środa, 29 października 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 15

Wiadomość od ojca

***Perspektywa Percy'ego***

Wszyscy byli już na miejscu zbiórki, tylko oczywiście Martha się spóźniała. Dziedziczka. Ona powoli zaczyna działać mi na nerwach. Już rozumiem, dlaczego Thalia jest na nią taka zła.
- Gdzie ona jest!?- Clarisse nie miała tyle cierpliwości co ja.
- Pewnie zaraz przyjdzie. Przede wszystkim zachowajcie spokój- bronił Córki Zeusa Nico.
- Powiedział, co wiedział- burknęła Córka Aresa.
- Nawet jeśli przyjdzie cała i zdrowa, to ja jej coś zrobię- Thalia powoli wychodziła z siebie. Były takie momenty, w których myślałem, że Marcie mogło się coś stać, ale znając ją, robi nam po prostu na złość. W sensie Thalii, bo mnie to nie obchodzi czy przyjdzie teraz czy później.
- Jestem!- nie minęła może chwila, a już usłyszałem za sobą znajomy głos. Obróciłem się i zobaczyłem Córkę Zeusa, która szła w naszym kierunku. Widać, że jej się nie spieszyło.
- Dłużej nie można było!?- zapytała sarkastycznie Thalia.
- Nie, bo byś się za bardzo o mnie martwiła- Martha posłała jej przesłodzony uśmieszek i gdy tylko Thalia go zobaczyła, a ich spojrzenia się spotkały, widać było, że za chwilę skoczą sobie do gardeł. 
- A gdzie Vanessa?- zmieniłem szybko temat.
- Poszła już. Po drodze spotkałyśmy chłopaków i zdecydowali, że nie opłaca im się już wracać- Córka Zeusa wzruszyła ramionami.
- A co cię oni obchodzą?- spytała Clarisse.- Zakochany?
- Nie, no coś ty- czułem jak się czerwienię.- Pytałem się ze względu na ciebie...
Czułem jak Córka Aresa, patrzy na mnie swoim zabójczym spojrzeniem. Minuty, a może nawet sekundy dzieliły mnie od śmierci. I gdyby nie Thalia, sztylet Clarisse znalazłby się w mojej szyi lub w ramieniu, bo nie wiadomo czy w szyję by trafiła. 
- Nico, po ilu nas weźmiesz?- ton głosu Córki Pana Nieba mówił wszytko. Niech tylko Syn Hadesa powiedziałby, że pojedynczo, to już musielibyśmy szykować pogrzeb.
- Spróbuję po dwóch- oznajmił od niechcenia Nico.
- No ja myślę. W takim razie Martha i Percy pójdą pierwsi, a później ja i Clarisse- powiedziała Thalia.- No dalej. Na co czekacie?
- Na specjalne zaproszenie- Martha pokazała siostrze język, ale Thalia nie mogła już jej nic zrobić, bo Nico w ostatniej chwili wziął nas w tą jakże szybką i ekscytującą podróż. Nienawidziłem tego typu transportu. Było strasznie ciemno, a mimo to czułem jak wszystko wokół mnie wiruje. Po niecałych 5 sekundach zrobiło mi się niedobrze. Na szczęście długo to nie trwało, bo nie ukrywajmy, ale jest to jeden z szybszych form podróżowania. Zamknąłem oczy, ponieważ jakoś lepiej jest mi to znieść, gdy niczego nie widzę.
- No otwórz już- usłyszałem głos Marthy, która delikatnie mnie szturchnęła. Otworzyłem oczy.
- Gdzie jest Nico?- zapytałem, widząc, że jesteśmy sami.
- Poszedł po resztę. Powiedział, że lepiej ci nie przeszkadzać, ale nie mogłam się powstrzymać. Chciałam zobaczyć twoją reakcję- obrzuciła mnie swoim badawczym spojrzeniem.- Cóż. Nic specjalnego.
Otrzepałem się z ciemnej i lepkiej ziemi, bo nie wiem jak, ale wylądowałem w błocie.
- Też czujesz jakby wszystkie twoje wnętrzności chciały wyjść na świeże powietrze i polecieć w kosmos?- Córka Zeusa próbowała się uśmiechnąć, ale coś jej nie wyszło. Była naprawdę blada.
Przytaknąłem, bo tylko na taki gest miałem siłę. Martha usiadła na ziemię, opierając się plecami o drzewo. Za chwilę dołączyła do nas reszta. Nikt się nie odzywał, ponieważ każdy czuł się tak samo. Jednak Syn Hadesa wyglądał chyba najgorzej, jakby miał zemdleć. Pamiętam, jak mówił, że to jest dla niego bardzo męczące, ale Thalia nic sobie z tego nie robiła. Trzeba było się zbierać, więc wszyscy z wielkim trudem ruszyli przed siebie w kierunku Obozu. Szliśmy w milczeniu przez las, bo zdaniem Thalii w lesie powinniśmy zachowywać się cicho. Bla bla bla, dalej już nie słuchałem. Nie minęło więcej niż 5 minut, a już widziałem bramę do Obozu Herosów. Kiedy przekroczyliśmy ją, czekałem na wiwaty i brawa, a tu nic. Wszyscy zajęci byli swoimi codziennymi sprawami, tak że nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi. Muszę jednak przyznać, że w Obozie wszyscy byli tacy jacyś smutni i przygnębieni. Przełknąłem ślinę. To może oznaczać, że Dionizos wrócił wcześniej z wakacji, bo nie wiem czy już wspominałem, ale Pan D. postanowił zrobić sobie krótką przerwę. Spojrzałem ukradkiem na Marthę, która była oburzona.
- NO CO WY!?- krzyknęła. Wszystkie spojrzenia zostały utkwione w niej, po czym dalej zabrali się do swoich zajęć- Też się cieszę, że żyjemy- mruknęła pod nosem.
- Kochani!- zobaczyłem galopującego w naszą stronę centaura.- Cudownie was widzieć!
Uśmiechnąłem się. Na widok Chejrona poczułem się taki jakiś bezpieczny. Choć nie zaskoczyło mnie to, ze na jego twarzy mieszał się smutek z radością, jak u wszystkich. Ale on chociaż cieszył się z naszego powrotu.- Naprawdę cudownie, że żyjecie, ale nie chcę owijać w bawełnę. Do rzeczy. Percy, musimy porozmawiać, Martha,ty musisz iść po przepowiednię do Rachel, no a wy jesteście wolni- wskazał palcem na Nico, Thalię i Clarisse, którzy odetchnęli z ulgą. Ja natomiast byłem przerażony. Co musi być tak ważne, że nawet nie mogę wziąć porządnej, gorącej kąpieli? Chciałem już się podburzyć i zbuntować, ale stwierdziłem, że jedna godzina mnie nie zbawi. Udałem się spokojnie za Chejronem do Wielkiego Domu.


