poniedziałek, 22 czerwca 2015

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 29


To dopiero początek


***Perspektywa Marthy***


Gdyby nie to, że Thalia resztkami sił oddychała, od razu wbiłabym sobie kołek w serce.
- Jak to nie potrafisz!?- ryknęłam sfrustrowana. Tym razem ja przygwoździłam go do ściany.- Przecież nie urodziłeś się wczoraj! Na pewno znasz jakieś rozwiązanie!
Mógł powalić mnie jednym ruchem ręki, ale on tylko stał i patrzył na mnie jak na wariatkę. W ogóle się nie wyrywał. Zdekoncentrowana i rozgoryczona zaczęłam nienaturalnie łkać.
- Sądzę, że ty znasz jedną opcję...- wydusił. 
Owszem. Znałam. Ale mowy nie ma. Chyba po moim trupie.
- Musi być inne wyjście!- ryknęłam.
- Posłuchaj. Rozumiem, że za wszelką cenę chcesz ją uratować, ok. Ale nie obwiniaj mnie za to, co jej zrobiłaś. Ja jej nawet nie tknąłem- wycedził przez zęby.
Ma rację. Nie wiem czemu, ale całą winę chciałam zrzucić na niego. Prawda jest taka, że on mnie od niej odciągnął... To ja ją zaatakowałam... To wyłącznie moja wina...
Rozkleiłam się na dobre. Nie potrafiłam zapanować nad goryczą i żalem do samej siebie.
To wszystko mnie przerosło.
- Ej...- zaczął spokojnie, widząc moje zachowanie.- Nie uda ci się wszystkich ocalić... To oczywiste, że będą ofiary.
Nagle przypomniały mi się słowa przepowiedni.
"Przyjaciół ocali, choć wszystkich nie zdoła".
Na pewno nie chodziło o Thalię... Co to, to nie. Uratuję ją, choćbym miała zapłacić za to własnym życiem. Trudno... Ludzkość będzie musiała poczekać na kogoś bardziej odpowiedniego.


