sobota, 18 kwietnia 2015

LBA, czyli nominacje ;)

Zostałam nominowana przez Jeanne Hermann do LBA. Była tam jeszcze jedna nominacja, ale ktoś usunął tego bloga, a ja  nie pamiętam pytań. No to do roboty:


1. Od jak dawna piszesz i dlaczego zaczęłaś?
Ta będzie jakoś tak od 19 czerwca 2014 r. Długo ^^ Dlaczego zaczęłam... chyba tak po prostu z nudów, z nadmiaru czasu, którego mi teraz brakuje, z czystej ciekawości, z chęci pokazania swojej wersji dalszych przygód Percy'ego i innych herosów. Ciężko stwierdzić, to było prawie rok temu ;)

2. Jakieś inne pasje poza pisaniem?
Śpiew, od czasu do czasu sport (symbolicznie), ogółem to leżenie na kanapie z pilotem w ręku... czasami gadanie. Nie raz nie potrafię się zamknąć :D

3. Największe marzenie?
Dużo ich mam. Załóżmy że chcę psa :))

4. Co cenisz w ludziach?
Szczerość. Wolę prawdę niż jakieś marne, niedopracowane i kompletnie nierealne kłamstwo. I chyba jeszcze poczucie humoru ;p

5. Co cie denerwuje?
Gdy idę do kuchni i patrzę, że wszystkie ciastka się skończyły. Najlepiej wtedy wyjść z domu.

6. Góry czy morze?
Zdecydowanie morze. Ciepły piaseczek, szum fal, bachory, które drą się, bo ktoś "przez przypadek" zepsuł im zamek z piasku (hehe)

7. Masz piosenkę, która zdaje się być napisana o tobie? Jak tak to jaką?
Właściwie to mam: Immortals- Fall Out Boy

8. Wolisz dawać czy dostawać?
Powiem, że dawać, bo wyszłoby na jaw, że jestem egoistką :D

9. Masz jakiś nietypowy talent?
Podobno gdy przebywa się ze mną w jednym pomieszczeniu przez góra pięć minut można zwariować, szacun dla wszystkich, którzy przebywali dłużej i nie zwariowali, mają naprawdę stalowe nerwy, ale nie na długo ^^ ( informuję wszystkich, że ja to robię całkowicie nieświadomie)

10. Ulubiony i najgorszy przedmiot?
Chemia- ulubiony ;> a najgorszy to cała reszta -,-

11. Coś, co inni lubią, a ty nienawidzisz albo na odwrót?
One Direction i Kwiatkowski... Nienawidzę, chyba zadźgałabym żywcem :/

Koniec. Tradycyjnie pytania i nominacje później. Obiecuję, że tym razem dodam, jeszcze nie wiem kiedy, ale dodam :D

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

*Ten rozdział jest z dedykacją dla Breeze, która niedawno skończyła pisać swojego bloga. Taka motywacja, żeby wreszcie stworzyła nowy ^^



