Rozdział 24
Bestia z Middletown
***Perspektywa Percy'ego***
W ostatnich trzech dniach byłem okropnie rozpieszczany. Ojciec wyraźnie czegoś ode mnie chciał, a raczej od nas. Razem z Dominikiem siedzieliśmy w wielkim basenie, a nimfy wodne co chwilę przynosiły nam coś do picia. Mnie się to nawet podobało, ale Dominik nie wyglądał na zadowolonego. Nie do końca wiem, co było powodem jego złego samopoczucia, gdyż właśnie znajdował się w raju, ale dam głowę, że to coś wspólnego z Córką Zeusa. Może się wypierać, jednak ja wiem swoje. Do pomieszczenia wszedł Posejdon. Miał na sobie koszulę w kwiaty i krótkie spodenki. Kilka dni temu zostaliśmy wezwani, bo podobno bóg Morza miał jakieś problemy i nas strasznie potrzebował. Gdy wreszcie się pojawiliśmy, a nie ukrywam, po tym całym zamieszaniu z syrenami ciężko było się wydostać z obozu, powiedział, że się stęsknił. Nie wiem ile w tym prawdy, ale dla tych bananowych koktajli, mogłem się poświęcić.
- Jak tam chłopacy?- rzucił na powitanie, po czym dołączył do nas, czyli do wylegiwania się w cieplutkim basenie.
- Powiesz wreszcie czego chcesz?- burknął Dominik. Ten to zawsze nie w sosie.
Mój kochany ojczulek westchnął głośno zrezygnowany.
- Wczoraj wieczorem w Obozie Herosów miało miejsce morderstwo...
- Co się stało?- zapytałem wyraźnie zaciekawiony, jak zarówno przerażony.
- Syn Hadesa, Nico znalazł w lesie rannego herosa. Poszedł sprowadzić pomoc, a w międzyczasie stworzenie mroku go dopadło i dobiło. Gdy wrócił nie mieli już czego zbierać. Taka plotka krąży po obozie i tak przynajmniej uważa Chejron...- wzruszył ramionami.
- A ty wiesz co się naprawdę stało, prawda? Wiesz kto to zrobił, a teraz chcesz tego kogoś dorwać?- teraz to Dominik zadawał pytania. Przypatrywałem się uważnie Posejdonowi, który wyraźnie posmutniał.
- Zeus jest wściekły... ale też bardzo zawiedziony. Nie powinienem wam tego mówić, ale bogowie potrzebują waszej pomocy... Gaja stworzyłam potwora, a wy musicie go zgładzić. Problem w tym, że tylko ona ma dostęp do broni, która ją zniszczy...
- Moment... Ten potwór, którego tak obawiają się bogowie jest osobnikiem płci żeńskiej?- mój brat głośno parsknął.- Ależ oni się stoczyli...
- Może. Ale wiedz... wam też nie będzie łatwo go zabić... Ależ wyście się stoczyli...
- Chyba żartujesz... Zrobiłbym to nawet przez sen...- mruknął zirytowany.
- Jak uważasz...
- Dlaczego niby Zeus jest zawiedziony?- zapytałem, bo bóg Nieba miał za duże ego, żeby zawieść się z powodu jakiegoś potwora, czy co to tam jest.
- Widzicie..- Posejdon wziął duży wdech.- To właśnie Zeus poniesie największą stratę. Gaja to poważnie przemyślała zmieniając Córkę Gromowładnego w...
- Co?!- wrzasnęliśmy zgodnym chórem.
- Ale jak Thalia...- zaczął powoli Dominik.
- To nie Thalia...- przerwał mu ojciec.
- W takim razie, znaleziono kolejne zaginione Dziecko Zeusa?- zapytał z nadzieją.
Posejdon pokręcił powoli głową. Sam nie wierzyłem w to co właśnie potwierdził.
- Czy to ma jakiś związek z tą całą sytuacją z syrenami?- spytałem zszokowany.
- Po części. Gdy byliście wtedy pod wodą, Martha umarła...
- Co?
- Ale Hades ją wskrzesił, a raczej jej tylko pomógł i aktywował się u niej proces przemiany, a teraz musimy ją zabić. Wcześniej nie była bardzo niebezpieczna, więc przymknęliśmy na to oko. Niestety Gaja chce rozpętać piekło i w chwili obecnej jest na dobrej drodze.
- Niemożliwe...- wybąkałem.