***Perspektywa Nico***


Stałem oszołomiony, bo nie dowierzałem w to, co przed chwilą zobaczyłem. To był dosłownie ułamek sekundy, kiedy Martha rzuciła się na Thalię. Potem jakiś chłopak oderwał ją, ale nie wiem, czy nie było za późno. Następnie z ich rozmowy wywnioskowałem, że muszą się znać. Obecnie jestem światkiem napadu paniki Córki Zeusa. Cała trzęsie się z nerwów, z resztą nie dziwię jej się. Jest tak mocno zdesperowana, że jak przeżyje do rana, to będzie jakiś cud.
Obraz zanika. A ja wciąż nie mogę otrząsnąć się po tej całej sytuacji.
Annabeth dostała szału. W końcu znała Thalię najdłużej z nasz wszystkich. Percy, który wciąż nie był jeszcze całkiem świadomy, starał się uspokoić Ann, ale nie do końca zdawał sobie sprawę, dlaczego. Natomiast ja i Dominik, ledwo powstrzymywaliśmy się, żeby nie rzucić się i nie oberwać Gai ze skóry.
- I co? Osiągnęłaś to co chciałaś?- młodszy Syn Posejdona pyta zdenerwowany.
- Tak. Taki był plan. Ta dziewczyna nie przeżyje kilku godzin, a Martha będzie niekompetentna, być może oszaleje i trafi do wariatkowa... Oczywiście jeśli wcześniej jej nie unicestwię- bogini Ziemi była bardzo zadowolona z własnego powodzenia.
- Jeszcze nie wygrałaś, a wojna się jeszcze nie skończyła- syknąłem.
- Masz rację, bo to dopiero początek... Jak każdy na kim jej zależy będzie kończył jak Thalia, w końcu wygram, bo ona wreszcie się podda, żeby was chronić... Słodkie, ale żałosne.
Usłyszałem jak Dominik wyciąga miecz i biegnie w kierunku Gai. W tym momencie bogini zniknęła.
- Myślicie, że to prawda?- odezwała się po chwili Annabeth.- Że Thalia nie przeżyje do rana?
Wymieniłem spojrzenia z Dominikiem.
- Nie wiem. Gaja być może chciała nas po prostu nastraszyć, a sytuacja wcale nie jest taka dramatyczna- próbował pocieszyć ją Dominik.
Nie odezwałem się. Wolałem, aby Ann nie słyszała moich optymistycznych poglądów na ten temat.
- Powinniśmy już ruszać- oznajmił Percy, który odzyskał już w pełni świadomość.
Skinąłem głową.
- Ta. Powinniśmy- mruknąłem.
Po dłuższej chwili odezwała się Córka Ateny.
- Jak myślicie? Gdzie jest to miasteczko?
- Nie mam pojęcia. Natomiast jestem bardzo ciekawy, kto był takim debilem i został szpiegiem tej jędzy- oznajmiłem.
- Na pewno nikt z obozu- powiedział Percy.
- Skąd ta pewność? To mógł być każdy i w szczególności mógł być to ktoś z obozu- westchnął Dominik.
- Wszyscy są po naszej stronie...- zaczął  Percy.
- A co jeśli nie? A co jeśli to jakaś beznadziejna manipulacja? Jakaś chora gra?- zdenerwował się Dominik.
- Dłużej tam jestem, więc chyba wiem- burknął jego brat.
Toczyłoby się to w nieskończoność, gdyby nie Ann.
- Przestańcie. Nie dowiemy się, kto to był jak będziecie się kłócić...