Rozdział 25

Plan "zabić Córkę Zeusa"- rozpoczęty

***Perspektywa Nico***

Leżałem bezwładnie na łóżku, patrząc tępo w sufit. Na dworze,  trwały przygotowania do pogrzebu Syna Apollina. Za jego śmierć obwiniałem tylko i wyłącznie siebie. Nie powinienem był zostawiać Marthy samej, ale byłem pewny, że sobie poradzi. Coś mi w tym wszystkim nie grało. Wątpię, żeby sama z siebie zaatakowała tego herosa... Może ją podpuścił? A może ona po prostu jest tym za co ją uważają... Za niebezpieczne stworzenie, które trzeba jak najszybciej zlikwidować. Już sam nie wiem, co o tym sądzić. Usłyszałem trzask drzwiami. Do pokoju wparowała Annabeth. Zatrzymała się w pół kroku i głośno jęknęła.
- Nico, tyle razy mówiłam ci, żebyś wreszcie zmienił ten wystrój...- rozejrzała się z niesmaczeniem.- Przecież tu jest tak ciemno... I mógłbyś od czasu do czasu tu posprzątać. Nie wiem. Chyba dostaniesz ode mnie na urodziny miotłę. Ja się dziwię, że ty się jeszcze o coś nie potknąłeś.
Podniosłem się leniwie, rozglądając się dookoła.
- Przecież jest dobrze- wzruszyłem ramionami.- Z resztą... Mówisz to za każdym razem, gdy tu wchodzisz... Gdybyś dotrzymała słowa i kupiłaby mi te wszystkie miotły jakie mi obiecujesz kilka razy dziennie, to miałbym ich nieskończenie wiele, a jakoś jeszcze nie opanowałem sztuki latania. Może zamiast tego kupisz mi robota sprzątającego. Bardziej się opłaca. 
Walnąłem się spowrotem  na łóżko.
- Tak, żebyś się jeszcze bardziej rozleniwił, ty leniu ty- warknęła, odsuwając na bok stertę ubrań, która leżała na środku pokoju.- Czy ty się wreszcie nauczysz czegokolwiek, co wychodzi poza granicę twojego łóżka? Cały czas nic tylko gnijesz na tym...
- O właśnie- przerwałem jej.- Ja tu sobie będę gnił, a ty mi proszę nie przeszkadzaj...
- Nico!- wrzasnęła.
- I muszę cię powiadomić, że ostatnio robiłem coś, co wychodzi poza granicę mojego łóżka... Wiedz, że zrobiłem sobie kanapkę.
Spojrzała na mnie z rezygnacją.
- Bogowie... Wykańczasz mnie. Przez ciebie szybciej osiwieję...
- Z szarym ci do twarzy- wtrąciłem. Spiorunowała mnie spojrzeniem.- A tak w ogóle to robiłem za niańkę... zapomniałaś?
- Jak mogłabym zapomnieć. Jesteś tak cudowną nianią, że aż został zamordowany heros, a sprawczyni tego całego zamieszania, czyli twoja podopieczna, uciekła. Jedynie pogratulować- zaczęła bić mi brawo.- Kompletnie się do tego nie nadawałeś. Dlaczego właśnie ciebie poprosiłam o pomoc?- mruczała pod nosem.
- Ja ci powiem dlaczego...- zawahałem się. W sumie to nie wiem dlaczego.- Albo i nie. Ann, każdy, kto ma chociaż trochę rozumu, nie poprosiłby mnie o pomoc, nawet w wieszaniu firanek...
- Masz szczęście, że ostatnio w obozie zginęło wielu herosów, bo dam głowę, że wisiałbyś na pobliskiej latarni.
- Masz szczęście, że nie jestem w nastroju, bo dam głowę. że byłabyś głównym daniem dla Cerbera- burknąłem zirytowany.
- Problem w tym, że Cerber mnie lubi, bo w porównaniu do ciebie, okazuję mu uczucia- stwierdziła.
- Kurde...
- Posłuchaj Nico, musimy znaleźć Marthę, bo nie wiadomo, czy poradzi sobie sama. Pewnie teraz jest w szoku i może działać zbyt spontanicznie...
- Pffff, ona zawsze działa ZBYT spontanicznie- specjalnie zaakcentowałem wyraz "zbyt".
- Ale trzeba jej pomóc...
- Moja rola tu się kończy...
- Nie, Nico! TWOJA rola tu dopiero się zaczyna!- wrzasnęła.
- Dobra. Tylko wyluzuj...- próbowałem ją uspokoić.- Wyglądasz jak taki burak, który za długo leżał na słońcu.
Nie odpowiedziała. Najwyraźniej nie miała zamiaru wdawać się ze mną w kolejną kłótnię. Wstałem i powoli podszedłem do szafy, którą po chwili otworzyłem. Przeleciałem wzrokiem swoje ubrania. Wszystkie były czarne, więc nie miałem dużego wyboru. Stałem tak w zamyśleniu, oparty o drzwiczki przez dłuższą chwilę.
- Szukasz ciuchów?- zapytała mnie zaskoczona Annabeth.
Spojrzałem na nią zirytowany.
- Nie kurde, wejścia do Narnii...- warknąłem. Córka Ateny patrzyła na mnie spode łba. Po prostu chciałem grać na czas, bo nie miałem zamiaru zmarnować kolejny, piękny wieczór, który wydawał się w sam raz na oglądanie horrorów i wpieprzanie chipsów, na zaprzątanie sobie głowy problemami napalonej na krew nastolatki. Ale w życiu nie ma sprawiedliwości. W końcu wyciągnąłem pierwszą, lepszą kurtkę, bo na dworze było dosyć chłodno, ubrałem ją i poszedłem w kierunku drzwi.
- Idziesz, czy czekasz aż się zestarzeję?- zapytałem zdenerwowany.
- Kuszące...- rzuciła, wychodząc z mojego domu. 
Wyruszyliśmy na poszukiwanie Córki Zeusa, która mogła być wszędzie.


***Perspektywa Marthy***


Stałam jak wryta. Byłam tak oszołomiona, że nie mogłam się nawet ruszyć. Wpatrywałam się jak w obrazek na scenkę, która miała miejsce naprzeciwko mnie. "To koniec"- pomyślałam.-"Przecież jak on mnie zauważy, to będzie już po mnie". Na dodatek fakt, że odurzał mnie zapach krwi, tak mocno, że nie potrafiłam trzeźwo myśleć, wcale nie pomagał. Fala zimna, przeszła przez moje ciało. Czułam w sobie, dosłownie- mrok. Widziałam wszystko wyraźniej. Każdy zakamarek ulicy, każdy papierek, który na niej leżał. Wiedziałam jedno. Przemieniłam się. Większa część mnie chciała przyłączyć się do tamtego kolesia, ale coś mówiło mi, że nie rozwiąże to moich problemów. Że gdy posłucham i ulegnę, to będę taka jak on. Obserwowałam go jeszcze przez chwilę. Wiedziałam, że muszę działać szybko, bo nie mogę pozwolić, by on zabił tę dziewczynę. Nie wyglądał na jakiegoś starego i doświadczonego wampira. Była nawet spora szansa, że go pokonam. Podjęłam wreszcie decyzję. Zaatakowałam.