- Musicie wrócić do Obozu, ale nikomu nie mówcie. Lepiej dla wszystkich, gdy żyją w niewiedzy. Martha uciekła, a wy będziecie musieli ją znaleźć...
- Nie zrobimy tego... - wtrącił Dominik.
- Spodziewałem się tego, więc...- spojrzał na mnie współczująco.- Będę musiał zastosować inne środki...
- Że co?- zaskoczyłem się. Co takiego chciał zrobić?
- Moi ludzie mają na oku tą całą Annabeth. Jeżeli nie podejmiesz się tego zadania, rozkażę im ją schwytać pod pretekstem, że zdradziła bogów, bo pracuje dla Ateny, która natomiast pracuje dla Gai... a kara za zdradę jest naprawdę sroga...
- Nie zrobisz tego...- jęknąłem.
- Wiesz, że jestem do tego zdolny- powiedział stanowczo Posejdon.
- Percy, nie...- błagał mnie Dominik.
Trudno. Nie miałem wyboru.
- Może. Ale wiedz... wam też nie będzie łatwo go zabić... Ależ wyście się stoczyli...
- Chyba żartujesz... Zrobiłbym to nawet przez sen...- mruknął zirytowany.
- Jak uważasz...
- Dlaczego niby Zeus jest zawiedziony?- zapytałem, bo bóg Nieba miał za duże ego, żeby zawieść się z powodu jakiegoś potwora, czy co to tam jest.
- Widzicie..- Posejdon wziął duży wdech.- To właśnie Zeus poniesie największą stratę. Gaja to poważnie przemyślała zmieniając Córkę Gromowładnego w...
- Co?!- wrzasnęliśmy zgodnym chórem.
- Ale jak Thalia...- zaczął powoli Dominik.
- To nie Thalia...- przerwał mu ojciec.
- W takim razie, znaleziono kolejne zaginione Dziecko Zeusa?- zapytał z nadzieją.
Posejdon pokręcił powoli głową. Sam nie wierzyłem w to co właśnie potwierdził.
- Czy to ma jakiś związek z tą całą sytuacją z syrenami?- spytałem zszokowany.
- Po części. Gdy byliście wtedy pod wodą, Martha umarła...
- Co?
- Ale Hades ją wskrzesił, a raczej jej tylko pomógł i aktywował się u niej proces przemiany, a teraz musimy ją zabić. Wcześniej nie była bardzo niebezpieczna, więc przymknęliśmy na to oko. Niestety Gaja chce rozpętać piekło i w chwili obecnej jest na dobrej drodze.
- Niemożliwe...- wybąkałem.
- Musicie wrócić do Obozu, ale nikomu nie mówcie. Lepiej dla wszystkich, gdy żyją w niewiedzy. Martha uciekła, a wy będziecie musieli ją znaleźć...
- Nie zrobimy tego... - wtrącił Dominik.
- Spodziewałem się tego, więc...- spojrzał na mnie współczująco.- Będę musiał zastosować inne środki...
- Że co?- zaskoczyłem się. Co takiego chciał zrobić?
- Moi ludzie mają na oku tą całą Annabeth. Jeżeli nie podejmiesz się tego zadania, rozkażę im ją schwytać pod pretekstem, że zdradziła bogów, bo pracuje dla Ateny, która natomiast pracuje dla Gai... a kara za zdradę jest naprawdę sroga...
- Nie zrobisz tego...- jęknąłem.
- Wiesz, że jestem do tego zdolny- powiedział stanowczo Posejdon.
- Percy, nie...- błagał mnie Dominik.
Trudno. Nie miałem wyboru.