- Tak czy siak się nie dowiemy- zauważyłem.
_ Ugh... Lepiej zastanówmy się, czy w pobliżu Nowego Jorku są jakieś miasteczka lub wioski- Annabeth przewróciła oczami.
- jest ich pełno- wzruszyłem ramionami.- To jak szukanie igły w stogu siana.
- Nie rzuciło wam się w oko coś szczególnego?- zapytała z nadzieją w głosie.
- Niezbyt...- zastanowiłem się.- Ale ten budynek to chyba jakiś motel czy coś...
_ A zauważyłeś nazwę?- ciągnęła.
- Jakbym zauważył, to chyba bym już tam był. Nie sądzisz?- odparłem.
_ Super. Poddaję się... Chciałam po prostu je znaleźć, ale z wami się nie da- burknęła.
" A ja nie"- pomyślałem. Nawet nie potrafiłbym spojrzeć Marcie w oczy i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku. Nie po tym co zrobiła. Szkoda mi tylko Thalii... Teraz jedyne czego chcę, to zapomnieć o wszystkim.


***Perspektywa Marthy***

Miałam mało czasu... Myślałam tak intensywnie, że czasami gubiłam się w tej całej koncentracji. Akurat w tym momencie nic nie przychodziło mi do głowy.
- Thalia! Załatwiłam nam pokój z kiblem... Jakiś apartament czy coś...- z budynku wyszła Clarisse, którą kompletnie zamurowało, kiedy mnie zobaczyła. Później przyniosła wzrok na Ethan'a, a następnie na Thalię. Wydała z siebie niemy okrzyk i podbiegła do niej, patrząc na mnie pytająco.
- Co jej się stało? Co ją zaatakowało???- zapytała oszołomiona.
Spuściłam głowę. Chyba się domyśliła, bo cała byłam ubrudzona krwią. Co za zbieg okoliczności...
- Długa historia- rzucił krótko Ethan.- Musimy jej pomóc...- dopowiedział. Nie brzmiał jakoś przekonująco, ale byłam mu wdzięczna.- Masz jakiś pomysł?
- No nie wiem...- przez chwilę się zastanawiała, choć widok krwawiącej Thalii, opuchniętej od płaczu mnie i kompletnie nieznajomego jej człowieka, troszeczkę ją dekoncentrował. Rozszerzyła oczy.- Wiem! Thalia jest przecież Łowczynią... czyli jest nieśmiertelna. A to oznacza, że nie umrze. No, przynajmniej trochę jej to zajmie.
- A to, że jest Łowczynią, to nie oznacza przypadkiem, że się nie starzeje?- spytał jej Ethan.
- Też. Choć nie wiem. Nigdy się tym nie interesowałam- odpowiedziała.
Jej. Super. No dobra. Każda szansa na uratowanie siostry nie jest zła.
- Musimy znaleźć boginię, która zajmuje się Łowczyniami...- wychrypiałam.
- To chyba będzie... Hmmm... Atena?- zgadywał Ethan.
- Nie, debilu. Atena jest od strategii i mądrości- warknęłam.- To będzie Afrodyta.
- Chyba was coś boli. Przecież to Artemida jest od polowań. Wiecie cokolwiek o mitologii?- zdenerwowała się Clarisse.
- Kojarzę- oznajmił Ethan. Ledwo powstrzymywałam śmiech. Choć sama wiem niewiele.
- Ok. Czas złożyć wizytę bogini od polowań...- oświadczyłam.