***Perspektywa Marthy***

Byłam wściekła na Chejrona, ponieważ właśnie miałam zamiar się położyć i zasnąć na kilka dni. Tak po prostu się wyłączyć i odpocząć. Ale nie, musisz iść po przepowiednię. A co jeśli ta przepowiednia mi się nie spodoba? Można złożyć reklamację? Szliśmy w milczeniu. Ostatnio jest to naszą taką tradycją. Hah, nic nie mów, bo myślę. czasami zastanawiam się o czym oni tyle myślą. Jakby nie mogli pogadać. Pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Chejron to chyba myślał, jak urządzić swój pogrzeb lub jakie miejsce wybrać na tegoroczny urlop. Ciężko stwierdzić, gdyż minę ma jak posąg. A tak  w ogóle to ile żyją centaury? Ile on ma teraz lat? Bo nie wygląda nawet na wiek podeszły. W ciągu tych kilku dni, w których go nie widziałam, bardzo się postarzał. Może ma jakieś zmartwienie? Nie wypada zapytać się go o wiek, to takie nie kulturalne. Zanim się obejrzałam, przekroczyłam próg Wielkiego Domu. Na spotkanie wyszła nam rozpromieniona, rudowłosa Rachel. Zawsze jej zazdrościłam tego koloru włosów. Taki mały problem, bo zawsze chciałam być ruda i nawet kiedyś się przefarbowałam, ale nie uzyskałam tego efektu, na którym mi zależało.
- Hejka- powitała nas radośnie zielonooka dziewczyna.
- Hej- wymamrotałam. Wiadomość, że niedługo dostanę od niej jakąś mrożącą krew w żyłach przepowiednię, nie poprawiała mi nastroju. Rachel posmutniała, gdy tylko przeniosła wzrok na Syna Posejdona. Spojrzała na niego ze współczuciem.
- Tak mi przykro- oświadczyła.
- A niby dlaczego?- Percy wyglądał na zaskoczonego.Spojrzał wyczekująco na centaura.- Czy ktoś mi powie o co chodzi?- zdenerwował się.
- Percy, mamy wiadomość od twojego ojca- zaczął niepewnie Chejron.- Powiadomił nas, że Gaja oczyszczała swoje lochy z cyklopów...- zatrzymał się. Mina Percy'ego zrzedła. Dosyć długo trwało zanim zrozumiałam co to znaczy, gdy w końcu doszło do mnie, że Gaja pozabijała wszystkie cyklopy, które zajmowały jej lochy.
- Nie można było od razu powiedzieć, że ta wiedźma powybijała wszystkie cyklopy? Trzeba mówić tak, żeby człowiek musiał się domyślić?- wypaliłam oburzona. Percy wyglądał jakby zaraz miał zejść nam na zawał.
- Tyson- wydusił. Dopiero doszło do mnie, że Percy ma brata cyklopa, a raczej miał.
- Przykro nam- centaur próbował pocieszyć Syna Posejdona.- Może herbaty?
Percy patrzył tępym wzrokiem na ścianę, powoli się po niej osuwając. Wygląda na to, że Chejron nie uzyska już odpowiedzi.


Skończone szybciej niż to planowałam, ale znajcie dobre serce... mojej przyjaciółki, która nękała mnie po nocach i w ciągu dnia, żebym w końcu wstawiła ten rozdział i oto jest. Jak już mówiłam rozdział pisany pod wielką presją, więc nie liczcie na cuda. Jednak myślę, że najgorszy nie jest, długość chyba też dobra, więc ja jestem z siebie dumna :D Komentujcie ;*