***Perspektywa Marthy***
Biegłam z całych sił. Myślałam tylko o jednym... żeby jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Od miejsca, w którym zabiłam niewinnego człowieka. Ta myśl nie pozwalała mi normalnie funkcjonować. Najgorsze jest to, że nie potrafiłam uronić ani jednej łzy, mimo że bardzo tego chciałam. Chciałam wyrzucić wszystkie te emocje jakie się we mnie dusiły, ale nie mogłam. Czułam się zagubiona. Biegłam, biegłam, biegłam przed siebie, raz po raz zahaczając o gałęzie drzew. Minęło już dobre pół godziny, lecz ja nie odczuwałam zmęczenia. Dziwiło to mnie, gdyż nigdy nie lubiłam biegać. Zwolniłam tępo, aż wreszcie zatrzymałam się na wzgórzu, z którego widziałam panoramę małego miasteczka. Nigdy nie interesowałam się miejscowościami, które znajdują się w pobliżu Nowego Jorku, więc nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem. Zbiegłam powoli, uważając, żeby przypadkiem się nie potknąć. Miasteczko sprawiało wrażenie na opuszczone, ale gdy znalazłam się na najbliższym skrzyżowaniu, usłyszałam głosy. Pełno głosów. Dochodziły one z baru, który (tak mi się wydawało) znajdował się na końcu miasta, więc jakim cudem je słyszałam? Podążyłam w tamtym kierunku, wycierając rękawem od koszuli twarz, gdyż zorientowałam się, że jestem brudna od krwi. A głupio wyglądałoby, gdybym weszła do jakiejkolwiek placówki zapełnionej ludźmi, upaćkana krwią. Potrzebowałam coś zjeść, bo zaczęłam odczuwać głód, ale obiecałam sobie, że już nigdy nie tknę żadnego człowieka, więc... musiałam zająć się czymkolwiek, aby odwrócić od tego swoją uwagę. Gdy byłam już coraz bliżej celu, do którego podążałam, dobiegła mnie głośna muzyka. Wiedziałam, że za chwilę dotrę na miejsce. Moim oczom ukazał się wielki, neon. Po chwili wchodziłam już do zapełnionego biesiadnikami pomieszczenia. Od każdego było czuć alkohol. Zrobiło mi się niedobrze i byłam pewna, że za chwilę zakaszlę się na śmierć. Na szczęście mój organizm szybko przyzwyczaił się do tego smrodu. Podeszłam do lady, po czym poprosiłam o dwie mega pizze. Miałam ochotę na coś innego, ale do wyboru było tylko jeszcze whisky lub piwo, a osobiście nie przepadałam za tym. I tak czułam się nieswojo. Widocznie rozpoznali, że nie jestem stąd, bo podszedł do mnie taki jeden starszy, totalnie pijany facet.
- Witam. Co tutaj robisz?- wybąkał.
Nie miałam zamiaru odpowiadać, więc typa zignorowałam.
- Nie powinnaś tu przyjeżdżać...
- Niby dlaczego?- warknęłam. Koleś tak mnie denerwował, że miał po prostu szczęście, że nie przebiłam go jakimś ostrym przedmiotem.
- Nie jest tu bezpiecznie...- wymamrotał zupełnie poważnym głosem, jakby naprawdę chciał mnie ostrzec. Patrzyłam na niego jak na wariata, ale miałam już zapytać dlaczego, gdy ktoś mi przerwał.
- Barry, przestań już, wystraszysz nam ostatnich turystów...- zawołał bez entuzjazmu jakiś kolejny koleś. Obróciłam się w kierunku, z którego dobiegał głos. Okazało się, że jego właściciel stoi tuż za mną. Facet imieniem Barry, odszedł od lady, zmieniając się z powrotem na kompletnie nawalonego gościa. Powiedziałabym, że było to naprawdę dziwne, ale wszyscy w tej knajpie wyglądali na psycholi, więc zwyczajnie to olałam. Jak najszybciej chciałam już stamtąd wyjść. Przyjrzałam się dokładniej temu kolesiowi, który przepłoszył Barry'ego (czy jak mu tam). Był dość wysoki i może tylko o kilka lat starszy ode mnie. Miał brązowe włosy i oczy. Był dość młody i całkiem przystojny w porównaniu z resztą. Siedział teraz w ciemnym kącie, a ja czułam, że mnie obserwuje. Ciekawość strasznie mnie zżerała. Chciałam wiedzieć o czym mówił ten Barry. Podeszłam więc do tego gościa w kącie, bo jako jedyny nie był pijany.
- Witam. Co tutaj robisz?- wybąkał.
Nie miałam zamiaru odpowiadać, więc typa zignorowałam.
- Nie powinnaś tu przyjeżdżać...
- Niby dlaczego?- warknęłam. Koleś tak mnie denerwował, że miał po prostu szczęście, że nie przebiłam go jakimś ostrym przedmiotem.
- Nie jest tu bezpiecznie...- wymamrotał zupełnie poważnym głosem, jakby naprawdę chciał mnie ostrzec. Patrzyłam na niego jak na wariata, ale miałam już zapytać dlaczego, gdy ktoś mi przerwał.