Hej :) Taki krótki rozdział, ale jest, więc się cieszę.
No obiecałam, że dodam. Jest trochę spóźniony... Trudno się mówi.
Cały czas szukam jakiejś motywacji i co chwilę wpadają mi nowe pomysły, ale chyba chciałabym to już skończyć. Na początku miało być jakieś 30 rozdziałów, ale teraz się nie zmieszczę, więc będzie ich więcej. Spokojnie nie kończę z pisaniem, jakby wam coś takiego przyszło do głowy, ale wolałabym zacząć już pisać drugą serię... Tak, tak. Mam ją w planach :D
Kolejny rozdział dodam coś tak pod koniec tygodnia ^^
Żegnam ;3



piątek, 19 czerwca 2015

Minął rok!!! Czyli urodzinki... B)

Witajcie kochani!!!

Sama nie mogę w to uwierzyć, ale dzisiaj mija rok od założenia tego oto bloga. Ten czas tak szybko minął, że nawet nie zauważyłam.
Dokładnie rok temu, siedziałam przed kompem i zastanawiałam się nad pierwszymi rozdziałami, które były strasznie krótkie... Hehe... Wtedy uważałam, że dłuższych się nie da...
Strasznie się cieszę, że wytrwaliście ze mną xddd Ale też, że nie zrezygnowałam po tygodniu pisania, jak to było z innymi moimi "zainteresowaniami" :D
PS Harcerką byłam przez dwa dni ^^
Tak. To chyba jakiś rekord...
Ten blog zaczęłam pisać po przeczytaniu "Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Ostatni olimpijczyk", więc jest on trochę nie na czasie. Na szczęście w mojej szkolnej bibliotece jest seria Herosów Olimpijskich, więc od września zabieram się do czytania, a później postaram się tamtych bohaterów jakoś dodać.
Zastanawiałam się jeszcze nad założeniem innych blogów typu kontynuacji jakiejś wybranej książki, ale wydaje mi się, że nie wyrobiłabym się :/ Już teraz dodaję rozdziały z opóźnieniem.
Jeżeli chodzi o opóźnienia w rozdziałach... Więc miałam dodać wciągu kilku dni od dodania ostatniego rozdziału, jeszcze przed tym postem jakiś kolejny rozdział, żeby wyjaśnić to i tamto, ale inaczej to sobie wyobrażałam. Mimo, że był to praktycznie ostatni tydzień nauki, nauczyciele nam nie odpuścili, a ja musiałam podnieś sobie średnią i tak jakoś nie miałam głowy do pisania, choć zaczęłam, tylko wyszedł mi strasznie krótki, więc teraz go dopracowuję *.*
Jedyne co mogę zrobić to was przeprosić i poprosić o cierpliwość... Niedługo na pewno dodam, może dzisiaj albo jutro. Muszę się sprężyć. I tyle.