***

Musiałam naprawdę hałasować, bo ledwo zrobiłam trzy kroki, a on momentalnie się odwrócił. Zatrzymałam się. Krew leciała mu stróżkami z ust. Wyglądała i pachniała, tak smakowicie. Mimowolnie się oblizałam. Patrzył na mnie zaciekawiony.
- Nowa?- zapytał.
Głos mi odjęło. Patrzyłam z pożądaniem na dziewczynę, która teraz leżała bezwładnie na drodze.
- Powinnaś wiedzieć...- powoli zbliżał się w moim kierunku.- Że ta ulica jest już zaklepana. Znajdź sobie własną. Tylko uważaj- stał teraz może jakiś metr ode mnie.- Dwie ulice stąd żeruje mój brat, a gdybyś na niego trafiła, no to zgon na miejscu...- uśmiechnął się szyderczo. Wpatrywałam się w jego umazaną brodę.- Na co czekasz? Mam się odmyśleć?
Nie mogłam dłużej czekać. Powoli wyjęłam sztylet, bo tylko to miałam i rzuciłam się na niego. Nie wiem jak, ale momentalnie znalazł się za mną, unieszkodliwił mi ręce, chwycił za głowę, którą wykręcił w dziwny sposób. Miał teraz jak na talerzu moją tętnicę. Czułam jego oddech. Jego chwyt był tak silny, że bolało cholernie mocno, gdy trzymał mnie w uścisku. Dusiło mnie. Z trudem łapałam powietrze. Przystawił swoje usta do mojego ucha.
- I co ja mam z tobą zrobić?- wyszeptał. Szarpałam się, ale nie mogłam wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Jeden niewłaściwy i już po moim karku.
Nagle na końcu ulicy ni stąd, ni zowąd pojawił się kolejny chłopak. Gdy nas dostrzegł, pokręcił zrezygnowany głową i ruszył w naszym kierunku.
- Mówiłem ci Aiden, żebyś sobie dzisiaj odpuścił...- powiedział na tyle głośno, abyśmy go mogli usłyszeć- Już coś podejrzewają...
Zaraz, moment. Ja znam TEN głos.
- Ty...- wysyczałam.
- On?- zdziwił się koleś imieniem Aiden, który miał zamiar mnie zagryźć. Zwolnił uścisk. Wdech, wydech, wdech, wydech. Napawałam się powietrzem, bo nie wiadomo. Za chwilę mógł ponownie mnie złapać, tym razem z podwójną siłą.
- Ty jesteś tym typem z knajpy...- wychrypiałam.
- A ty jesteś tą laską od potworów- powiedział obojętnie. Przyglądał mi się uważnie.- Hmmm, dziwne. Nie wyczułem ciebie... Ty pewnie jesteś z tych, którzy się głodzą... Żałosne...
- Powiedziałeś mi, że masz młodszego brata... Po co ci to było? Przez chwilę nawet ci współczułam...
- Mam młodszego brata, a ty chyba miałaś już przyjemność go poznać- wskazał głową na chłopaka, który stał za mną.- Nie pałamy jednak do siebie miłością- dodał posępnie.
- Wy zabijacie tych niewinnych ludzi... To WY spowodowaliście te wszystkie wypadki...
- Może, ale kogo to obchodzi- wzruszył ramionami.- Ostrzegałem cię, żebyś nie bawiła się w detektywa... 
- To co mam z nią zrobić- zapytał kompletnie zdekoncentrowany Aiden.
- Nie potrzebujemy jeńców- oznajmił lodowato.- Zabij.
W jednej chwili poczułam jak wbija swoje kły w moją szyję. Byłam sparaliżowana, Nie mogłam nawet drgnąć. Zimno. Chyba tylko tak mogę opisać, to co wtedy odczuwałam. Krew odchodziła mi z wszystkich części ciała. Byłam słabsza niż kiedykolwiek. Po dłuższym czasie, czułam tylko ból. Piekący ból w okolicach szyi. Wszystko inne ręce, nogi, zdrętwiały mi niemiłosiernie. Dziwiłam się, że mogę jeszcze stać o własnych siłach. W uszach mi dzwoniło. Inaczej wyobrażałam sobie śmierć. To Gaja miała mnie zabić. Byłam zła sama na siebie. Po co ja się w to wszystko mieszałam? Mogłam stać z boku i przyglądać się... Czy nie byłoby o wiele prościej? Księżyc zakryły gęste, ciemne chmury. Całe niebo zachmurzyło się. Co chwilę sklepienie przeszywała błyskawica. W oddali słychać było grzmoty. Całą resztkę sił chciałam wykorzystać na usmażenie tych dwóch, ale byłam zbyt osłabiona. Mogłam tylko odwrócić ich uwagę. Nie zrobiło to na nich jednak wielkiego wrażenia. Jakby przez mgłę widziałam Ethan'a, który przyglądał mi się intensywnie, jakby podejrzewał, że to moja sprawka. Całą uwagę skupiłam na piorunach. Liczyło się tylko to, żeby nie poddać się zbyt szybko. Jeśli ma to być koniec, niech chociaż mnie popamiętają. Ledwo dochodziło do mnie, co się działo. W pewnej chwili Aiden odskoczył ode mnie jak poparzony, a ja upadłam wykończona na ziemię. Kątem oka widziałam jak Ethan do niego podchodzi.
- Co jest?- pytał zaskoczony.
- Jej krew- wysapał, patrząc na mnie z zniesmaczeniem.- W jednej chwili zamieniła się w słoną wodę. SŁONĄ.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Jednak nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. Ostatkami sił podniosłam się i chwiejnym krokiem podeszłam do tej dziewczyny. Żyła. Uklękłam przy niej, potrząsając nią, żeby się obudziła.
- Hej- powiedziałam. Gdy tylko mnie zobaczyła w jej oczach widać było przerażenie.
- Nie, proszę, zostaw mnie... To boli- mamrotała. Było mi jej żal. Naprawdę.
- Nie skrzywdzę cię...- oznajmiłam półprzytomna. W głowie mi się kręciło, ale wciąż miałam świadomość tego, co  robię. Nie wyglądała jednak na przekonaną.  Najwidoczniej mój wygląd nie pasował do słów, które wypowiedziałam.-    Posłuchaj mnie. Musisz stąd uciekać. Już.- ponagliłam ją wzrokiem. Przestraszona podniosła się i ciężkim krokiem zaczęła biec w stronę głównej ulicy. Bałam się, że któryś ją zaatakuje, ale oni patrzyli na mnie zdumieni. Jedyne co pamiętam to zaniepokojone słowa Ethan'a:
- Jest przeklęta.
Następnie kompletnie straciłam przytomność.