- Barry, przestań już, wystraszysz nam ostatnich turystów...- zawołał bez entuzjazmu jakiś kolejny koleś. Obróciłam się w kierunku, z którego dobiegał głos. Okazało się, że jego właściciel stoi tuż za mną. Facet imieniem Barry, odszedł od lady, zmieniając się z powrotem na kompletnie nawalonego gościa. Powiedziałabym, że było to naprawdę dziwne, ale wszyscy w tej knajpie wyglądali na psycholi, więc zwyczajnie to olałam. Jak najszybciej chciałam już stamtąd wyjść. Przyjrzałam się dokładniej temu kolesiowi, który przepłoszył Barry'ego (czy jak mu tam). Był dość wysoki i może tylko o kilka lat starszy ode mnie. Miał brązowe włosy i oczy. Był dość młody i całkiem przystojny w porównaniu z resztą. Siedział teraz w ciemnym kącie, a ja czułam, że mnie obserwuje. Ciekawość strasznie mnie zżerała. Chciałam wiedzieć o czym mówił ten Barry. Podeszłam więc do tego gościa w kącie, bo jako jedyny nie był pijany.
- Mogę się przysiąść?- zapytałam ostrożnie.
- Skoro musisz- powiedział lodowato.
Nie wiedziałam od czego zacząć, więc panowało krępujące milczenie. W myślach układałam zdanie, które miałam za chwilę powiedzieć na głos.
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem- rzucił niespodziewanie.- Co cię tu sprowadza?
Zaskoczyłam się. Z początku nie wyglądał na jakiegoś rozmownego, a teraz wydawał się całkiem przyjazny. Pozory często mylą...
- Prawdę mówiąc to chyba uciekłam...
- Przed kim? Natrętny były?
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Raczej beznadziejna ja...
- Bez przesady.
- Mam pytanie...- zaczęłam szybko.- O co chodziło temu facetowi?
- Masz na myśli Barry'ego?
Przytaknęłam.
- Majaczy bez sensu. Ale nie dziwię się. Gdybym wypił tyle co on, to nawet czarne wydawałoby mi się białe- wzruszył ramionami.- A tak w ogóle to jestem Ethan. A ty to...?
- Martha- wtrąciłam.- Ale gdy powiedział mi, że tu nie jest bezpiecznie, to wydawał się całkiem trzeźwy...- ciągnęłam dalej.
- Chcesz zabawić się w łowcę potworów?- zapytał sarkastycznie.
- Potworów? One nie istnieją...- nie wiedziałam co o tym myśleć..
- Widzisz. Nawet jeśli powiedziałbym ci, to nie uwierzyłabyś.
- Proszę... Chcę wiedzieć. Nie będę się śmiać. Słowo skałta- zaśmiałam się nerwowo.- Tak naprawdę nigdy nie byłam skałtem...- dodałam.
- No co ty...
- Odpowiesz mi w końcu?
- Naprawdę nie wiesz?
- No nie.
- Naprawdę nie wiesz?
- No nie.
- Skąd jesteś?
- Z Nowego Jorku...
- I naprawdę w wiadomościach nawet o tym nie wspomnieli?
- O czym? Czekaj... Gdzie ja w ogóle jestem?- zdekoncentrowałam się.
- W Middletown. Jakieś 70 kilometrów od Nowego Jorku.
- Niemożliwe.
- A jednak- rzucił przez ramię i podszedł do telewizora, który wisiał na ścianie. Spojrzał na zegarek i włączył go. Trwały wiadomości. Na dolnym pasku, który przesuwał się w rogu, wyczytałam napis: " W tym miesiącu było w sumie 41 ofiar mrocznej bestii. To przypada na ok. 10 morderstw tygodniowo...(...) Dzisiaj rano znaleziono kobietę, lat ok. 35, przy drodze wylotowej. Była rozszarpana i...". Wyłączył.
- Tyle ci wystarczy?- spytał zdenerwowany. Wychodziło na to, że sam nie wiedział ile osób zginęło, a to co zobaczył wyprowadziło go z równowagi.
- Dlaczego nic z tym nie robicie?- zaniepokoiłam się.
- Każdy kto postanowił stawić czoło temu potworowi, nie przeżył z nim spotkania- stwierdził obojętnie.
- A wiadomo gdzie on jest?
Zmieszał się.
- Chyba nie masz zamiaru go szukać?