A teraz czas na podziękowania ;>
Więc na pewno chcę podziękować mojej przyjaciółce Kaśce, która jak miałam jakieś opóźnienia w rozdziałach, nękała mnie i przypominała mi, że mam się sprężać. No. To dzięki niej opóźnienia nie były miesięczne.
Później wszystkim osobom, które kiedykolwiek skomentowały moje rozdziały. To jest naprawdę wielka motywacja... Szczególnie jak komuś moje wypociny się podobają :D
Chciałabym jednak wyróżnić dwie blogerki: Breeze i Radosną Oli, które również przyczyniły się do ogromnego motywowania mnie, gdy już nie chciało mi się pisać. Dzięki wielkie ^^
No i oczywiście wszystkim czytelnikom z innych krajów... Ameryki, Francji, Niemiec, Rosji, Ukrainy, Grecji, Holandii, Danii, Kenii, Indonezji i Malezji. Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że tylu was będzie. Szok. Ale pozytywny.
Jeszcze raz wam wszystkim dziękuję :3

Zapraszam do czytania... Przed nami kolejny rok ;)
Do następnego ;**




niedziela, 14 czerwca 2015

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 28


Jedyna siostra

***Perspektywa Nico***

 
Zbliżałem się żwawym krokiem do Percy'ego albo Gai... Jeden pies. No dobra. Raz kozie śmierć.
- Percy, poczekaj!- zawołałem.
Odwróciła się niechętnie. Widziałem w jej oczach zniechęcenie, żądzę mordu, ale leniwie przełknęła ślinę i spokojnie zapytała.
- Coś się stało, Nico?- moje imię wręcz wysyczała. Wybuchłbym śmiechem, ale sami widzicie powagę sytuacji.
- Nie. Nic. Po prostu myślałem, że możemy pogadać. No wiesz. Tak jak kiedyś- musiałem to dodać. Nie wiedziała o czym gadaliśmy, więc musiała uwierzyć mi na słowo. Cokolwiek to znaczyło.
- Jasne...- mruknęła zakłopotana. Pewnie uważała mnie za idiotę i zakładała, że nie wiem, że ona to Percy, więc nie  mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek wzbudzanie podejrzeń. Postanowiłem się trochę pobawić...- Zazwyczaj tak łatwo się nie zgadzałeś...
Przez moment jej oczy były wielkości piłek tenisowych.
- Tak, ale wziąłem pod uwagę, że to może być nasza ostatnia rozmowa- wybrnęła.
Sprytna była... więc ja musiałem być sprytniejszy.
- No tak- przytaknąłem. Zmiana planów. Czas żebym zrobił coś w czym byłem najlepszy.- A ty? Co myślisz na temat tej starej baby, która uważa się za boginię Ziemi. Zakładam, że nie potrafiłaby rozróżnić białego od czarnego...albo kraba od raka...Hahaha... Na pewno jest taka głupia na jaką wygląda. Już bardziej bałbym się osła... Jest bardziej przerażający.
Spiorunowała mnie wzrokiem. Jej mina... Nieziemska.
- No co ty, stary... Jeszcze wczoraj byłeś tego samego zdania...- kontynuowałem.
- Może tak, ale teraz uważam, że stanowczo przesadzasz- mówiła przez zęby.- Nie doceniasz jej. Nie zapominaj, że twój ojciec wybrał jej stronę, a wątpię, żeby stawiał na przegraną.
Uderzyła w czuły punkt. Musiałem udawać, że zdziwiła mnie te wypowiedź, choć właśnie jej się spodziewałem.
- Mój ojciec to stary, głupi gbur. Nie zależy mu już na wygranej. Choć myślałem, że jest mądrzejszy, ale to jego decyzja... Wybrał słabszą i gorszą stronę... Nic mi do tego.
Nie wiem, czy zauważyliście, ale za wszelką cenę starałem się wyprowadzić ją z równowagi. Musiałem zrobić wszystko, żeby opuściła głowę Percy'ego. Jak  na razie szło mi całkiem, całkiem.
- Nie doceniasz go. Jest potężniejszy niż ci się wydaje. Ale gdyby mu na tobie zależało, to pokazałby ci na co go stać. Nauczyłby jak wykorzystać właściwie moc jaką posiadasz...- mówiła.
- Pokazałby mi jak skutecznie leżeć na kanapie, oglądając jakieś chore seriale i wpieprzając chipsy, a wciąż być w formie... Zastanowię się.- przerwałem jej.
- Nie bierzesz go na poważnie. W końcu się przekonasz i pożałujesz- warknęła.
- Ej, co cię ugryzło?- zmieniłem temat. Czułem, że za chwilę nasza rozmowa dobiegnie końca. Od Percy'ego biła złota poświata, a to oznaczało tylko jedno.
- Twój ojciec zawsze uważał, że to Bianca jest jego dzieckiem, a ciebie zazwyczaj pomijał- ciągnęła. Teraz ona chciała mnie wkurzyć, ale jaki to miało sens? Nie wiem. Wspomnienia o mojej siostrze już dawno nie wywołują u mnie złości, raczej rozczarowanie, że nie mogłem jej pomóc...
- Na jego miejscu postąpiłbym tak samo. Nie jestem wymarzonym synem i dobrze mi z tym- wzruszyłem ramionami.
Nagle twarz Percy'ego zaczęła się nienaturalnie zmieniać. Wyglądało to tak, jakby coś podziurawiło mu buzię, a przez otwory wylatywało srebrne i złote światło.
- Percy!!!- usłyszałem gdzieś z oddali głos Annabeth. Jeszcze jej tu brakowało.
- Nie podchodź- warknąłem. Zatrzymała się w półkroku, przyglądając się całej sytuacji.
W pewnej chwili ciało Syna Posejdona upadło bezwładnie na ziemię, a ledwo widzialny duch wzniósł się w powietrze i zniknął w obłokach. 
Nawet się nie pożegnała.