***Perspektywa Percy'ego***


Byliśmy w drodze powrotnej. Od naszego wyjazdu Dominik nie odezwał się ani słowem. Wiem, że był na mnie wściekły, ale nie mogłem pozwolić by coś stało się Annabeth. Posejdonowi naprawdę bardzo zależy, żeby Martha nie dostała się w ręce Gai. Na razie nie mam broni, która ją zabije, więc wystarczy, że przyprowadzę ją do ojca, a później poproszę dzieci Hefajstosa, żeby mi taką wyważyli.  Mój brat patrzył tępo w podłogę i nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Jakby w ogóle mnie tu nie było. Poprosiłem Argusa, aby nie zważał na przepisy drogowe i dowiózł nas jak najszybciej do obozu. Skoro Córka Zeusa uciekła kilka godzin temu, to nie mogła zajść za daleko. Choć teraz to nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Obiecałem sobie, że przez cały czas będę miał Annabeth na oku albo każę komuś ją pilnować. Cisza jaka panowała w aucie, kompletnie dobijała mnie psychicznie.
- Język ci odcięło?- zapytałem ironicznie. Odwrócił głowę w stronę okna, całkowicie mnie olewając.- Jak chcesz, tylko później nie miej do mnie żadnych pretensji. Ja chciałem z tobą rozmawiać, to ty sprawiasz trudności. Zapamiętaj na wszelki wypadek, jakby pytali...
- Zamkniesz się wreszcie?- burknął.
- Naprawdę mi przykro... Posłuchaj, znajdziemy jakieś wyjście z tego bagna...
Zaczął monotonnie stukać palcem po moim kolanie.
- Co ty odwalasz???
- Szukam wyłącznika- mruknął.
- No dobra. Rozumiem, że cię wkurzam, ale szukanie "wyłącznika" to już przesada.
Przewrócił oczami i odwrócił się do mnie plecami. Cudownie.
Samochód zatrzymał się. Odetchnąłem z ulgą. W końcu znalazłem się w domu, nie że u ojca czułem się jak w oborniku czy coś... A zresztą. Wychodząc z auta, wziąłem głęboki wdech. Zapach mojego dzieciństwa: stęchlizna jeziora i odór Dionizosa w jednym. Nic tylko wdychać.
Była noc, więc trudno dostrzegałem jakiekolwiek zarysy drzew. Raz po raz za plecami można było usłyszeć dźwięki wydawane przez sowy. Wiał chłodny wiatr. Nawet przyroda sprzyjała mordercom.
Już mieliśmy iść w kierunku wzgórza, kiedy usłyszeliśmy głosy. Kłóciły się, w jakim kierunku iść. Wsłuchałam się bardziej. Kątem oka dostrzegłem, że Dominik również stoi i słucha. Po chwili zza krzaków wyłoniły się dwie sylwetki. Nie widziałem do końca kto to, ale domyśliłem się po barwie głosów.
- ZAPOMNIAŁEM, ŻE TO TY ZAWSZE MASZ RACJĘ- zaakcentował każdy wyraz Nico.
Annabeth spiorunowała go wzrokiem.
- Cieszę się, że w końcu do ciebie dotarło- warknęła.
Razem z Dominikiem stałem jak wryty. Co oni tu robią o tej porze?
- Hej. Nie chcę wam przeszkadzać, ale właśnie przestraszyliście wszystkie żyjące stworzenia w tym lesie...- zacząłem niepewnie.
- I wszystkich obudziliście- dodał mój brat.
- Percy!- Annabeth rzuciła mi się w ramiona.
- Co tu robicie?- zapytał Syn Hadesa.
- Właśnie miałem spytać o to samo- powiedział Dominik.
- Ale ja zapytałem pierwszy- rzucił oschle Nico. Był wściekły i raczej nie nadawał się do dyskusji.
- Co ty mu zrobiłaś?- zapytałem Córkę Ateny. Wzruszyła ramionami i delikatnie mnie pocałowała.
- Wróciliśmy od ojca- odpowiedział na pytanie Syna Hadesa Dominik.- A wy?
- My poszliśmy sobie na spacer. Kondycja przede wszystkim- oznajmił z sarkazmem Nico.
- A tak na serio, to wyruszyliśmy na poszukiwanie Marthy, zanim komuś zrobi krzywdę...- powiedziała Annabeth.
- Chyba raczej sobie- poprawił ją Syn Hadesa.
Patrzyłem na nią zaskoczony, choć Dominik też wyglądał jakby mu powiedzieli, że jest co najmniej bogiem... Haha żartowałem. On wyglądał jakby ktoś przywalił mu z patelni...
- Posejdon powiedział wam o wszystkim, co nie?
- Tak- odpowiedzieliśmy chórem, nieco osłupiali.
- No to może nam pomożecie. Przecież co pięć głów, to nie jedna- powiedział bez entuzjazmu Syn Hadesa.
- Jest nas czworo- sprostowała go Annabeth.
- Ty się liczysz podwójnie- rzucił z ironią Syn Hadesa.
- My nie...- zaczął stanowczo mój brat.
- My nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy odmówili- dokończyłem za niego. Plan "zabić Córkę Zeusa" rozpoczęty.



Hej :D Dodałam. Wreszcie. Teraz nie wiem kiedy będzie kolejny, ale postaram się go dodać jak najszybciej. Hah, to będzie tak coś za tydzień, może dwa xddd Nie będę się rozpisywać, więc życzę wszystkim super weekendu :))