sobota, 11 października 2014

HEROSI OLIMPIJSCY: POWRÓT DO POCZĄTKU

Rozdział 14

Ucieczka

***Perspektywa Percy'ego***


- Annabeth? Annabeth?!- wrzeszczałem jak opętany. Ale nic, pustka, cisza.
- Percy, ogarnij się...- mruknęła Martha.- Rozłączyła się. Nic na to nie poradzisz.
- A co jeśli coś jej się stało? Znam ją. To nie w jej stylu- martwiłem się.
- Po prostu się już opanuj...- burknęła Córka Zeusa.
- Łatwo ci mówić, ty nie...
- Dosyć! Już koniec!- przerwała mi Thalia.- Przestańcie, bo zachowujecie się jak dzieci.
Rzuciłem jej mordercze spojrzenie, ale nie ja jeden. Tylko, że gdyby Thalia nie była Córką Zeusa, to spojrzenie Marthy dawno by ją już zabiło. Ale dzielnie je wytrzymała.
- A ty to co?! Dorosła?!- oburzyła się Martha. Chciałem już dodać, że Thalia jest przecież teoretycznie starsza, ale to byłoby na moją niekorzyść.
- Po prostu chcę powiedzieć, że powinniśmy już wracać do obozu i więcej nie zwlekać. Choć znając ciebie i twój długi ogon...- nie dokończyła. Nie za bardzo zrozumiałem, o co jej chodziło, ale tak czy siak jeszcze bardziej wnerwiło Marthę. Myślałem, że zjedzą się żywcem. Obie patrzyły sobie w oczy gniewnym spojrzeniem. Nic nie rozumiem. Przed chwilą były normalne, a teraz wyglądało jakby chciały się na siebie rzucić.
- To może ja zobaczę, kiedy odlatuje samolot...- zacząłem niepewnie.- A wy postarajcie się jakoś dogadać.
Chyba tylko pogorszyłem sprawę.
- Samolot? Pogrzało cię?!- Thalia widząc, że nie wiem, dlaczego to tak bardzo zły pomysł , zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wzięła głęboki dech, aby trochę ochłonąć.- Posłuchaj. Potrzebujemy jakiegoś szybszego sposobu, a nie samolotu- wyjaśniła zirytowana.
Nico wyglądał na przerażonego.
- Nie wiem, czy dam radę. To naprawdę męczące- wtrącił. Do tej pory to każdy przyglądał się z boku tej całej sytuacji za mną w roli głównej.
- Ale musisz. Za godzinę spotkajmy się na tyłach hotelu- oznajmiła Clarisse, wymieniając spojrzenie z Thalią.
- Racja. Macie godzinę na ogarnięcie się i wracamy do Nowego Jorku- Thalia powiedziała to do wszystkich, ale widać było, że ewidentnie zwracała się do Marthy.- A ty Nico, odpocznij.- dodała na zakończenie. Każdy poszedł w swoją stronę, tylko ja nie wiedziałem co z sobą począć. Ciągle zastanawiałem się, dlaczego Ann przerwała rozmowę.