***


Annabeth jak poparzona pobiegła w stronę Percy'ego. Powiedziałbym, że wręcz rzuciła się na niego.
- Percy! Percy?!- wrzeszczała jak opętana. Nie żeby było to coś złego, że martwi się o chłopaka i w ogóle, ale... no nie wiem... jak na Córkę Ateny jest głupia...tak. To miałem na myśli. Zanim jednak zdążyłem jej to powiedzieć, obok mnie zjawił się Dominik.
- Co z nim?
- Nic mu nie będzie... Wyliże się... Mamy znacznie większy problem. Właśnie wkurzyłem Gaję.
- Dało się zauważyć- rzucił z ironią.
- Nie rozumiesz. Ona mi nie odpuś...- nie dokończyłem, bo głos utknął mi w gardle. Na całej powierzchni nieba rozbłysło jaskrawo-złote światło. nagle ni stąd ni zowąd przed naszymi oczami ukazała się najbrzydsza bogini, jaka kiedykolwiek postawiła stopę na tej ziemi. Co prawda widziałem ją już wcześniej, ale jest duże prawdopodobieństwo, że właśnie w tej chwili czytała mi w myślach... Rozumiecie... Musiałem.
Gdy tylko na mnie spojrzała jej twarz wykrzywiła się w okropny grymas. Przymrużyła ślepia.
- No no...Wszyscy w komplecie... Zaraz, zaraz... Kogoś mi brakuje... Gdzie ta nędzna dziewczyna, która rzekomo chce mnie pokonać...- zaśmiała się szyderczo.- Ach tak. Nie wiecie gdzie jest.
Miałem ochotę walnąć ją czymś ciężkim, bardzo ciężkim. Niestety pod ręką nie miałem nic, co by się mogło nadać. Zacisnąłem pięści ze złości. Nie do końca rozumiałem swoją reakcję, ale chciałem coś wysadzić.
- Czego chcesz?- odezwała się Ann.- O co ci chodzi? Po co ci to?
- Zadajesz za dużo pytań, skarbie- powiedziała zirytowana. O ile dobrze poznałem Gaję, oznacza to "Zamknij się, bo oberwę ci głowę".- Ale skoro pytasz, z chęcią odpowiem...
Kątem oka widziałem, że Dominik też nie radzi sobie z emocjami. Gdyby zaczął coś mówić, pewnie zagryzłby Gaję... Więc jeśli chodzi o konwersacje i negocjacje przyznaję bez bicia, że Annabeth jest niezastąpiona.
Zauważyłem, że Percy zaczął odzyskiwać przytomność. Dobre i to.
- Zacznijmy od początku- bogini brzydoty kontynuowała.- Pewna osoba, zgodziła się być dla mnie szpiegiem... I o ile wszystko idzie po mojej myśli, za parę minut nasza Córunia Zeusa, zrobi coś, za co będzie siebie nienawidziła do końca swojego życia, a w ramach rekompensaty sama wskoczy w paszczę lwa...
O co do cholery jej chodzi?!
Za chwilę przed nami pojawił się obraz starego, niezbyt barwnego miasteczka. Scena przedstawiała dwie osoby... Jedną za budynkiem, drugą opartą o budynek. Wyglądało jakby ta jedna, której oczy przeraźliwie świeciły w ciemności, miała zamiar rzucić się na tą drugą...
Po co ona nam to pokazuje? Przecież to jest... O nie...