sobota, 4 kwietnia 2015

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 24


Bestia z Middletown


***Perspektywa Percy'ego***


W ostatnich trzech dniach byłem okropnie rozpieszczany. Ojciec wyraźnie czegoś ode mnie chciał, a raczej od nas. Razem z Dominikiem siedzieliśmy w wielkim basenie, a nimfy wodne co chwilę przynosiły nam coś do picia. Mnie się to nawet podobało, ale Dominik nie wyglądał na zadowolonego. Nie do końca wiem, co było powodem jego złego samopoczucia, gdyż właśnie znajdował się w raju, ale dam głowę, że to coś wspólnego z Córką Zeusa. Może się wypierać, jednak ja wiem swoje. Do pomieszczenia wszedł Posejdon. Miał na sobie koszulę w kwiaty i krótkie spodenki. Kilka dni temu zostaliśmy wezwani, bo podobno bóg Morza miał jakieś problemy i nas strasznie potrzebował. Gdy wreszcie się pojawiliśmy, a nie ukrywam, po tym całym zamieszaniu z syrenami ciężko było się wydostać z obozu, powiedział, że się stęsknił. Nie wiem ile w tym prawdy, ale dla tych bananowych koktajli, mogłem się poświęcić.
- Jak tam chłopacy?- rzucił na powitanie, po czym dołączył do nas, czyli do wylegiwania się w cieplutkim basenie. 
- Powiesz wreszcie czego chcesz?- burknął Dominik. Ten to zawsze nie w sosie.
Mój kochany ojczulek westchnął głośno zrezygnowany.
- Wczoraj wieczorem w Obozie Herosów miało miejsce morderstwo...
- Co się stało?- zapytałem wyraźnie zaciekawiony, jak zarówno przerażony.
- Syn Hadesa, Nico znalazł w lesie rannego herosa. Poszedł sprowadzić pomoc, a w międzyczasie stworzenie mroku go dopadło i dobiło. Gdy wrócił nie mieli już czego zbierać. Taka plotka krąży po obozie i tak przynajmniej uważa Chejron...- wzruszył ramionami.
- A ty wiesz co się naprawdę stało, prawda? Wiesz kto to zrobił, a teraz chcesz tego kogoś dorwać?- teraz to Dominik zadawał pytania. Przypatrywałem się uważnie Posejdonowi, który wyraźnie posmutniał.
- Zeus jest wściekły... ale też bardzo zawiedziony. Nie powinienem wam tego mówić, ale bogowie potrzebują waszej pomocy... Gaja stworzyłam potwora, a wy musicie go zgładzić. Problem w tym, że tylko ona ma dostęp do broni, która ją zniszczy...
- Moment... Ten potwór, którego tak obawiają się bogowie jest osobnikiem płci żeńskiej?- mój brat głośno parsknął.- Ależ oni się stoczyli...
- Może. Ale wiedz... wam też nie będzie łatwo go zabić... Ależ wyście się stoczyli...
- Chyba żartujesz... Zrobiłbym to nawet przez sen...- mruknął zirytowany.
- Jak uważasz...
- Dlaczego niby Zeus jest zawiedziony?- zapytałem, bo bóg Nieba miał za duże ego, żeby zawieść się z powodu jakiegoś potwora, czy co to tam jest.
- Widzicie..- Posejdon wziął duży wdech.- To właśnie Zeus poniesie największą stratę. Gaja to poważnie przemyślała zmieniając Córkę Gromowładnego w...
- Co?!- wrzasnęliśmy zgodnym chórem.
- Ale jak Thalia...- zaczął powoli Dominik.
- To nie Thalia...- przerwał mu ojciec.
- W takim razie, znaleziono kolejne zaginione Dziecko Zeusa?- zapytał z nadzieją.
Posejdon pokręcił powoli głową. Sam nie wierzyłem w to co właśnie potwierdził.
- Czy to ma jakiś związek z tą całą sytuacją z syrenami?- spytałem zszokowany.
- Po części. Gdy byliście wtedy pod wodą, Martha umarła...
- Co?
- Ale Hades ją wskrzesił, a raczej jej tylko pomógł i aktywował się u niej proces przemiany, a teraz musimy ją zabić. Wcześniej nie była bardzo niebezpieczna, więc przymknęliśmy na to oko. Niestety Gaja chce rozpętać piekło i w chwili obecnej jest na dobrej drodze.
- Niemożliwe...- wybąkałem.
- Musicie wrócić do Obozu, ale nikomu nie mówcie. Lepiej dla wszystkich, gdy żyją w niewiedzy. Martha uciekła, a wy będziecie musieli ją znaleźć...
- Nie zrobimy tego... - wtrącił Dominik.
- Spodziewałem się tego, więc...- spojrzał na mnie współczująco.- Będę musiał zastosować inne środki...
- Że co?- zaskoczyłem się. Co takiego chciał zrobić?
- Moi ludzie mają na oku tą całą Annabeth. Jeżeli nie podejmiesz się tego zadania, rozkażę im ją schwytać pod pretekstem, że zdradziła bogów, bo pracuje dla Ateny, która natomiast pracuje dla Gai... a kara za zdradę jest naprawdę sroga...
- Nie zrobisz tego...- jęknąłem.
- Wiesz, że jestem do tego zdolny- powiedział stanowczo Posejdon.
- Percy, nie...- błagał mnie Dominik.
Trudno. Nie miałem wyboru.


