać jeszcze raz odpowiedź.
- Z Annabeth. Powinieneś ją znać...- powiedział zaskoczony.
- Znam. To przecież moja dziewczyna!
- W morzu pływa wiele ryb- rzekł bez entuzjazmu. Jakby to było oczywiste.
- Co ona ci zrobiła!?- zdenerwowałem się.
- Percy, nieraz jest tak, że obrywamy za kogoś, ponosimy odpowiedzialność za błędy innej osoby- oznajmił.
- Nie rozumiem.
- Annabeth nic tutaj nie zawiniła, tylko jej matka. Wszystkie Dzieci Ateny ponoszą teraz konsekwencje- wyjaśnił.
- Ale co ona zrobiła?- zapytałem. Co złego mogła zrobić Atena, bogini Mądrości? Nie umiałem odpowiedzieć sobie na to pytanie.
- Atena sprzymierzyła się z Gają. Ponoć dostała ofertę nie do odrzucenia- posmutniał.
- Co!?
- Percy, czasami żądza władzy jest silniejsza, niż wierność rodzinie.
Wpatrywałem się osłupiały w ocean. Zastanawiając się, jak to możliwe?
***Perspektywa Annabeth***
Doszliśmy do wielkiej komnaty, w której było pełno pięknych obrazów. Po ozdobach na ścianach, podłodze i suficie domyśliłam się, że jest to architektura średniowieczna. Co jakieś pięć metrów stała metalowa zbroja.
Na jednej ścianie była wystawa broni z tamtych czasów, a na drugiej strojów, jakie nosiła ludzkość w tym okresie.
- Lepiej trzymajmy się razem- oświadczyłam- Można się tu zgubić.
- Masz racje- powiedział Mark. Zastanowił się chwilę- A tak w ogóle, to gdzie jesteśmy?
- Nie mam bladego pojęcia- powoli pokręciłam głową. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Naprawdę lubiłam jego towarzystwo.
Spojrzałam w stronę jedynych drzwi w tym pomieszczeniu. Dopiero teraz zauważyłam brązowowłosą kobietę o szarych oczach, która opierała się o nie, najwidoczniej na nas czekając. Podeszłam bliżej.
- Mama- wyszeptałam zdziwiona. Atena pokiwała głową. Mark zostawił nas same, bo nagle zainteresował się, niezwykle ciekawym obrazem, przedstawiającym chmury.
- Co tutaj robisz?- zapytałam się mamy.
- Mam dla ciebie propozycję- odpowiedziała tajemniczo. Nie znałam jej od tej strony.
- Jaką?- naprawdę chciałam wiedzieć. W końcu nie zawsze przychodzi do ciebie twoja rodzona matka, która jest boginią i ma dla ciebie propozycję.
- Zaczyna się wojna. Tym razem bogowie nie mają wystarczająco sił, aby powstrzymać atak. Na herosów też nie mogą za bardzo liczyć, bo większość z nich zginęła rok temu w walce z Kronosem...- otworzyłam usta, żeby jej przerwać, ale ona wiedziała co chcę powiedzieć- Proszę cię. Te żółtodzioby nic nie umieją.
- Do czego zmierzasz?- nie rozumiałam koncepcji jaką chciała przesłać mi Atena. Wiedziałam, o co chodzi, ale tego nie rozumiałam.
- Annabeth, lepiej być po zwycięskiej stronie, a nie po stronie, która poniesie porażkę- wyjaśniła poirytowana.
- Jak mogłaś!?- nie wierzyłam, że moja rodzona matka, mogła zrobić coś takiego.
- Kochanie, wystarczy, że się do mnie przyłączysz- ciągnęła dalej- A ofiaruję ci władzę nad całą ludzkością.
- Ekhem...- wtrącił się Mark- Sorry, że przerywam rodzinną rozmowę, ale myślę, że Annabeth jest na tyle duża, aby sama wybrała, po której stronie walczy...
- Wybór jest jednoznaczny- przerwała mu Atena- Ona idzie ze mną.
- Nie wydaje mi się- warknął Syn Aresa. Zrobił wielki błąd, bo wyciągnął miecz, a co mały miecz, może zrobić bogini Mądrości i Strategii. Już odpowiadam. NIC.
- Nieeeee- krzyknęłam, ale było już za późno. Atena rzuciła, dosłownie, Markiem o ścianę. Podbiegłam do niego. Z jego ust leciała ciurkiem krew.
- Co ty mu zrobiłaś?- wydusiłam przez łzy.
- Jeśli pójdziesz ze mną, uleczę go- zaproponowała z podstępem. Musiałam wybrać między tym, co właściwe, a tym co łatwe.
- Zabierzmy go ze sobą- powiedziałam w końcu po dłuższym namyśle- Chcę mieć na niego oko, gdy będziesz go leczyć.
- Mądra dziewczynka- moja matka uśmiechnęła się lodowato. Już wiem, dlaczego Percy się jej boi.
Kolejny rozdział, napisany szybciej niż planowałam, a to dlatego że
wyjeżdżam na półtorej tygodnia nad jezioro, więc nie będę dodawała przez ten czas rozdziałów :(
Niestety tam gdzie jadę, nie ma internetu :c
Mam nadzieję, że się podoba ;D
Wreszcie zaczęła się jakaś akcja *.*
Sama nie mogłam się jej doczekać ;>
Komentujcie :3
Pozdrawiam :*
♥Marry♥