***Perspektywa Marthy***


Wychyliłam się zza budynku. Na środku ulicy stała oparta o ścianę dziewczyna. Coś w środku mówiło mi, ze to co robiłam jest złe... Ale nie potrafiłam się oprzeć... Niebo przeszyła błyskawica. Nagle Zeus sobie o mnie przypomniał. Śmieszne. Nawet bardzo. Obserwowałam ją jeszcze przez chwilę, ale wolałam nie marnować czasu. Ruszyłam przed siebie.
W mgnieniu oka znalazłam się obok dziewczyny, która nie zdążyła nawet jęknąć, bo od razu wbiłam się w jej szyję. Akurat trafiłam w tętnice... Z początku próbowała wydostać się z mojego uścisku, ale po pewnym czasie zrezygnowała.
Uczucie kiedy jej krew rozpływała się po moim ciele było cudowne. Ogrzewało moje zimne ciało. Czułam jak fala ciepła przepływa w różnych częściach mojego ciała. Niebo pokryła teraz seria błyskawic. Co kilka sekund słychać było grzmoty.
Ulga jaką czułam w tamtej chwili, skończyła się, kiedy zaczęło kręcić mi się w głowie. Substancja, którą dał mi Nico... Muszę ją zdobyć. Kompletnie zapomniałam, o całej reszcie, aż jakaś siła odciągnęła mnie od tej dziewczyny, a później cisnęła w budynek po drugiej stronie ulicy. Kiedy tak sobie leciałam, wszystko było jakby w zwolnionym tempie, więc musiałam lecieć bardzo szybko. Spojrzałam na dziewczynę. Krew, która ciurkiem spływała po jej szyi, brudziła jej punkową kurtkę. Dopiero teraz zauważyłam, że musiała ona interesować się w tych rzeczach, bo cała była ubrana w punkowe ciuchy. Jej niebieskie jak najczystsze  niebo oczy, zamykały się pod ciężarem powiek. O nie... NIE NIE NIE NIE NIE. Nie...
Ból.
To jedno słowo opisywało, jak się teraz czułam. Po pierwsze z prędkością światła walnęłam w ścianę, a moja głowa eksplodowała przeszywającym bólem skroni. Cała byłam poobijałam, bo nic więcej nie mogło mi się przytrafić, ale nie to było najgorsze. Serce. Wydawało mi się, że czyjaś niewidzialna ręka dźga mnie nożem, przekłuwa moje serce, a potem wyciąga narzędzie, aby móc powtórzyć czynność. Wszystko, co przed chwilą wypiłam, niebezpiecznie odchodziło mi do gardła, a później się cofało. Za wszelką cenę chciałam to wypluć, ale nie miałam wystarczająco sił.
Nagle ktoś złapał mnie za szyję tak, że ledwo łapałam oddech. Podniósł mnie i przygwoździł do ściany, żebym dyndała jakiś centymetr nad ziemią.
- Co ty wyprawiasz?- zapytał mnie. Jak przez mgłę widziałam rysy jego twarzy. To Ethan.
- CO TY WYPRAWIASZ!?- powtórzył pytanie, tylko stokroć głośniej.
- Nie- wysapałam. Mój wzrok powoli oswajał się z ciemnością i z latarniami, które starały się ją przyćmić.
- Co?!- najwidoczniej mnie nie zrozumiał.
- NIE!- wrzasnęłam ostatnim tchem, po czym zaczęłam się szarpać jak opętana. Teraz jedyne co czułam to niepohamowana panika. Chciałam płakać... Wydrzeć się na cały głos i spuścić z siebie te wszystkie negatywne emocje. Nie mogłam. Przerażała mnie moja postawa, bo pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy to żal, że nie skończyłam tego, co zaczęłam.
- Jesteś większą idiotką niż się spodziewałem- oznajmił.- Coś ty sobie myślała? Nie masz jeszcze tylu sil, żeby rzucać się na ludzi. A co jakby ci coś zrobiła? W ogóle nie myślisz... Powinnaś najpierw poćwiczyc na zwierzętach.
Całą swoja uwagę skupiłam na tlenie, którego mi brakowało i na Thalii, która leżała tam pod murem. Wierciłam się, więc nie do końca docierały do mnie jego słowa. Wreszcie zwolnił uścisk, ale pewnie tylko dlatego, żeby zobaczyć, co zrobię. Natychmiast pobiegłam do rannej siostry. Nagle coś sobie przypomniałam... To mi się śniło. Właśnie taką scenę zapamiętałam z tego snu, którego nie rozumiałam. Tylko, że wtedy nie zdążyłam podejść do tego kogoś, a teraz muszę jej pomóc. Muszę ją uratować.
- Thalia... Thalia...- powtarzałam w kółko. Objęłam ręką jej szyję, żeby zatamować krwawienie.- Hej, obudź się...- delikatnie drugą dłonią, klepałam ja po policzku.- No dalej...- jęknęłam.- Nie zasypiaj... Trzymaj się... Będzie dobrze...- głos mi się załamał. Tak naprawdę próbowałam pocieszyć siebie, bo wiedziałam, że Thalia mnie nie słyszy. W tej chwili łzy stanęły mi w oczach, a szczęka drgała niemiłosiernie. Zaczęłam płakać jak małe dziecko, a przy okazji trząść się. Spanikowałam. Strach przed utratą bliskiej osoby, zawładnął nad moim umysłem. To moja wina... Ja jej to zrobiłam.
- Martha...- usłyszałam głos. Zdałam sobie sprawę, że Ethan obserwował całe zdarzenie.
- Co?- wychrypiałam.
- Kto to jest?
Głos utknął mi w gardle. Nie powiem mu. Nie mogę...
- Pomóż mi... Uratuj ją proszę... Ona musi żyć... - sapałam.- Proszę... To moja siostra... Jedyna siostra... Nikt mi więcej nie został... Proszę...
Przyglądał mi się tym swoim przenikliwym wzrokiem.
- Nie potrafię- powiedział, a ja po raz pierwszy zobaczyłam współczucie w jego oczach.



Cześć wszystkim ^^
Pod ostatnim rozdziałem było tyle wyświetleń, że po prostu szok. Dziękuję wam za to ;D
Przy okazji dziękuję za 9000 wyświetleń. Jesteście kochani ;)))
Niedługo mój blog będzie obchodził 1 rok, więc do tego czasu postaram się dodać jeszcze jeden rozdział.
Przepraszam, że ciągle piszę z tych perspektyw, ale akurat je dosyć szybko mi się pisze, a skoro chcę dodać jak najszybciej rozdział to za bardzo nie mam wyjścia B) No.
Jeszcze raz wielkie dzięki ;> Na razie ;3