- Tak tylko pytam.
- To byłoby samobójstwo. On jest nieobliczalny i porywczy...
- Mówisz jakbyś go znał...- palnęłam.
Przyglądał mi się milczeniu.
- Na mnie już pora...- po chwili wstał i powędrował w kierunku wyjścia, zostawiając mnie samotną przy stoliku. Podążyłam w jego ślady.
- Ej! Ethan! Nie powinieneś wychodzić- złapałam go za rękaw.- Sam powiedziałeś, że gdzieś tutaj jest jakaś bestia.
- W domu mam młodszego brata i muszę go pilnować- mruknął. Wyszarpał się z mojego uścisku, a po chwili straciłam go z oczu. Pomyślałam o Thalii... Ciekawe co teraz robi... Otrząsnęłam się z rozmyślań i postanowiłam rozprawić się z tym potworem.
***
Szłam ciemną ulicą. Wiem, że powinnam słuchać ostrzeżeń i nie wychodzić z knajpy, ale uważałam, że to niemożliwe, że śmiertelnicy widzą potwory. Musiałam to sprawdzić. A z drugiej strony wiele rodzin przez nią cierpi, więc ktoś musi stawić jej czoła. Drogi były przeraźliwie puste, bo wszyscy pewnie bali się opuszczać mieszkanie. To się musi skończyć. Przecież to nienaturalne, bać się swojego miejsca zamieszkania. Wiatr wiał pomiędzy wąskimi uliczkami. Jego świst powodował, że to miejsce było jeszcze straszniejsze. Wszędzie panowała cisza. Powoli zaczęłam się zastanawiać, czy nie zostałam wkręcona. W końcu każdemu mogli wcisnąć kit o potworze z Middletown. Nagle usłyszałam krzyk, który po chwili ucichł i wszystko wróciło to tzn. "normy". Pobiegłam do miejsca, z którego dochodził. Przez tą sekundę, co go słyszałam, mogłam wywnioskować, że należał do kobiety. Przyspieszyłam. Gdy wydawało mi się, że dotarłam do tego miejsca, niczego tam nie znalazłam. Wytężyłam słuch i węch. Krew. Mam. Znalazłam. Podążyłam za zapachem, który doprowadził mnie w ślepy zaułek. Zobaczyłam coś, co na zawsze zmieniło moją psychikę i ogólny tok myślenie. Nie wierzyłam w to, co widziałam. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Kompletnie mnie zatkało. Na końcu ulicy znajdowała się kobieta, a koło niej stał mężczyzna... wssany w jej szyję.
Hej :D Rozdział dodany znacznie później niż planowałam, ale to moja wina, bo nie chciało mi się myśleć. Sądzę jednak, że nic wielkiego się nie stało... No dobra. A teraz chcę życzyć wszystkim Wesołych Świąt! ^^
Hej :D Rozdział dodany znacznie później niż planowałam, ale to moja wina, bo nie chciało mi się myśleć. Sądzę jednak, że nic wielkiego się nie stało... No dobra. A teraz chcę życzyć wszystkim Wesołych Świąt! ^^
Biedny, rozdarty Persiak. I równie biedna Martha. Nie sądziłam, że Posejdon posunie się aż do szantażu. Nasza córka Zeusa coraz bardziej rozwija swoje umiejętności. Mam nadzieję, że będzie bezpieczna ^^ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOn zawsze jest rozdarty xdd Trzeba było wpakować tu trochę szantażu, dla dobra akcji...Bezpieczna... się okaże :D
UsuńRadi jak zwykle komentuje z opóźnieniem ,ale czyta na bieżąco .
OdpowiedzUsuńCzemu ojczulek mnie nie wezwał . Mi już nie ma czego zabrać ,wiec ja bym tam z chęcią .... Ale nie znam Marthy ,więc miałabym troszeczkę łatwiej .
Czekam na nn .
I też chce do ciepłego baseniku .
Za pewne mój brat z pomocą przyjaciół znajdzie złoty środek .
Bo są trzy opcje .
1. Złoty środek .
2. Zabicie Marthy
3. Poświęcenie się za Marthe
Czekam na nn
Cieszę się :D No nie wiem, chyba bogowie są za bardzo zdesperowani i nie chcą tego ogłaszać w mediach... Z pewnością xdd Miał być zimny ocean, ale basenik wygrał ;))
UsuńWszystkie trzy są kuszące ^^