***Perspektywa Marthy***


Biegłam z całych sił. Myślałam tylko o jednym... żeby jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Od miejsca, w którym zabiłam niewinnego człowieka. Ta myśl nie pozwalała mi normalnie funkcjonować. Najgorsze jest to, że nie potrafiłam uronić ani jednej łzy, mimo że bardzo tego chciałam. Chciałam wyrzucić wszystkie te emocje jakie się we mnie dusiły, ale nie mogłam. Czułam się zagubiona. Biegłam, biegłam, biegłam przed siebie, raz po raz zahaczając o gałęzie drzew. Minęło już dobre pół godziny, lecz ja nie odczuwałam zmęczenia. Dziwiło to mnie, gdyż nigdy nie lubiłam biegać. Zwolniłam tępo, aż wreszcie zatrzymałam się na wzgórzu, z którego widziałam panoramę małego miasteczka. Nigdy nie interesowałam się miejscowościami, które znajdują się w pobliżu Nowego Jorku, więc nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem. Zbiegłam powoli, uważając, żeby przypadkiem się nie potknąć. Miasteczko sprawiało wrażenie na opuszczone, ale gdy znalazłam się na najbliższym skrzyżowaniu, usłyszałam głosy. Pełno głosów. Dochodziły one z baru, który (tak mi się wydawało) znajdował się na końcu miasta, więc jakim cudem je słyszałam? Podążyłam w tamtym kierunku, wycierając rękawem od koszuli twarz, gdyż zorientowałam się, że jestem brudna od krwi. A głupio wyglądałoby, gdybym weszła do jakiejkolwiek placówki zapełnionej ludźmi, upaćkana krwią. Potrzebowałam coś zjeść, bo zaczęłam odczuwać głód, ale obiecałam sobie, że już nigdy nie tknę żadnego człowieka, więc... musiałam zająć się czymkolwiek, aby odwrócić od tego swoją uwagę. Gdy byłam już coraz bliżej celu, do którego podążałam, dobiegła mnie głośna muzyka. Wiedziałam, że za chwilę dotrę na miejsce. Moim oczom ukazał się wielki, neon. Po chwili wchodziłam już do zapełnionego biesiadnikami pomieszczenia. Od każdego było czuć alkohol. Zrobiło mi się niedobrze i byłam pewna, że za chwilę zakaszlę się na śmierć. Na szczęście mój organizm szybko przyzwyczaił się do tego smrodu. Podeszłam do lady, po czym poprosiłam o dwie mega pizze. Miałam ochotę na coś innego, ale do wyboru było tylko jeszcze whisky lub piwo, a osobiście nie przepadałam za tym. I tak czułam się nieswojo. Widocznie rozpoznali, że nie jestem stąd, bo podszedł do mnie taki jeden starszy, totalnie pijany facet.
- Witam. Co tutaj robisz?- wybąkał.
Nie miałam zamiaru odpowiadać, więc typa zignorowałam.
- Nie powinnaś tu przyjeżdżać...
- Niby dlaczego?- warknęłam. Koleś tak mnie denerwował, że miał po prostu szczęście, że nie przebiłam go jakimś ostrym przedmiotem.
- Nie jest tu bezpiecznie...- wymamrotał zupełnie poważnym głosem, jakby naprawdę chciał mnie ostrzec. Patrzyłam na niego jak na wariata, ale miałam już zapytać dlaczego, gdy ktoś mi przerwał.
- Barry, przestań już, wystraszysz nam ostatnich turystów...- zawołał bez entuzjazmu jakiś kolejny koleś. Obróciłam się w kierunku, z którego dobiegał głos. Okazało się, że jego właściciel stoi tuż za mną. Facet imieniem Barry, odszedł od lady, zmieniając się z powrotem na kompletnie nawalonego gościa.  Powiedziałabym, że było to naprawdę dziwne, ale wszyscy w tej knajpie wyglądali na psycholi, więc zwyczajnie to olałam. Jak najszybciej chciałam już stamtąd wyjść. Przyjrzałam się dokładniej temu kolesiowi, który przepłoszył Barry'ego (czy jak mu tam). Był dość wysoki i może tylko o kilka lat starszy ode mnie. Miał  brązowe włosy i oczy. Był dość młody i całkiem przystojny w porównaniu z resztą. Siedział teraz w ciemnym kącie, a ja czułam, że mnie obserwuje. Ciekawość strasznie mnie zżerała. Chciałam wiedzieć o czym mówił ten Barry. Podeszłam więc do tego gościa w kącie, bo jako jedyny nie był pijany. 