***Perspektywa Marthy***

Miałam godzinę na zadanie wszystkich nurtujących mnie pytań. Cudownie. Jak ja to kocham. Zrób to, zrób tamto, masz godzinę. Ekstra. A na dodatek Vanessa nie może wrócić z nami, bo szuka Zary, złej syreny, a w Nowym Jorku jej nie było, więc po co ma zaczynać od początku. szukałam odpowiedniego miejsca, żeby nikt nas nie podsłuchał czy coś, choć wątpię czy ktoś by nas zrozumiał. Szłyśmy w kompletnej ciszy. Wciąż byłam zła na Thalię, a Vanessa widząc to, wolała po prostu milczeć. Dzięki jej za to. Musiałam wszystko sobie poukładać, a ta kłótnia z Thalią wcale mi w tym nie pomagała. Prawdę mówiąc, to nawet nie wiem, dlaczego jestem na nią taka wciekła. Nagle wezbrał we mnie taki gniew, że nie potrafiłam go opanować, a Thalia wydawała mi się za najlepszy cel, aby wyładować energię. Jeszcze Annabeth. Martwię się o ni, bo naprawdę ją polubiłam. Z zamyślenia wyrwał mnie cudowny widok. Zamrugałam. Czułam się jak w bajce. Znajdowałam się na górze pełnej przepięknych roślin, których na pewno nie ma w Ameryce. Trawa była mocno zielona i wyglądało jakby to miejsce nigdy nie zostało naruszone przez człowieka. Góra ta była wysoka, a widok miała z jednej strony na ocean, a z drugiej na miasto. Gwałtownie się zatrzymałam, rozglądając się dookoła. Czułam jakby czas zwolnił. Wydawało mi się, że każda sekunda trwa w nieskończoność. I nagle w mojej głowie eksplodował przeszywający ból. Miał swoje źródło między oczami, ale promieniował aż na tył głowy, rozłupując mi czoło niczym młot pneumatyczny. Musiałam zacisnąć usta, żeby nie zawyć z bólu. Nogi miałam jak z waty, więc podtrzymałam się najbliższego drzewa. Ból był tak oślepiający, że miałam wielką ochotę zmrużyć oczy, ale cudem udało mi się ich nie zamknąć.
- Martha! Poczekaj!- usłyszałam głos jakby z oddali, który ledwo do mnie docierał. Koło mnie stanęła zdyszana Vanessa. Czoło miała mokre od potu i ciężko dyszała.- Wreszcie! Już myślałam, że się nigdy nie zatrzymasz. Musiałam za tobą biec, aby nie stracić cię z oczu. Gdzie się tak spieszyłaś?
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że tak szybko idę- mruknęłam. Ból momentalnie ustał. Jakby wyrwała mnie  z jakiegoś transu.
Przyjrzała mi się uważnie.
- Wołałam cię, ale ty zachowywałaś się jakbyś mnie w ogóle nie słyszała. Coś ci jest?
- Mnie? Nie. Albo tak. Sama już nie wiem- przysiadłam zrezygnowana na głazie, który znajdowała się obok. Vanessa usiadła na trawie na przeciwko mnie i spojrzała na mnie wyczekująco.
- No co?- burknęłam.
- Coś ci jest albo coś cię gryzie...- ciągnęła. Nadal przyglądała mi się uważnie.
- Nic mi nie jest- skłamałam.- Ale mam pytanie.
- Wal śmiało- rzuciła obojętnie.
Na myśl przytłoczyło mi się pełno pytań. Ciężko było mi wybrać, które zadać pierwsze.
- Czy zawsze będę już miała srebrne oczy i czarne włosy?- palnęłam. To pytanie chyba najbardziej mnie niepokoiło.