- Mogę się przysiąść?- zapytałam ostrożnie.
- Skoro musisz- powiedział lodowato.
Nie wiedziałam od czego zacząć, więc panowało krępujące milczenie. W myślach układałam zdanie, które miałam za chwilę powiedzieć na głos.
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem- rzucił niespodziewanie.- Co cię tu sprowadza?
Zaskoczyłam się. Z początku nie wyglądał na jakiegoś rozmownego, a teraz wydawał się całkiem przyjazny. Pozory często mylą...
- Prawdę mówiąc to chyba uciekłam...
- Przed kim? Natrętny były?
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Raczej beznadziejna ja...
- Bez przesady.
- Mam pytanie...- zaczęłam szybko.- O co chodziło temu facetowi?
- Masz na myśli Barry'ego?
Przytaknęłam.
- Majaczy bez sensu. Ale nie dziwię się. Gdybym wypił tyle co on, to nawet czarne wydawałoby mi się białe- wzruszył ramionami.- A tak w ogóle to jestem Ethan. A ty to...?
- Martha- wtrąciłam.- Ale gdy powiedział mi, że tu nie jest bezpiecznie, to wydawał się całkiem trzeźwy...- ciągnęłam dalej.
- Chcesz zabawić się w łowcę potworów?- zapytał sarkastycznie.
- Potworów? One nie istnieją...- nie wiedziałam co o tym myśleć.. 
- Widzisz. Nawet jeśli powiedziałbym ci, to nie uwierzyłabyś.
- Proszę... Chcę wiedzieć. Nie będę się śmiać. Słowo skałta- zaśmiałam się nerwowo.- Tak naprawdę nigdy nie byłam skałtem...- dodałam.
- No co ty...
- Odpowiesz mi w końcu?
- Naprawdę nie wiesz?
- No nie.
- Skąd jesteś?
- Z Nowego Jorku...
- I naprawdę w wiadomościach nawet o tym nie wspomnieli?
- O czym? Czekaj... Gdzie ja w ogóle jestem?- zdekoncentrowałam się.
- W Middletown. Jakieś 70 kilometrów od Nowego Jorku.
- Niemożliwe.
- A jednak- rzucił przez ramię i podszedł do telewizora, który wisiał na ścianie. Spojrzał na zegarek i włączył go. Trwały wiadomości. Na dolnym pasku, który przesuwał się w rogu, wyczytałam napis: " W tym miesiącu było w sumie 41 ofiar mrocznej bestii. To przypada na ok. 10 morderstw tygodniowo...(...) Dzisiaj rano znaleziono kobietę, lat ok. 35, przy drodze wylotowej. Była rozszarpana i...". Wyłączył.
- Tyle ci wystarczy?- spytał zdenerwowany. Wychodziło na to, że sam nie wiedział ile osób zginęło, a to co zobaczył wyprowadziło go z równowagi.
- Dlaczego nic z tym nie robicie?- zaniepokoiłam się.
- Każdy kto postanowił stawić czoło temu potworowi, nie przeżył z nim spotkania- stwierdził obojętnie.
- A wiadomo gdzie on jest?
Zmieszał się.
- Chyba nie masz zamiaru go szukać?
- Tak tylko pytam.
- To byłoby samobójstwo. On jest nieobliczalny i porywczy...
- Mówisz jakbyś go znał...- palnęłam.
Przyglądał mi się milczeniu.
- Na mnie już pora...- po chwili wstał i powędrował w kierunku wyjścia, zostawiając mnie samotną przy stoliku. Podążyłam w jego ślady.
- Ej!  Ethan! Nie powinieneś wychodzić- złapałam go za rękaw.- Sam powiedziałeś, że gdzieś tutaj jest jakaś bestia.
- W domu mam młodszego brata i muszę go pilnować- mruknął. Wyszarpał się z mojego uścisku, a po chwili straciłam go z oczu. Pomyślałam o Thalii... Ciekawe co teraz robi... Otrząsnęłam się  z rozmyślań i postanowiłam rozprawić się z tym potworem.