- Nie. To będzie zależeć od faz księżyca. Gdy będzie pełnia, będziesz czuła przypływ wielkiej energii, a jednocześnie twój wygląd się zmieni. Włosy czarne jak węgiel, a oczy będą ci świecić żywym srebrem. Będziesz musiała być bardzo ostrożna, bo pełnia bardzo wpływa na nasze uczucia, niestety negatywnie. Złość, nienawiść i żądza mordu. To będzie ci towarzyszyć, więc wtedy lepiej odizolować się od jakiegokolwiek towarzystwa. Natomiast im bliżej nowiu, tym wszystko będzie wracać do normy. Podczas gdy księżyca nie będzie widać na niebie, twoje oczy będą koloru naturalnego, który być może nasili się, ale to tylko tyle. Tej fazy nie powinnaś się obawiać-  wytłumaczyła spokojnie.
- Dobrze wiedzieć- stwierdziłam.- A ile jest syren na świecie?
- Dużo. Ale muszę ci powiedzieć, że nie z naszego gatunku. Jesteśmy bardzo rzadkie, wręcz niektórzy uważają nas za wymarłe.
- A jakie są jeszcze gatunki syren?- zapytałam. Nie zostało mi dużo czasu, więc trzeba było się sprężać.
- Syreny Południowe. Ich jest chyba najwięcej. Są bardzo miłe i przyjacielskie. Syreny, które zamieszkują Morze Potworów. Jest ich już mniej niż poprzednich, ale nadal dużo. Są wstrętne i wredne, ale lepiej spotkać je niż nasz gatunek. My, czyli Syreny Północne. Jest nas najmniej i jak już wcześniej wspominałam, jesteśmy uważane za wymarłe, ale to nieprawda. Te syreny charakteryzują się tym, że mogą swobodnie chodzić po lądzie, a dopiero gdy chcą, to pod wodą zamieniają się w prawdziwe syreny- odpowiedziała na moje pytanie.
- Czyli mogą sobie chodzić na basen i pływać jakby nigdy nic?
- Tak, jakby nigdy nic- westchnęła.- Dlatego ciężko stwierdzić, kto jest taką syreną.
- A czy Syreny Północne mają ogony?- spytałam.
- Tak, A czemu pytasz?
- Bo ja nie miałam- oznajmiłam.
- To była dopiero twoja pierwsza przemiana. Na co ty liczyłaś?
- Na nic. Tak się pytam- trochę głupio mi się zrobiło, bo miała rację.
- Mam jeszcze jedno pytanie...- zaczęłam niepewnie.
- Mówiłaś, że syrenę może powstrzymać tylko prawdziwa miłość- wymamrotałam.
- No tak. W przypadku syren północnych, to chyba jedyne wyjście. Bo są jeszcze syreny południowe, ale one raczej nie mają takich problemów- wyszeptała zdziwiona takim oczywistym pytaniem.
- A jakby się zdarzyło, że no na przykład jakaś syrena nie ma swojego księcia z bajki. To co wtedy?- zapytałam. Gdy dotarły do niej te słowa, spojrzała na mnie przestraszona. Widocznie nic dobrego z tego nie będzie.
- Co masz na myśli?
- No ja jeszcze go nie spotkałam...-ciągnęłam dalej.
- Co?- ta wiadomość ją przeraziła.- Ale myślałam, że ty i...
- To źle myślałaś- przerwałam jej. Zapanowało dziwne milczenie. Vanessa zastanawiała się nad czymś zawzięcie.
- No. W takim razie będziesz musiała się pilnować podwójnie- powiedziała w końcu.
- To super- burknęłam.
- Posłuchaj. Ja też mam pytanie- oznajmiła szybko. Skinęłam głową na znak, że może je zadać.- Jak to możliwe, że twoim ojcem jest Zeus?
- Normalnie. W syreny wierzysz, ale w bogów olimpijskich to już nie. Oryginalne- palnęłam ironicznie.
- To oni istnieją?- zaskoczyła się.
- No.Wszystko co z mitologią jest związane, istnieje- wytłumaczyłam. Nie za bardzo zdziwiłam ją tą wiadomością.