***

Szłam ciemną ulicą. Wiem, że powinnam słuchać ostrzeżeń i nie wychodzić z knajpy, ale uważałam, że to niemożliwe, że śmiertelnicy widzą potwory. Musiałam to sprawdzić. A z drugiej strony wiele rodzin przez nią cierpi, więc ktoś musi stawić jej czoła. Drogi były przeraźliwie puste, bo wszyscy pewnie bali się opuszczać mieszkanie. To się musi skończyć. Przecież to nienaturalne, bać się swojego miejsca zamieszkania. Wiatr wiał pomiędzy wąskimi uliczkami. Jego świst powodował, że to miejsce było jeszcze straszniejsze. Wszędzie panowała cisza. Powoli zaczęłam się zastanawiać, czy nie zostałam wkręcona. W końcu każdemu mogli wcisnąć kit o potworze z Middletown. Nagle usłyszałam krzyk, który po chwili ucichł i wszystko wróciło to tzn. "normy". Pobiegłam do miejsca, z którego dochodził. Przez tą sekundę, co go słyszałam, mogłam wywnioskować, że należał do kobiety. Przyspieszyłam. Gdy wydawało mi się, że dotarłam do tego miejsca, niczego tam nie znalazłam. Wytężyłam słuch i węch. Krew. Mam. Znalazłam. Podążyłam za zapachem, który doprowadził mnie w ślepy zaułek. Zobaczyłam coś, co na zawsze zmieniło moją psychikę i ogólny tok myślenie. Nie wierzyłam w to, co widziałam. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Kompletnie mnie zatkało. Na końcu ulicy znajdowała się kobieta, a koło niej stał mężczyzna... wssany w jej szyję.



Hej :D Rozdział dodany znacznie później niż planowałam, ale to moja wina, bo nie chciało mi się myśleć. Sądzę jednak, że nic wielkiego się nie stało... No dobra. A teraz chcę życzyć wszystkim Wesołych Świąt! ^^