***Perspektywa Annabeth***


- Co się stało- spytał Mark, bo ja nie mogłam niczego wydusić.
- Musicie uciekać i to teraz- wydusiła Atena.
- Ale...- zaczęłam.
- Teraz- powiedziała stanowczo moja mama. Nie miałam ochoty się z nią spierać, więc robiłam co mi kazała.
- Musicie przedostać się przez główną straż i zejść do podziemi...- oznajmiła Bogini Mądrości.
- Ale...- tym razem Mark musiał dodać swoje trzy grosze.
- No co?- zniecierpliwiła się Atena.
- Już nic- burknął.
- To dobrze. Potem idźcie przed siebie, a wyjdziecie na stepy. Tam łatwiej będzie wam wezwać pegazy, które zaniosą was do Obozu Herosów.
- A co z tobą?- zapytałam.
Uśmiechnęła się ponuro.
- Ja tu zostaję- powiedziała.- Zawarłam umowę i przysięgłam na Styks, więc nie mogę uciec, ale za to wy możecie. Jak spotkasz Zeusa- zwróciła się do mnie.- To przeproś go ode mnie.
- Oczywiście, ale przecież niedługo sama to zrobisz- próbowałam ją pocieszyć.
- Na pewno- posmutniała jakby nie była tego całkiem pewna. - Idźcie już. Wiem, że sobie poradzicie- zmieniła temat.
- Wrócę po ciebie. Obiecuję- powiedziałam do niej przez ramię, kiedy odchodziliśmy. 
Minęliśmy straż z łatwością i znajdowaliśmy się już w podziemiu. Tunel wyglądał na bardzo stary, został wybudowany jeszcze w średniowieczu. Był długi, ale czas minął mi bardzo szybko. Całą drogę rozmawiałam z Markiem, a przy nim nie liczyłam czasu. Wydawało mi się, że minęło jakieś dziesięć minut i wyszliśmy na świeże powietrze, na stepy. Zawołaliśmy pegazy i lada moment pojawiły się już koło nas. Powoli wznosiliśmy się ku górze. Cieszyłam się, że w końcu wrócę do Obozu, spotkam przyjaciół, że będę wreszcie w domu.


Skończone. Rozdział pisany powyżej miesiąc. Mój rekord :)
Mam nadzieję, że warto było czekać ;>
Komentujcie ;3


♥Marry♥